wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 15 - Watch Out For Him

Nie było mnie tu długo. Stanowczo za długo. Jednak spięłam się w końcu i napisałam coś. Nie chciałam, żebyście musieli czekać na rozdział do następnego roku (ha ha, żartowniś ze mnie :>)
Kompletnie dobił mnie ostatnio brak weny, jednak postanowiłam to w końcu napisać. Rozdział nie jest długi. Nie jest też dobry, albo ujmę to inaczej - nie jest taki jaki chciałam, żeby był.
Nie mniej jednak mam nadzieję, że wam przypadnie do gustu. ;)
Dziękuję wszystkim za 7,500 wyświetleń. Dla mnie to naprawdę coś, czego nigdy nie spodziewałam się osiągnąć. 
Nie wiem kiedy dodam następny (choć sama chciałabym, żeby to było szybko, bo szczerze mówiąc stęskniłam się za tą osobliwą parką). 

Rozdział 15 - Watch Out For Him

Mówią, że kobieca intuicja nie zawodzi. Moja od rana podpowiadała mi, że wydarzy się coś złego. Nienawidziłam tego uczucia, które towarzyszyło mi przez cały poranek. To przeczucie po prostu nie dawało mi spokoju.
Kiedy zadzwonił tata, byłam pewna, że ma dla mnie złe wieści. Jak się okazało, że to tylko "krótka wizyta na jedną noc w Londynie, załatwiając interesy" odetchnęłam z ulgą, jednak od razu moje obawy powróciły. Kobieca intuicja przecież nie zawodzi. Jeśli nie o ojca chodzi, to o co innego?
Przechodziłam zamyślona między alejkami w supermarkecie i wkładałam do koszyka potrzebne do przygotowania kolacji składniki. Ponownie przez moje ciało przechodziło dziwne uczucie, tym razem wydawało mi się, że byłam obserwowana. Każda osoba nagle była podejrzana. Wszyscy zdawali się mi przyglądać. Valerie, przestań tak myśleć, to tylko twoja wyobraźnia płata Ci figle od kiedy dowiedziałam się prawdy o Danielu. Czy się bałam? Kiedy byłam sama - tak. Wiem, że przy Louisie nic mi nie groziło, to przy nim było moje miejsce.
Nagle z zamyślenia wyrwała mnie mała dziewczynka, która wybiegła zza alejki i zderzyła się z moim koszykiem. Upadła, ale nie zaczęła płakać. Szybko pomogłam jej wstać.
-Prze.. Przepraszam - powiedziała nieśmiało.
-To nic takiego. Coś ci się stało? - zapytałam z troską poprawiając jej płaszczyk. Uśmiechnęła się tylko do mnie i pokręciła przecząco głową. W pewnej chwili mój wzrok powędrował na mężczyznę opierającego się lekceważąco o regał i przyglądającemu mi się z uśmieszkiem. To już nie była moja wyobraźnia, on tam rzeczywiście był. Potrząsnęłam głową i starałam się o nim nie myśleć. 
-Pomóc Ci znaleźć Twoją mamę? - zagadnęłam dziewczynkę, na co ponownie pokręciła głową i uciekła. Była chyba trochę przestraszona sytuacją, jednak na pewno nie tak jak ja. Ułamek sekundy później kontrolnie spojrzałam w kierunku nieznajomego. Nie było go tam. Moje ciało ogarnęło uczucie paniki. Może jednak tylko go sobie wyobraziłam? Jak najszybciej chciałam znaleźć się w samochodzie.
-Dziękujemy za zakupy i zapraszamy ponownie - powiedziała kasjerka z uśmiechem na co tylko odwzajemniłam gest i zabrałam torbę udając się do wyjścia. W pewnej chwili poczułam, że ktoś za mną idzie. Serce podskoczyło mi do gardła i miałam zamiar uciekać, kiedy nagle uświadomiłam sobie, że to przecież miejsce publiczne i nic mi się nie stanie. Niemałe było moje zaskoczenie, gdy uświadomiłam sobie, że to tylko ta dziewczynka, która zderzyła się z moim koszykiem podeszła do mnie.
-Jeszcze raz chciałam przeprosić, że na panią wpadłam.
-Naprawdę, nic się nie stało - odpowiedziałam naturalnie, uśmiechając się do niej. 
-Chciałam też panią ostrzec - stwierdziła ze śmiertelną powagą, na co tylko spojrzałam na nią ze skonsternowaniem.
-Proszę uważać na tego mężczyznę ze sklepu. Ciągle panią obserwował - powiedziała odrobinę ciszej, jakby nie chciała, żeby ktoś ją usłyszał.
Rozejrzałam się dookoła. Co do cholery?! Czy ja jestem w jakiejś ukrytej kamerze?! Ostatnimi czasy czuję, jak moje życie zamienia się w niskobudżetowy show. Przyglądałam się jej jeszcze przez chwilę z otwartą ze zdziwienia buzią. Nagle poczułam jak ktoś oplata mnie ramieniem w talii. Uniosłam wzrok na Louisa, który od razu wybadał mój niepokój i zacieśnił uścisk przyciągając mnie do swojego boku. Dziewczynka pomachała mi i od razu podbiegła do swojej mamy. Odprowadziłam ją wzrokiem do samochodu i zwróciłam się do Louisa.
-Chcę się znaleźć jak najszybciej w domu, proszę - powiedziałam błagalnym tonem. Ruszyliśmy w stronę auta. Rozglądałam się po parkingu w poszukiwaniu mężczyzny. Chciałabym znaleźć gdzieś potwierdzenie, że jednak wymyśliłam sobie to wszystko. Chciałabym nagle po prostu się obudzić, ponieważ wciąż miałam nadzieję, że to jednak był sen. 
-Czy coś się stało - zapytał Lou po pewnym czasie, kiedy siedziałam bez słowa wpatrując się w przestrzeń za oknem.
-Myślisz, że wszystko jeszcze będzie okej?
-Valerie, przecież jest okej - zatrzymał samochód na poboczu i spojrzał na mnie badawczo.
-Co się stało w sklepie? - spytał ponownie.
-Był tam taki facet, a ta dziewczynka ostrzegła mnie, żebym na niego uważała, no i to przeczucie, strach - zaczęłam mówić dużo, jak zawsze kiedy coś się dzieje.
-Cii - przerwał mi nagle i ujął moją dłoń. - Obiecuję Ci, że kiedyś będziemy się z tego śmiać.
Spojrzałam na niego z nadzieją i lekkim spokojem. Mógł mi chociaż dać zapewnienia.
-Jedźmy już do domu.

***


-Dobra Harry, tata będzie tu niebawem, więc po prostu udawajmy tak jak się wcześniej umawialiśmy - powiedziałam zdenerwowana, poprawiając jego kołnierzyk od koszuli. Bardzo zależało mi, żeby dziś ta sprawa się zakończyła pomyślnie, ponieważ mamy już za dużo problemów z Danem, po co mi jeszcze problemy ze strony taty.

-Mówiłem Ci już, że ja nie będę udawał - stwierdził patrząc na mnie badawczo. Jego włosy zaczesane były do góry i muszę przyznać, wyglądał bardzo elegancko. Bardziej niż zwykle.
-Harry, nie mów mi tego, proszę. Mam przez to wyrzuty sumienia - podeszłam do niego i przytuliłam się.
-Jestem pewna, że znajdziesz taką dziewczynę, która będzie na Ciebie zasługiwała. Na pewno ją polubię - powiedziałam, spoglądając na niego w górę. W moim oku autentycznie zakręciła się łza. Mówiłam to, bo byłam tego pewna, nie dlatego, że chciałam go zbyć. Zależało mi na Harrym jako na osobie, z którą mogę zawsze porozmawiać i wiem, że zawsze mnie wysłucha.
Pomimo tego, że na początku nie darzyłam go sympatią to wiem już, że jest bardzo wartościowym chłopakiem. 
Nagle przerwał nam Lou, odchrząkując. Oderwałam się od Harry'ego, poprawiłam sukienkę.
-Twój ojciec już przyjechał - odparł neutralnie, jednak znałam go już na tyle dobrze, że z jego zachowania odczytałam irytację. Przechodząc obok Louisa sprawdziłam czy siniec pod jego okiem nadal jest ukryty pod makijażem. Mam nadzieję, że ojciec tego nie zauważy. Tomlinson poszedł pierwszy i witał się z ojcem. Tata nie był sam.
-Valerie, dobrze że jesteś - ruszył w moją stronę i od razu zamknął mnie w objęciach. Stałam tam rozkojarzona i nie odwzajemniłam gestu. 
-Nie cieszysz się, że przyjechałem? - spytał, oczekując jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. 
-Vanesso poznaj moją córkę - wskazał na mnie, zwalniając drogę wysokiej blondynie z fałszywym wyrazem twarzy. - Valerie poznaj Vanessę. 
-Witaj kochana, rzeczywiście jesteś prześliczna, jak opowiadał twój ojciec - wyszczerzyła swoje śnieżnobiałe zęby i zalotnie spojrzała w stronę taty.
-Tak, dziękuję - odpowiedziałam sucho i zmierzyłam ją wzrokiem. Ona nie pasuje do mojego ojca. On nie może z nią być.
-Witam panie Crossley - przerwał Harry w niezręcznym momencie. - Nazywam się Styles. Harry Styles.
-Nie baw się w Bonda - skarciłam go, przytulając się do jego boku. W końcu musiałam zacząć odgrywać moją rolę. Jednak byłoby to o wiele łatwiejsze bez tej blond lali w korytarzu.
Mężczyźni podali sobie dłonie, a ojciec pokiwał głową z aprobatą i wysłał mi przyjazne spojrzenie. Jednak nie otrzymał go ode mnie. To było trochę za dużo. Nie potrafiłam jeszcze zrozumieć tego, co się właśnie stało.
-Możemy zamienić słówko? - wypaliłam i pociągnęłam go to kuchni, nie czekając na jego odpowiedź.
Z korytarza usłyszałam jak Louis proponuje aby przeszli do jadalni.
-Kto to do jasnej cholery jest?! - wykrzyknęłam uniesiona. Krew buzowała w moich żyłach. Czułam, że nie wytrzymam tego, co się dziś będzie działo.
-Valerie, uspokój się - nie miałam zamiaru. 
-Myślałam, że naprawdę kochałeś mamę - powiedziałam z wyrzutem. To było to, o czym naprawdę myślałam. Nie mogłam zrozumieć dlaczego wybrał takiego pustaka, tak łatwo zapominając o mamie.
-Nie ma jej już od 11 lat. To normalne, że po takim czasie w końcu człowiek kogoś znajduje.
-Gdyby to nie było totalne przeciwieństwo mamy, nie miałabym nic przeciwko. Na pierwszy rzut oka widać, że zależy jej tyko na twoich pieniądzach. Jeszcze może będzie chciała się ze mną przyjaźnić?! "Och Valerie, może zrobimy sobie manicure?" - tak tato, tak to widzę. 
-Nie przesadzaj, spróbuj zaakceptować mój wybór. 
-Prosisz mnie o zbyt wiele. Nigdy tego nie zaakceptuję - obróciłam się na pięcie i udałam do reszty towarzystwa. Starałam się zachować spokój i bez rozpoczynania kolejnej awantury, podczas gdy ojciec prowadził ożywioną rozmowę z Harrym. Nie mogłam znieść chichotu tej całej Vanessy. Naprawdę sprawiała wrażenie osoby o niezbyt wysokim ilorazie inteligencji.
Zaraz po kolacji zebrałam brudne talerze i udałam się do kuchni, wstawiając je do zmywarki. Chciałam być jak najdalej od tego wszystkiego, kiedy przenieśli się do salonu. Tam ojciec zawsze prowadził konwersacje, na poziomie tych z filmów. Trzymając w ręce whiskey, siedział na dużym fotelu, w kominku igrał ogień a on zadawał wiele pytań Harry'emu. I tan chichot. Cholerny, przeklęty, irytujący śmiech. 
-Wszystko w porządku - odwróciłam się na dźwięk głosu Louisa, który przyszedł sprawdzić co ze mną.
-Nie jesteś ze śmietanką towarzyską? Tam to dopiero jest rozrywka, nie to co tu, w kuchni - powiedziałam sarkastycznie, opierając się plecami o blat kuchenny. Założyłam ręce na piersi i wpatrywałam się w Louisa. Stanął na przeciw mnie i zrobił to samo co ja. W tej chwili wydało mi się to niezwykle intymne. Jego wzrok był taki ciepły, dodawał mi otuchy.
-Wolę być tu z Tobą, niż wysłuchiwać przesłuchania, któremu poddawany jest Harry - po chwili dodał z lekkim półuśmiechem - i tak znam go na wylot.
Zaśmiałam się nerwowo. Widziałam jak Lou stara się rozładować moje napięcie, spowodowane przez tę całą chorą sytuację. Najpierw ten mężczyzna w sklepie, teraz ta cała Vanessa. Nie wiem ile jeszcze zniosę. 
-Wróćmy już tam, chcę się szybciej zmyć, więc posiedzę z nimi chociaż chwilę - pociągnęłam go za rękę. W momencie kiedy nasze dłonie się zetknęły poczułam to przyjemne ciepło. To, którego tak bardzo potrzebowałam. Usiadłam między Harrym a Louisem. Ostatnio były to najważniejsze osoby w moim otoczeniu. To oni mnie wspierali, pomagali, kiedy naprawdę ich potrzebowałam. Źle czułam się, że wykorzystuję Harry'ego w taki sposób, ale to było jedyne wyjście, żeby uspokoić ojca. A on przychodzi tu zapatrzony w tę kobietę jak w obrazek.
-Dziękuję panie Crossley za rozmowę, było bardzo miło, niestety muszę już wracać - chwycił mnie w talii i pomógł wstać. - Valerie, odprowadzisz mnie? 
-Jasne - wydukałam i wyrwana z zamyślenia ruszyłam z nim w stronę drzwi. Na odchodne uścisnął jeszcze rękę z moim tatą.
-Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Dobranoc panie Styles - stwierdził ojciec, na co Vanessa tylko znowu zachichotała (o zgrozo) i powiedziała dobranoc. Czy ona potrafi robić coś jeszcze oprócz tego? 
-Harry, przepraszam za niego. Zawsze był taki gadatliwy w towarzystwie, które mu odpowiada rzecz jasna - powiedziałam, kiedy tylko znaleźliśmy się przed drzwiami wejściowymi. 
-Nie masz za co, było naprawdę przyjemnie - stwierdził wesoło. Cieszyłam się, że miałam kogoś takiego jak on.
-Przepraszam jeszcze raz - przyciągnął mnie do siebie w uścisku, pocałował mnie w czoło i potarł ręką moje plecy. 
-Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Dobranoc Valerie - odwrócił się i pośpiesznie wsiadł do samochodu. Stałam tam jeszcze przez chwilę i patrzyłam w pustą przestrzeń, którą jeszcze przed chwilą wypełniał Harry. Co sprawiło, że pojechał tak szybko? Szybko się ocknęłam i ruszyłam do środka, ponieważ zaczynało robić się chłodno. 

*Louis' POV*

Valerie długo nie wracała, więc powoli zaczynałem się martwić. Chociaż  w sumie była z Harrym, a jemu ufałem. Nic złego nie mogło jej się przecież zdarzyć. Przebrałem się w dres i po jakichś 20 minutach poszedłem sprawdzić co z nią. Zapukałem do jej pokoju, jednak nikt nie odpowiedział. Wszedłem ostrożnie, jednak ogarnął mnie mrok, który panował w pomieszczeniu. 
-Valerie? - wyszeptałem, jednak nie doczekałem się odpowiedzi. Zapaliłem światło i moim oczom ukazała się pustka. Nie było jej.