poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 2 - New Beginning

Rozdział 2 - New Beginning 

-Miło poznać - powiedziałam obojętnie, bawiąc się moim naszyjnikiem.
-Pokażę Ci twój pokój. 
-Wiem gdzie jest, twój tata już wcześniej pokazywał mi cały dom - rzekł wesoło. Och, czyli już tu byłeś, miło.  
-Świetnie - powiedziałam sucho i wyminęłam go, udając się w kierunku drzwi. Zamknęłam się w pokoju i nie miałam ochoty nikogo widzieć. Po prostu rzuciłam się na łóżko i chciałam przepłakać cały dzień. Chwyciłam słuchawki i jedyne o czym teraz myślałam to muzyka. Czułam piekące łzy, które bez przerwy napływały mi do oczu. Ciągle wspominałam wszystkie dobre chwile spędzone z Paulem. Nie zdawałam sobie sprawy jak szybko zasnęłam. Kiedy tylko odzyskałam świadomość po krótkiej drzemce, sprawdziłam godzinę. Cholera, już 17. Ile ja spałam? Zaczęłam przypominać sobie to co stało się zanim udałam się do mojej samotni. Uświadomiłam sobie jak źle potraktowałam tego całego Louisa, czy jak mu tam. To przecież nie jego wina, że Paul odszedł. Nagle wpadłam na genialny pomysł i pobiegłam do kuchni. 15 minut później byłam już pod drzwiami do pokoju chłopaka. 
-Przepraszam, nie przeszkadzam? - zapytałam niepewnie wchodząc do dużego pomieszczenia. 
-Pewnie, że nie. Wchodź - powiedział z uśmiechem, na który nie zasłużyłam. Właśnie robił pompki. Wszystkie jego mięśnie były napięte a ja dopiero teraz dostrzegłam, jak wyrzeźbioną ma sylwetkę. Weszłam do środka i postawiłam babeczki i mleko na półce i usiadłam po turecku na wygodnym fotelu naprzeciwko łóżka. 
-Nie przerywaj sobie, mam nadzieję, że lubisz mleko - rzekłam ciepło, chcąc jakby zrekompensować się za moje dzisiejsze zachowanie, choć wiedziałam, że będzie ciężko. Wiele osób mówiło mi nie raz, że jestem wredną suką, jednak w tamtym momencie zachowałam się tak wobec osoby, która tak na prawdę nic mi nie zrobiła. Chciałam się wyładować ? Prawdopodobnie tak. 
-I tak już kończyłem - zwinnie podniósł się z podłogi i chwycił butelkę Powerade, upijając kilka łyków. Usiadł na swoim łóżku naprzeciwko mnie, lustrując mnie swoimi niebieskimi oczami. 
-Przygotowałam ci coś do zjedzenia, bo wiesz, chciałam przeprosić. Musiałam odreagować to co powiedział mi tata.  
-Nie musisz się tłumaczyć, w pełni Cię rozumiem - wstałam i podałam mu kubek, za co zostałam obdarzona szczerym uśmiechem. Zaraz potem wróciłam na uprzednio zajmowane przeze mnie miejsce i podciągnęłam kolana do góry, opierając na nich brodę. 
-Dlaczego zostałeś ochroniarzem? - zawsze jestem bezpośrednia. Denerwuje mnie kiedy ktoś owija w bawełnę i nie wie jak zabrać się, by coś komuś powiedzieć. Wydaje mi się, że tę cechę zawdzięczać mogę mojemu tacie. 
-Długa historia - powiedział, upijając łyk napoju. 
-Wydaje mi się, że mamy czas - miał bardzo uroczy śmiech, który sprawił, że i ja zareagowałam podobnie. 
-Moja młodsza siostra miała bardzo natarczywego chłopaka, kiedy go zostawiła on stał się okropny. Nachodził ją w domu, ciągle dzwonił. Lottie bała się wychodzić  i wszędzie zabierała mnie ze sobą. Byłem tak jakby odpowiedzialny za nią i spodobało mi się to. Lubię odgrywać rolę opiekuna. To chyba dlatego, że mam cztery siostry. 
-Aż cztery? Zawsze marzyłam o rodzeństwie, jednak po śmierci mamy zostałam zupełnie sama. Najbardziej chciałam mieć starszego brata. Pamiętam jak tata zawsze mi mówił, że to niemożliwe, a ja i tak upierałam się przy swoim. 
-Sądząc po tym jak zareagowałaś na odejście Paula, myślę, że udało Ci się spełnić marzenie - spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem. Tak naprawdę to uświadomił mi właśnie, że Paul był dla mnie nie tylko przyjacielem, ale i starszym bratem, który zawsze był dla swojej ukochanej, młodszej siostry księciem na białym koniu. Mógł być po prostu ochroniarzem, który nie interesowałby się moim życiem, jednak on wybrał inną opcję. Skutkowała ona większym ryzykiem bólu po rozłące, jednak warto był mieć kogoś takiego jak on. 
-Masz rację, był moim dużo starszym bratem - znowu ten uroczy uśmiech, cholera. 
-Znałeś go? 
-Miałem okazję rozmawiać z nim kilka razy przez ten miesiąc. Osobiście sprawdzał, czy będę dla Ciebie dobrym ochroniarzem - posłał mi ciepły uśmiech, a ja starałam się myśleć o czymś innym żeby tylko nie rozkleić się przy nim. Muszę pokazać, że jestem twarda, niech wie kto tu rządzi. 
Siedzieliśmy u niego jeszcze jakiś czas rozmawiając po prostu o wszystkim i o niczym. Okazało się, że jest chłopakiem o ogromnym poczuciu humoru, wyrozumiałym i przede wszystkim dobrze się z nim rozumiałam. Czas mijał tak szybko, że nawet nie spostrzegłam, że było już po 19. 
-Jesteś głodny? - zapytałam nagle. 
-Właściwie, to chętnie coś bym zjadł. 
-Świetnie pójdę coś przygotować - zabrałam tacę z kubkami i podążałam w kierunku wyjścia. 
-Dziękuję - usłyszałam zanim opuściłam pomieszczenie. 
-Za co ? - spytałam skonsternowana. No nie powiem zdziwił mnie. 
-Za pyszne babeczki i miło spędzony czas - uśmiechnął się ciepło, a ja odwzajemniłam gest, bo byłam nieźle skołowana i nie wiedziałam co powiedzieć. Po krótkich oględzinach lodówki postawiłam na tosty z szynką i serem. Szybkie danie, a chyba każdy je lubi. Przygotowałam kanapki i włożyłam je do opiekacza, w międzyczasie śpiewałam sobie "Safe and Sound" Taylor Swift, które na chwilę obecną jest moją ulubioną piosenką. Gdyby nie "Igrzyska Śmierci" pewnie nawet nie wiedziałabym, że taki utwór istnieje. Gdy wszystkie kanapki były już gotowe ułożyłam je ładnie na wcześniej przygotowanym talerzu i odwróciłam się nagle z zamiarem zawołania Louisa na kolacje. Niemałym szokiem dla mnie było, gdy zobaczyłam go siedzącego na blacie i uśmiechającego się pod nosem. 
-Czy ty do cholery chcesz, żebym dostała zawału? Jak długo tu siedzisz? - zapytałam, kiedy uświadomiłam sobie, z czego może się tak głupkowato śmiać. 
-Wystarczająco długo, żeby słyszeć cały Twój koncert - zaśmiał się głośno, a ja czułam że mam ochotę mu coś zrobić. 
-Jakoś przeżyję to, że słyszałeś jak śpiewam - skończyłam liczyć w głowie, by się trochę uspokoić. Zawsze pomaga. - Bon apetit! - uświadomiłam sobie jak głodna byłam, przecież nie jadłam nic przez cały dzień. Postawiłam kanapki na blacie i zaczęłam je wcinać, nie czekając na mojego towarzysza. 

***

Rano, wcześniej niż zwykle wstaję, obudziły mnie zapachy smażonego bekonu i jajek. Zaciekawiona zwlokłam się z łóżka i poszłam do kuchni. Cudowne smaki pobudziły moje kubki smakowe i zaczynały sprawiać, że robiłam się głodna. 
- Widzę że wstałaś - powiedział dziwnie rozradowany Louis. Co on do cholery robił w kuchni? - Pomyślałem, że jak wstaniesz będziesz głodna, a nie miałem pomysłu więc przygotowałem to - podsunął mi prosto pod nos talerz ze śniadaniem. Wgramoliłam się na krzesło, wciąż lekko zaspana. 
-Na twoim miejscu spałabym póki możesz, za miesiąc zaczyna się szkoła i będziesz musiał wstawać razem ze mną. Nie wolałbyś spędzić tego czasu w łóżku ? - spojrzał na mnie pytająco, podczas gdy ja delektowałam się posiłkiem. Było całkiem dobre, co mnie lekko zdziwiło. 
-Kto rano wstaje .. 
-Tak, tak znam to powiedzenie, jednak nadal obstaję przy przekonaniu, że czasem dobrze sobie pospać - wydawało mi się, że nie chce o tym gadać, bo i tak nie przekonam go do późniejszego wstawania. Trudno, jego strata. 
-Postanowiłem zrekompensować się za kolację - powiedział z uśmiechem patrząc jak jem. Krępowało mnie to, jednak starałam się nie dawać po sobie tego poznać. 
-Dziękuję, to jest przepyszne - odpowiedziałam ze szczerym uśmiechem - słuchaj, dziś wieczorem jest impreza, chciałabym, żebyś ze mną pojechał. 
-To mój obowiązek, więc chyba rozumiesz. 
-Nie, nie. Moglibyśmy przecież współpracować, nie musimy się lubić, czy coś. Po prostu spędzajmy czas bez niezręcznych chwil. Chciałabym, żebyś tam pojechał nie jako ochroniarz. Myślę, że mógłbyś połączyć przyjemne z pożytecznym i jechać tam ze mną zabawić się, a przy okazji czasem spojrzeć, czy ze mną wszystko okej. 
-Podoba mi się twój tok myślenia, jednak wydaje mi się, że gdyby za bardzo mi się tam spodobało, mógłbym po prostu stracić kontrolę i nie wykonać swoich obowiązków - powiedział z powagą w głosie. 
-A ty ciągle o tym samym. Obowiązki, obowiązki. A gdzie zabawa? - puściłam mu oczko. Korzystając z okazji, że jest młody, w końcu udałoby mi się być na imprezie bez tej całej kontroli. Paul zawsze siedział w samochodzie sprawdzając GPS, który miałam w telefonie. Zazwyczaj przymykał oko, kiedy tylko byłam lekko wstawiona i nie mówił o tym tacie. Wiem, że to trochę egoistyczne z mojej strony, ale myślę, że byłoby łatwiej. Bałam się, że z nim może być trochę inaczej, skoro aż tak poważnie podchodzi do swojej pracy w wieku .. właśnie, jakim wieku ? 
-Zabawa zabawą, ale w końcu trzeba dorosnąć. 
-Tak właściwie, to ile ty masz lat? - zapytałam z pełną buzią. Mogę założyć się, że wyglądałam jak małe dziecko, któremu zaraz ktoś powinien powiedzieć "nie mówimy z pełnymi ustami". 
-W grudniu 24 lata - uśmiechnął się i chyba obserwował moją reakcję. 
-Dobrze, co do imprezy zrobisz jak chcesz, ale i tak będziesz musiał tam ze mną być - zeszłam z krzesła i wyminęłam Louisa opierającego się o blat. Włożyłam naczynie do zmywarki i udałam się od razu na górę. Kiedy tylko znalazłam się w moim pokoju włączyłam radio i wzięłam się za układanie ubrań w garderobie. Gdy tylko skończyłam, wyciągnęłam czarną sukienkę na wieczór i zajęłam się szukaniem butów. Postawiłam na czółenka na wysokim obcasie. Nawet nie zauważyłam kiedy wybiła 16 i zaczęłam przygotowywać się do wyjścia. Zrobiłam makijaż ułożyłam włosy i poszłam do Louisa, powiedzieć mu, że niedługo będziemy się zbierać. 
-Kiedy będziesz gotowy ? - zapytałam kiedy tylko usłyszałam, że mogę wejść do jego pokoju. Wystarczyło mi tylko, że zajrzałam, wsuwając tam połowę mojego ciała, palcami natomiast trzymałam się lekko futryny. Oglądał jakiś program kulinarny, ciekawe zajęcie, panie wieczna siłownio. 
-Nawet za kilka minut - powiedział, podnosząc swoje ciało do pozycji siedzącej i wyłączając telewizor. 
-Świetnie, czekam na dole - uśmiechnęłam się wróciłam do siebie. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy to małej torebki, poprawiłam makijaż i skierowałam się w stronę wyjścia. -No, no, wyglądasz całkiem nieźle - powiedziałam patrząc na Louisa ubranego w obcisłe jeansy i dopasowaną czarną koszulkę w akompaniamencie szarej bluzy. Jego rozmierzwione włosy dodawały mu tego młodzieńczego uroku. 
-O tobie mogę powiedzieć to samo - czy on do cholery właśnie lustrował mój wygląd? Wolnego! Muszę jak najszybciej zmienić temat, bo będziemy patrzeć na siebie jak kretyni. 
-Idziemy ? 
-Tak, tak - odpowiedział szybko, odwracając się w kierunku wyjścia, przepuścił mnie w drzwiach i wskazał mi ręką drogę. Kiedy zajęłam już miejsce pasażera zaczęłam nerwowo przeszukiwać moją torebkę. Zawsze noszę je ze sobą, przecież muszą gdzieś tu być. Niemożliwe, że się skończyły.
-Czego tak usilnie szukasz? - powiedział z rozbawieniem przerywając moje poszukiwania. Podniosłam na niego wzrok i właśnie zdałam sobie sprawę, że przygląda mi się od pewnego czasu. Musiałam być nieźle zakłopotana, bo nadal patrzył na mnie z tym samym, nieodgadnionym wyrazem twarzy. 
-Muszą gdzieś tu być! 
-Mam nadzieję, że lubisz ten smak - trącił mnie w ramię. Zauważyłam, że w ręce trzymał paczkę gum Orbit. Kiedy zdałam sobie sprawę, co powiedział zrozumiałam, że zabrzmiało to tak, jakby mówił o całkiem innych gumach. Jak to jest możliwe, że tak szybko mnie rozgryzł ? To zwykłe gumy, ale jednak. Nigdy nikomu nie udało się tak szybko do mnie dotrzeć. Pieprzowa mięta, cholera, trafił. 
-Dziękuję, jedźmy już bo się spóźnimy - przeżułam gumę kilka razy i tym razem już bez najmniejszego problemu odnalazłam błyszczyk. Pociągnęłam nim po całej długości moich ust i lekko rozprowadziłam go pocierając o siebie wargami. Posłałam buziaka mojemu odbiciu w lusterku, które jest moim nieodłącznym towarzyszem i od razu usłyszałam jego uroczy śmiech. Wywróciłam oczami i dalej jakby nigdy nic poprowadziłam go, gdzie ma jechać. Kiedy już znaleźliśmy się na miejscu spojrzałam na niego z powagą, na co odpowiedział mi tym samym, a przynajmniej próbował. 
-Jak wyglądam ? - powiedziałam spokojnie, nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. 
-Chyba będę musiał dziś na Ciebie uważać. No no, pierwszy dzień w pracy a już takie poważne zadanie - tym razem to ja zaczęłam się śmiać. On serio myśli, że takimi słabymi komplementami coś zdziała? Przeliczył się chłopak. 
-Wchodzisz ze mną czy zostajesz w samochodzie? - zapytałam chwytając za klamkę i patrząc na jego reakcję. 
-Nie odpuszczę okazji, by wykonać moje zadanie jak należy, madame - czy on do cholery puścił mi oczko? Przestaje mi się to podobać, choć kręci mnie pod względem fizycznym. Jedynie jego śmiałość mnie do niego zraża.  
Opuściłam samochód z gracją, co było ciężkie w przypadku obcasów i jego czarnego jeepa. Lata praktyki i chodzenie w szpilkach po domu się opłaciło. Wydaje mi się, że łatwiej dostać się do takiego samochodu niż z niego wyjść. Mniejsza o moje przemyślenia, byłam już na chodniku przed domem, z którego słychać było dźwięki bardzo głośnej muzyki. Rozpoznałam kilka znajomych twarzy, które przyglądały się mojemu wyglądowi, wiedziałam to. Czułam ich wzrok na sobie kiedy tylko ich mijałam. Podoba mi się kiedy ludzie na mnie patrzą, świadczy to o twojej pozycji, a ja lubię być wysoko ceniona. 
-Caroline ! - przywitałam się buziakiem w policzek z organizatorką imprezy. 
-NoValerie, jak zwykle olśniewająca! - wykrzyknęła kiedy tylko mnie zobaczyła. 
-Tobie też nic nie brakuje, moja droga - patrzyłam na przyjaciółkę, prezentującą mi swoją czerwoną, idealnie dopasowaną sukienkę.  
-A kim jest ten przystojny młodzieniec, nie pamiętam, żebym go zapraszała - zerknęłam w stronę, którą Caroline wskazywała palcem i właściwie nie zdziwiło mnie, kto się tam znajdował. 
- To Louis, poznaj mojego nowego ochroniarza - powiedziałam bez entuzjazmu rozglądając się po pokoju w nadziei, że zobaczę więcej znajomych osób. 
-Za takiego bodyguarda  mogłabym wiele zrobić - jednym zdaniem przypomniała mi ten głupkowaty film z Whitney Houston, z którego zawsze się nabijałyśmy. Nigdy nie miałam okazji obejrzeć do końca, ponieważ nie wytrzymywałyśmy ze śmiechu. Domyślam się jednak jak to się skończyło. Kolejny Hollywoodzki film z happy endem, które mój ojciec uważał, za źródło pieniędzy. Gdyby te produkcje nie były tak przewidywalne, może nawet dałoby się je oglądać, kto wie. 
Kiedy tylko zabawa się rozkręciła wlewałam w siebie kolejne drinki. Powoli czułam jak alkohol zaczyna rozlewać się po moim ciele tym przyjemnym ciepłem. Niekiedy podczas tańca wpadałam na Louisa, to był jedyny moment, kiedy wiedziałam, że jeszcze tu jest. Nawet nie wiedziałam, co się z nim dzieje, ale zbytnio nie zaprzątałam sobie tym swojej lekko wstawionej główki. 
-Car, podaj mi jeszcze jednego drinka! - wykrzyknęłam, wydaje mi się, że lekko bełkocząc, ale czy to ma znaczenie? Od kiedy miałam już napój w ręce, pamiętam tylko pewne skrawki czynności, które robiłam. 
Jestem pewna, że kimś, kto zabrał mi prawie pełen kubek, był Louis. Byłam zła i chyba nawet chciałam go uderzyć. Potem już tylko momenty pojawiały się w mojej głowie, niczym urywki filmu. Chłopak niosący mnie do samochodu, gdy ja ledwo trzymałam się jego szyi. Chciałabym pamiętać co do niego mówiłam. Usadowienie mnie na fotelu i przypięcie pasem. Droga do domu, kiedy próbowałam zmienić stację w radiu. Delikatny, mogłabym wręcz powiedzieć ostrożny dotyk, kiedy zostałam wniesiona do mojego pokoju. Ulga kiedy ściągnął mi buty, a długo bym już w nich nie wytrzymała. Zapewnienie, że mam spać spokojnie i że ma wszystko pod kontrolą. Na koniec najprzyjemniejszy z przebłysków mojej pamięci, błogi sen. 

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 1 - When Something Ends.

Hej wszystkim! Długo zastanawiałam się co tu napisać, ponieważ nigdy sytuacja tego ode mnie nie wymagała. Jest to mój pierwszy blog, co wiąże się z wielkim stresem i wieloma niepewnościami i wielką niewiedzą na temat "tego świata". Jednak nie jest to pierwsza historia, jaką stworzyłam, ale dopiero ta moim zdaniem najbardziej nadaje się "dla ludzi". Dla mnie wszystkie sprawy związane z prowadzeniem bloga są ciężkie do ogarnięcia, ale mam nadzieję, że w końcu się z tym oswoję. Za namową mojej bardzo dobrej koleżanki, która swoją drogą zna się na pisaniu bardzo dobrze, publikuję pierwszy rozdział mojego fanfiction. :) To ona zawsze mnie motywowała do dalszego pisania i to jej zawdzięczam moją wenę, także wielki ukłon dla niej za wszystko  :D Myślę, że gdyby nie to, że wysłałam Natalii moje prace, to wciąż te rozdziały byłyby tylko dokumentem zapisanym na pulpicie, do którego czasem dopisywałabym kilka zdań. Nie chcąc dłużej przedłużać notki oddaję w wasze ręce pierwszy rozdział, który jest krótki ale wprowadza was do fabuły. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać z cichą nadzieją, że wam się to spodoba! Pozdrawiam i życzę miłego czytania :))

Rozdział 1 - When Something Ends

Siedziałam wygodnie w fotelu, patrząc uważnie na mojego tatę i nerwowo wystukiwała
m palcami nieskładny rytm na moim udzie. Nieczęsto po śmierci mamy mam okazję go widzieć, ciągle interesy, wyjazdy. Zdarzało się nawet, że nie było go kilka miesięcy, a teraz kiedy wpadł na kilka dni i tak ciągle nie ma go w domu. Przyzwyczaiłam się do jego nieobecności. 
-To o czym chciałeś porozmawiać? - powiedziałam, oglądając moje idealnie spiłowane paznokcie. Denerwował się, za dobrze znałam jego zachowanie. - Jeśli chcesz powiedzieć, że wyjeżdżasz, to spokojnie. Przyzwyczaiłam się przez te lata - powiedziałam z lekkim uśmiechem. 
-Tak, to też chciałem poruszyć, jednak chodzi mi o coś innego - jeśli to nie wyjazd, a on jest zdenerwowany, to chyba stało się coś poważnego. 
-Tato ? - zapytałam zaniepokojona, poruszając się niecierpliwie w miejscu. 
-Paul odchodzi - moja szczęka właśnie spotkała się z podłogą. Paul to mój ochroniarz od kiedy skończyłam 6 lat. Był ze mną zawsze, mogę powiedzieć nawet, że stał się częścią mnie. Wszelkie przedstawienia szkolne, koncerty, ważne imprezy, on zawsze był przy mnie, a teraz tak po prostu odchodzi ? To chyba jakiś żart. 
-Zaraz wyskoczy z kwiatami i powie "zostałaś wkręcona", prawda ? 
-Przykro mi, to była na prawdę trudna decyzja, ale on również chce mieć prywatne życie. Nie wiem czy ci się chwalił, ale zostanie tatą. 
-I tak po prostu zostawi nas bez słowa pożegnania ?! - nie wiem kiedy zaczęłam unosić głos. Czułam piekące łzy napływające mi do oczu. Muszę być silna, nie mogę pokazać tacie, że się rozkleję. Byłoby to wbrew mnie, która buduje wobec niego swój wizerunek na obojętności i braku uczuć. 
-Valerie, nie możesz mieć do niego pretensji. Był z nami 10 lat, należy mu się trochę wolnego, nie martw się dostanie należną zapłatę - powiedział, starając się mnie uspokoić swoim głosem. 
-Czemu Tobie zawsze chodzi o pieniądze ?! A myślałeś kiedyś może o czymś takim czym są uczucia?! - wybuchłam, wyrzucając z siebie to co tak na prawdę myślałam o jego pracy i o jego ciągłej nieobecności. 
-Bardzo dobrze wiem o czym mówisz - powiedział ze smutkiem. - Oto list, który zostawił dla Ciebie Paul - podał mi kopertę a ja jak najszybciej rozdarłam ją i zaczęłam czytać. Nawet nie wiedziałam kiedy łzy zaczęły spływać po moich policzkach. I cały ten pozór silnej mnie na marne.  
"Kochana Valerie, 
na początku chciałem przeprosić, że nie powiedziałem Ci nic o moim odejściu. Podejrzewam, że gdybym to zrobił nie potrafiłbym tak po prostu Cię zostawić. Bardzo Cię kocham, jesteś dla mnie jak córka, jednak moja żona potrzebuje mnie teraz bardziej niż kiedykolwiek. Jest w ciąży i będziemy mieli córeczkę, nazwę ją Jessica - to od Twojego drugiego imienia. Mam nadzieję, że będzie tak piękna jak ty. Kiedy tylko będziesz miała problem pamiętaj, że zawsze pomogę Ci, jak tylko będę mógł. Teraz będę miał czas, żeby poprowadzić pub po moim ojcu, więc wiesz gdzie mnie szukać. 
Twój Paul." 
Otarłam łzy i spojrzałam na mojego tatę zaczerwienionymi oczami. Zdałam sobie sprawę, że Paul był dla mnie ważniejszy niż ktokolwiek. Był moim najlepszym przyjacielem, a teraz jestem sama. 
-I co będzie teraz ? - zapytałam z niepewnością w głosie.  
-Nie pozwolę na to, żebyś została sama i nie do końca bezpieczna w tym ogromnym domu. Od jutra pracę zaczyna nowy ochroniarz. 
-Jak długo wiedziałeś, że Paul odchodzi ? 
-Miesiąc temu poprosił, żebym znalazł kogoś dobrego na jego miejsce. Martwi się o Ciebie - wydawało mi się, że chciał powiedzieć coś jeszcze, ale musiał odebrać "kolejny ważny telefon". Czekałam aż skończy rozmowę i siedziałam tam starając się opanować łzy. Wiedziałam, że będzie mi ciężko przyzwyczaić się do nowego ochroniarza. Pewnie będzie to jakiś przypakowany, wysoki facet w okularkach z łysiną na głowie, który nie będzie się nawet do mnie odzywał. Moje rozmyślania przerwał tata, który najwyraźniej zakończył rozmowę. - Co to ja .. a właśnie. Wyjeżdżam do Hollywood, nie będzie mnie dłuższy czas, mam do załatwienia ważne sprawy w studiu - mówił nieprzerwanie zbierając swoje rzeczy. - Wiesz, nowy film z Angeliną Jolie, to będzie wielkie wydarzenie - był tym bardzo podekscytowany. Czasem żałowałam, że bardziej cieszył się z tych wszystkich drogich filmów, które puszczają w kinach, niż z tego że jego jedyna córka gra główną rolę w szkolnym przedstawieniu. Niczego mi w życiu nie brakowało, miałam wszystko czego zapragnęłam, wszystko, oprócz rodziny, która po śmierci mamy kompletnie się rozpadła. 
-Jakoś będę musiała sobie poradzić - powiedziałam ze smutkiem w głosie. W pewnej chwili usłyszałam pukanie do drzwi. 
-Oo, to zapewne Twój nowy ochroniarz - spojrzał na zegarek, była 13.55 - Punktualny, już mi się podoba. Proszę wejść! 
-Dzień dobry panie Crossley! - powiedział wesoło młody chłopak, miał około 25 lat. Był przystojny, nawet mi się podobał. Spowity był pozytywną aurą. A jego śnieżnobiały uśmiech cholernie mnie onieśmielał. Ubrany był w czarne rurki, biały t-shirt z nadrukiem i dżinsową kurtkę, strój uzupełniały czarne vansy, czego kompletnie się nie spodziewałam po kimś,  kto pracuje w takim zawodzie. Kto mu w ogóle dał pozwolenie na ochronę czyjegoś życia? Przecież to jest młody chłopak. 
-Valerie, to twój nowy ochroniarz, ja muszę już iść, bo spóźnię się na samolot - chwycił teczkę i upewni się jeszcze raz, czy wziął wszystkie dokumenty. Podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło. Uścisnął jego rękę i wyszedł w pośpiechu. Siedziałam tam osłupiała, ponieważ spodziewałam się, że zobaczę kogoś innego. Szybko jednak zmieniłam wyraz twarzy na bardziej obojętny. On ma być moim ochroniarzem ? Przed czym on ma mnie chronić, chyba przed chłopakami. 
-Hej Valerie, jestem Louis. Louis Tomlinson - powiedział szczerząc się do mnie, mój "nowy ochroniarz".