wtorek, 21 października 2014

Rozdział 12 - I Won't Let You Go Away From Me

Witam wszystkich! Unormowała się sprawa z internetem w internacie i teraz rozdziały będą pojawiać się średnio raz w tygodniu. Cieszę się, że mogłam wrócić do historii Valerie i Louisa, bo szczerze mówiąc zżyłam się z nimi i trochę tęskniłam. Mam nadzieję, że weny też nie będzie mi brakowało. 
Tymczasem zostawiam wam kolejny rozdział. Chciałabym napomnieć, że nie jest to kolejne wydarzenie, jednak ten sam dzień, który opisywała Valerie, jednak z perspektywy Louisa. Miłego czytania! ;)

Rozdział 12 - I Won't Let You Go Away From Me

*Louis POV*

Nie spałem już od dłuższej chwili. Obserwowałem jak Valerie spokojnie leży obok mnie i miarowo oddycha. Bałem się. Tak cholernie bałem się, że jej się coś stanie, a wtedy nie wybaczyłbym tego sobie, bo zdawałbym sobie sprawę, że to moja wina. Nie wiem jak w ogóle mogłem pozwolić zacząć się szantażować Danowi. Pomyśleć, że kiedyś byliśmy przyjaciółmi, a teraz zaślepiony pieniędzmi chce zabrać mi kogoś, kto jest dla mnie bardzo ważny. Oczywiste było to, że nie chciałem dalej mu płacić, nie chciałem również ryzykować krzywdą Valerie. Dlaczego ja byłem taki głupi?! Teraz byliśmy na celowniku Dana razem, mimo, że ona nic nie zawiniła. Wiedzą jak wygląda, gdzie mieszka, a ja nie mogę nic z tym zrobić, bo wiem, że jeżeli będę próbował, nie skończy się to dla nas dobrze.
Spokojnie gładziłem jej włosy, były takie miękkie i delikatne, dokładnie jak ona. Zgrywała tylko taką stanowczą i poważną. Największym moim szczęściem na chwilę obecną, było to, że mogłem mieć ją blisko. Nie musiała od razu rzucać mi się w ramiona, wystarczyło, że była.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie mój telefon, który zaczął wibrować. Spojrzałem na wyświetlacz i od razu odebrałem, ponieważ na całe szczęście nie był to Dan.
-Hej Caroline, coś się stało? - zapytałem lekko zaniepokojony.
-Nie, spokojnie - odpowiedziała ciepłym głosem. - Chciałam Cię zapytać co myślisz o tym, żeby Valerie była z Harrym?
Zaskoczony nie wiedziałem co powiedzieć i zapanowała niezręczna cisza.
-Tak myślałam, ale nie chodziło mi o to, żeby to było na serio - uspokoiłem się jej słowami. - Pan Crossley twierdzi, że ty i Val jesteście blisko.
-Choć to nieprawda - wtrąciłem.
-Nie przerywaj mi - zganiła mnie. - Więc na czym to ja..? Valerie musi mieć chłopaka, odsunie to podejrzenia od was.
-Pomysł jest genialny, ale co jeśli ona naprawdę będzie chciała być z Harrym? - spytałem ze smutkiem, który na pewno Caroline wyczuła. To była kolejna moja obawa. Czasem zastanawiam się, co się stało z moim życiem.
-Uwierz mi, że ja już to załatwię. W zasadzie, znaleźć sobie kogoś mógłbyś równie dobrze ty. Zaproponuję ten pomysł Valerie, zobaczymy, którą opcję wybierze. Jak na razie mów, że nic nie wiesz, najlepiej nie wspominaj, że o tym ze mną rozmawiałeś.
-Jesteś wielką intrygantką - odparłem z aprobatą i rozbawieniem w głosie, na co tylko się zaśmiała. - Jedziecie gdzieś czy zostajecie u nas?
-Zabiorę ją o 14.
-Bardzo dobrze, mam sprawę do załatwienia. W takim razie do zobaczenia - rozłączyła się. Patrzyłam dalej na Valerie, która słodko spała, jednak po chwili jej telefon zadzwonił, a ja byłem pewny, że to Caroline. Podniosła głowę i spojrzała na mnie zaspana, uśmiechnęła się pod nosem i przeniosła wzrok na wyświetlacz telefonu. 
-Czy ty jesteś normalna?! - naskoczyła na swoją przyjaciółkę, już od początku rozmowy. Car lubi działać jej na nerwy, a zwłaszcza kiedy może ją obudzić.
-No nie wiem, może dlatego, że jest po 9, a wiesz dobrze, że o tej godzinie jeszcze śpię? - tak jak myślałem, wygarnęła jej to. Uśmiechnąłem się do siebie pod nosem, i przyglądałem się jej, a ona tylko na mnie spojrzała i zrobiła teatralną minę, chcąc pokazać mi jak bardzo jest zła.
-No to opowiadaj - Caroline zaczyna swoje intrygi, bardzo dobrze. Nagle Valerie położyła głowę na mój brzuch i bawiła się swoimi paznokciami.
-No dobra wpadnij do nas, i tak nie mamy co z Lousiem robić - spojrzała na mnie pytająco, na co skinąłem głową w potwierdzeniu. I tak wiedziałem, że Caroline ją wyciągnie z domu, ale kobietom zawsze trzeba przytakiwać inaczej są złe, a jej przyjaciółka wystarczająco ją dziś poddenerwowała. Na tę uwagę uśmiechnąłem się do niej. Gdyby tylko ona znała moje myśli!
-Zaintrygowałaś mnie. Niech będzie. Powiedz mi czy to, co chcesz mi powiedzieć jest związane z Niallem? - spytała jakby z nadzieją w głosie. 
-I co w związku z tym? - spojrzała na mnie skonsternowana, na co posłałem jej takie samo spojrzenie. O czym powiedziała jej Caroline? Cholera.
-Car, co ty .. - urwała w pół zdania. Byłam pewna, że jej przyjaciółka się rozłączyła. Uwielbia to robić. Lerie leżała tak jeszcze chwilę, więc postanowiłem zapytać czy nie chce nic zjeść.
-Jesteś głodna? - zapytałem, wyrywając ją z zamyślenia.
-Odrobinkę - odpowiedziała, jakby nieobecna.
-To może ja coś zrobię, a ty się przygotuj, skoro Caroline ma być koło 14? - zaproponowałem.
-Skąd wiesz, przecież nie wspominałam, o której godzinie po mnie przyjedzie? - Cholera, cholera, cholera, CHOLERA! Co ja zrobiłem, jeszcze gdybym umiał kłamać. Szybko Louis, wymyśl coś!
-Emm.. No nie wspominałaś, ale .. ale Car rano do mnie dzwoniła - brawo Tomlinson! Miałem ochotę uderzyć się w twarz, za mój brak inwencji twórczej! Caroline mnie zabije. Valerie spojrzała na mnie bardzo zaskoczona i nic nie powiedziała.
-To ja może pójdę zrobić śniadanie - zaproponowałem ponownie, żeby tylko przerwać tę niezręczną ciszę, bo czułem, że zaraz zacznie ciskać piorunami. Bez słowa po prostu wypuściła mnie i nie drgnęła z miejsca. Poszedłem do kuchni i zrobiłem jej kanapki. Nagle wpadła do pomieszczenia jak oparzona i usiadła naprzeciwko mnie.
-Dobrze, że Caroline poznała Nialla. Czuję, że coś z tego wyjdzie - powiedziała , starając się być obojętna, jednak widziałem jak spojrzała na mnie oczekując odpowiedzi. W tej jej ślicznej główce zapewne ułożył się jakiś dziwny plan, a ja jestem pewien, że jest to związane z jej wczorajszym zmieszaniem, kiedy zobaczyła mnie z jej przyjaciółką, kiedy wychodziliśmy z zakamarka. Od razu zrozumiałem, że jest najzwyczajniej w świecie zazdrosna.
-Też mi się tak wydaje, mają bardzo dużo wspólnego - odpowiedziałem obojętnie, chcąc być jak najbardziej tajemniczy. Nie spojrzałem na nią, bo wiedziałem, że jak tylko bym to zrobił od razu zrozumiałaby, że tak naprawdę się z tego cieszę. Tak, cieszyłem się w duchu, że Niall w końcu kogoś znalazł i że jest to własnie Caroline.
-Ciekawe, czy między nimi zaiskrzyło wczoraj wieczorem, kiedy byli sam na sam - powiedziała pod nosem, jakby sama do siebie, jednak celowo chciała, żebym to usłyszał. Zrobiłem obojętną minę i postawiłem kanapki przed nią.
 -Smacznego - uśmiechnąłem się do niej. - Ja już pójdę do siebie, dawno nie ćwiczyłem.
Teraz rozegra się walka z czasem. Szybko się przebrałem i udałem, że dzwonię do Caroline. Wiedziałem, że Valerie przyjdzie i będzie chciała się dowiedzieć o co chodzi, więc było to dla mnie na rękę.
-Dobrze, zobaczymy co zrobi jak już wrócicie. Teraz nie ma co o tym myśleć na zaś - po chwili, żeby dodać trochę dramatyzmu dodałem - Nie musicie się spieszyć, nie wiem ile mi zejdzie.
Śmiałem się do siebie w duchu, bo wiedziałam jak Valerie wariowała w środku. Kiedy czegoś nie wie za wszelką cenę chce się tego dowiedzieć, a jest przy tym taka zagubiona i urocza.
Odłożyłem telefon i zacząłem podciągać się na drążku. Nagle, tak jak myślałem, rozległo się pukanie do drzwi.
-Coś się stało? - zapytałem normalnie, z lekkim rozbawieniem w głosie, które za wszelką cenę starałem się ukryć. Nie miała konkretnego powodu, jednak tu przyszła. Chciała chyba "przyłapać" mnie na rozmowie z Caroline, jednak niestety jej to nie wyszło. Ha! 1:0 dla mnie.
-Emm.. właściwie to nic... Chciałam spytać czy... Czy jedziesz ze mną i Caroline? - spytała zmieszana, jąkając się przy tym strasznie. Myślałem, że wymyśli coś lepszego.
-Nie, mam pewną sprawę do załatwienia - starałem się powiedzieć tajemniczo i zacząłem dalej podciągać się na drążku.
-W takim razie widzimy się jak wrócę - powiedziała i wyszła pośpiesznie z pokoju.
Bardzo brakowało mi wysiłku fizycznego, który dawał mi ogromną satysfakcję. Wystarczyło kilka podciągnięć, parę pompek i od razu człowiek czuje się szczęśliwszy.
Kiedy zobaczyłem przez okno, że dziewczyny odjechały z podjazdu wziąłem prysznic i przebrałem się. Sprawa, którą miałem załatwić była niebagatelna. Dan nie mógł zastraszać mnie, grożąc porwaniem Val. Zawsze niestety zapominam, że źli ludzie nie grają fair. Chwyciłem moją czarną jeansową kurtkę i udałem się do miejsca, gdzie na pewno znajdę mojego dawnego przyjaciela.
-To już tu - powiedziałem sam do siebie, wzdychając ciężko. Stojąc przed klubem przypominało mi się wszystko co się tu działo. Cieszę się, że stałem tylko przy wejściu. To co działo się w środku przechodziło wszelkie oczekiwania. Tuż przed moim odejściem zdarzyło mi się wejść do środka i kiedy zobaczyłem wszystkie te biedne odurzone dziewczyny, które praktycznie rozkładały nogi przed tymi obleśnymi facetami. Kiedy zrozumiałem, że klub Dana, to nie jest zwykła dyskoteka tylko klub dla ludzi lekkich obyczajów i takich, który pod wpływem narkotyków nie wiedzieli co się z nimi dzieje. Dla mnie był to przerażający widok. Długo cieszyłem się, że w końcu uwolniłem się od tego, jednak teraz to wróciło. I mam nadzieję, że nie ze zdwojoną siłą.
-Witaj Dan - powiedziałem, jak tylko wszedłem do jego biura. Obskurne ściany, przygaszone światło, brak okien i dym papierosowy wypełniający pomieszczenie, sprawiały, że pomieszczenie wydawało się jeszcze bardziej diabelskie niż było. Był to gabinet zła wcielonego.
-Kogo to sprowadza w me skromne progi?
-Chciałbym omówić z tobą pewną sprawę - sam na sam - podkreśliłem pokazując głową na jego "obstawę". 
-Panowie zostaną - powiedział stanowczo Daniel, kiedy tylko zobaczył, że naprawdę chcieli wyjść. Znałem ich, pracowaliśmy razem. Lubiliśmy się nawet, ale po tej całej sytuacji kontakt nam się urwał. Spojrzeli na mnie przepraszająco, na co tylko skinąłem głową, że jest okej.
-Chcę żebyś przestał mnie szantażować - zaśmiał się głośno. To już się staje chore, że boję się odebrać telefon.
-Nasz pan Tomlinson czegoś się obawia? - jego śmiech ponownie wypełnił pomieszczenie.
-Twojej małej Valerie nic nie grozi póki będziesz nam płacił. 
-Nie będę płacił wam w nieskończoność. 
-To się okaże. Twoje pieniądze bardzo pomagają utrzymać biznes, a ja nie zrezygnuję z takiej żyły złota. 
-Nadal masz mi za złe, że odszedłem? - spytałem opierając się o biurko. Czułem jak adrenalina zaczęła wypełniać moje żyły. 
-Mam ci za złe, że potępiłeś to wszystko, co sam pomagałeś mi budować przez te wszystkie lata. Byliśmy przyjaciółmi.
-To czy po prostu nie możesz odpuścić i pójść własną ścieżką. Miałem nadzieję, że już się od tego uwolniłem. 
-To się myliłeś - zaśmiał się złowieszczo i spojrzał na mnie wzrokiem psychopaty. - Niedługo mam nadzieję, że będzie kolejna rata. 
-Nie będzie już żadnej raty - warknąłem i zacisnąłem pięści. Byłem już tak blisko stracenia nad sobą panowania, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałem.
-Panowie, wytłumaczcie Louisowi, że ja jednak mam nadzieję, że będzie. 
-To nie będzie koniecznie - odparłem szybko. - Mam nadzieję, że jeszcze się dogadamy i że w końcu przestaniesz śledzić nas. Te zdjęcia z ukrycia, to już lekka przesada, nie sądzisz?
-Co znaczy przesada? To tylko walka o swój biznes.
Odwróciłem się na pięcie i miałem już wychodzić, ponieważ jego argumenty stawały się dla mnie dziecinne i irracjonalne. Jeśli nie załatwię tego sam, policja mi pomoże.
-Widzę, że Valerie dobrze bawi się ze swoją przyjaciółką - powiedział z satysfakcją w głosie. Odwróciłem się i spojrzałem na niego morderczym wzrokiem. Dan tylko pokazał mi zdjęcie Val z Caroline na kawie i wiedziałem, że ten psychopata ciągle nas obserwuje. Nie możemy od niego uciec. Kiedy zobaczyłem to zdjęcie coś we mnie pękło. 
-Przestań ją śledzić - syknąłem, a kiedy zaśmiał się, straciłem panowanie nad sobą. Moja zaciśnięta pięść spotkała się z jego szczęką. Ruszyłem do wyjścia, jednak zapomniałem o jego obstawie. Podeszli do mnie jeden przyparł mnie do ściany, drugi zaczął wymierzać silne uderzenia w moją twarz. Kiedy osunąłem się bez sił na podłogę, podszedł Dan, pocierając swoją opuchniętą, bolącą szczękę. Rozsunął ich i stanął nade mną patrząc z pożałowaniem, bądź politowaniem. Nie potrafiłem odczytać jego wyrazu twarzy, przez moje powoli puchnące oko. Nagle mocnym kopniakiem dokończył robotę ochroniarzy i spojrzał na mnie z pogardą. Zwinąłem się z bólu i nagle straciłem kontakt z rzeczywistością. W moich uszach szumiało a ból rozrywał moje ciało. Nie mogłem się ruszyć i leżałem skulony z okropnym bólem rozrywającym całe moje ciało.
-Pomyśleć, że kiedyś się przyjaźniliśmy - fuknął na mnie i wyszedł w asyście dwóch postawnych chłopaków. Kiedy odzyskałem świadomość i siły żeby wstać, jak najszybciej opuściłem to miejsce i udałem się do domu. Bałem się wracać. Jak ja miałem pokazać się Valerie w takim stanie?! Byłem tak głupi, że tam poszedłem. Przecież dobrze wiedziałem, że nie ma z nimi żartów. Mogłem się chociaż trochę opanować. Nie myślałem o bólu, Myślałem o Val. Tylko ona utrzymywała mnie przy siłach, żeby jakoś dotrzeć do domu.
Kiedy nie wiem jakim cudem podjechałem pod dom zauważyłem, że musiała już wrócić, ponieważ widziałem zapalone światło. Otworzyłem drzwi i usłyszałem Valerie śpiewającą Guns'n'Roes. Oparłem się zaciśniętą pięścią o ścianę i głośno westchnąłem, ponieważ ból był nie do zniesienia. Nareszcie, ostatkiem sił, udało mi się dojechać. Nagle na korytarz wybiegła szczęśliwa Lerie, jednak jej uśmiech szybko znikł z jej twarzy.
-Lou.. Louis co? Co.. Co ci się stało? - powiedziała. Jej głos zadrżał, ale przez opuchliznę nie widziałem jej wyrazu twarzy. Zacisnąłem zęby, żeby się nie rozkleić. Kiedy załamuje jej się głos znaczy to, że jest bliska płaczu. Nie chciałem, żeby uroniła chociaż jedną łzę przeze mnie. Nagle poczułem jak wtula się we mnie i poczułem ogromny ból, jednak nie chciałem tego po sobie pokazać, co było niemożliwe. Skuliłem się odrobinę, ponieważ taka postawa zmniejszała trochę ból i objąłem ręką lewy bok. 
Valerie stanęła naprzeciwko mnie i słyszałem jak głośno przełykała ślinę. Nie mogłem na nią spojrzeć, sprawiłoby mi to jeszcze większy ból niż samo poturbowanie mnie. Palcami podniosła mój podbródek i sprawiła, że mój wzrok napotkał jej. Na widok jej zapłakanej twarzy poczułem jakby ktoś wepchnął sztylet w moje serce. Poczułem jak po moim policzku spływa łza. Była to najbardziej gorzka a zarazem najbardziej piekąca łza w życiu. Czułem jakby wypalała ścieżkę na mojej twarzy.
-Valerie, nie płacz proszę - wyszeptałem, bo czułem, że jeszcze chwila tej ciszy a moje serce rozpadłoby się na jeszcze więcej kawałków niż teraz. Chciałem się podnieść, ale od razu tego pożałowałem i zgiąłem się w pół. Syknąłem z bólu, ponieważ czułem napływające łzy.
-Musimy to opatrzyć, dasz radę dojść do łazienki? - powiedziała płacząc. Pokiwałem tylko twierdząco głową w odpowiedzi. Nie miałem siły, żeby cokolwiek powiedzieć.
Stanęła pod moim ramieniem i pozwoliła opleść się nim tak, bym mógł się na niej wesprzeć. Chwyciła mnie za rękę i trzymała bardzo mocno, jakby bała się, że jak mnie puści to coś się stanie. Drugą dłonią ocierała łzy. Wydaje mi się, że chciała, żebym nie zauważył, jednak na moje nieszczęście nic mi nie umknęło a każda kropla wypływająca z jej oczu była jak jeden nóż wbijany prosto w moje serce. Może to zbyt ckliwe, że tak mówię, jednak nie potrafię inaczej określić tego co naprawdę czuję. Kiedy doszliśmy do łazienki wyciągnęła apteczkę, powoli i bardzo ostrożnie oczyszczając moje rany. Każde moje syknięcie próbowała załagodzić jakimś miłym słowem. Często powtarzała, że już prawie skończyła i że będzie dobrze. Chciałbym, żeby było dobrze, jednak nie potrafiłem teraz o tym myśleć, kiedy przekonałem się do czego Dan jest naprawdę zdolny.
Po skończeniu opatrunku pomogła dostać mi się na moje łóżko. Położenie się przyprawiło mi nie mniej problemów niż każda inna czynność. Oprócz bólu fizycznego był ten gorszy, psychiczny.
-Zaczekaj tu chwilę, przyniosę lód - stwierdziła stanowczo, jakby już trochę przyzwyczajona do tej sytuacji. 
-Czekam - wymusiłem uśmiech, żeby ją uspokoić jeszcze bardziej. Ona po prostu wyszła a moje myśli zaczęły zaprzątać kolejne myśli. Bałem się. Cholernie się bałem. O nią, o nas, o moje siostry. W szczególności bałem się ją stracić.
Po 10 minutach wróciła z zimnym okładem i delikatnie położyła mi go na opuchnięte oko. Uśmiechnąłem się do niej w geście wdzięczności, jednak to chyba do niej nie przemówiło.
-Więc teraz chcę wiedzieć jak to się stało - powiedziała stanowczo, czym nieco mnie zaskoczyła. Zapomniałem o tym, że w takiej sytuacji rzeczą oczywistą są pytania, a Valerie jest taką osobą, która będzie zadawała ich pełno, póki nie dowie się prawdy.
-Dlaczego płakałaś? - zapytałem.
-Nie zmieniaj tematu, chcę wiedzieć - naciskała.
-Dobrze - westchnąłem ciężko, co przyprawiło mi niemało kłopotu. - Pamiętasz jak Ci wspominałem o mojej poprzedniej pracy?
-W tym klubie? 
-Tak, Daniel Parker, jest właścicielem Red Drink Bar. Nie będę zagłębiał się w szczegóły dlaczego odszedłem, ale w klubie działy się naprawdę złe rzeczy. Teraz Dan twierdzi, że po moim odejściu klub zyskał złą reputację. Mówił, żebym płacił mu w ratach, bo inaczej coś mi zrobi.
-I nie zapłaciłeś? - spojrzała na mnie z niepewnością i przejęciem.
-Wręcz przeciwnie.
-Więc dlaczego? Dlaczego to wszystko? - popatrzyła na moje rany ze skonsternowaniem.
-Wdałem się z nim w niepotrzebną dyskusję, która nie skończyła się dla mnie dobrze.
-Jesteś takim głupim człowiekiem - schowała twarz w dłoniach, załamując ręce. 
-Narażać się na takie coś. Opowiem wszystko ojcu, na pewno coś wymyśli - zaczęła przesadnie gestykulować i wyrzucać ramiona w powietrze.
-To nie jest dobry pomysł. Jeśli się o tym dowie, na pewno wyrzuci mnie z pracy, a nie chcę cię opuszczać. 
Dla mnie było to egoistyczne, jednak zauważyłem na jej twarzy cień zastanowienia. Może ona też nie chciała się ze mną rozdzielać? Patrzyła tępo w przestrzeń a po chwili przeniosła wzrok na mnie.
-Masz rację, nie możemy mu nic powiedzieć - złapała mnie za rękę i patrzyła półuśmiechem na mnie. Pocierałem lekko kciukiem jej knykcie. Chciałem ją trochę uspokoić. Kiedy była obok mnie wszystko nagle stawało się lepsze. Ból był mniejszy, nieodczuwalny wręcz. Liczyło się tylko, żeby była obok. Wstała pośpiesznie i zgasiła światło, co zbiło mnie z pantałyku. Dlaczego wyszła i zostawiła mnie w tym momencie. Dlaczego wszystko nagle jest przeciwko mnie?!
Po kilku minutach przyszła i położyła się obok mnie. Zachowała jednak odległość i skuliła się w rogu łóżka, kładąc się tyłem. Ostatkiem sił podniosłem się i przyciągnąłem ją do siebie.
-Nie pozwolę Ci uciec ode mnie - wyszeptałem do jej ucha kiedy tylko leżała już blisko mojego ciała. Zadrżała lekko na moje słowa, jednak po chwili poczułem jak ściska moją dłoń. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo czułem się bezpieczniejszy niż kiedykolwiek. Była obok mnie.
-Nie mam zamiaru uciekać - odpowiedziała, po czum wtuliła się w moje ramię i zasnęła.

4 komentarze:

  1. O mój Boże...

    Wiesz, tego się nie spodziewałam. Byłam prawie pewna, że Louis ją okłamie! I tak czytam to i myślę sobie: Louis ty klucho! I tak patrzę na to i patrzę, i dopiero po chwili mnie to walnęło. ''(...) bo inaczej coś MI zrobi''. O niej nic nie wspomniał! W sumie to się nie dziwię, Lerie by sfiksowała. Jednakże! Półprawda to niecała prawda! Moja kreeeew. I szczerze powiem, że Tomlinson jest lekkomyślny. Na jego miejscu, zamiast wdawać się w niepotrzebną bójkę, znalazłabym coś na tego pieprzonego Dana. I później uderzyłabym, kiedy on najbardziej by się tego nie spodziewał....

    Haha. A teraz ta najsłodsza część <3
    Jejku, jak czytałam ostatnią część to miałam TAKIEGO WIELKIEGO BANANA NA TWARZY, ŻE ŁOOOOOHOOO.
    To było boskie po prostu.
    no po prosty ahleiudhwliufhlsihposihfpro i !!!
    Teraz mam poziom intelektualny dziecka, ale cieszę się jak cholera!

    I on jeszcze może myśli, że ona woli Harry'ego? Valerie może też jeszcze nie jest tego w stu procentach świadoma, ale ona TEŻ CHCE LOUISA.
    I koniec.

    Rozdział był boski! I jestem mega zła, że wczoraj odleciałam. Serio, moje leki są okropneeee. I byłam w trakcie mojego rozdziału :C

    Życzę powodzenia na następnym i nie mogę się doczekać!
    NatalieHS

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadal nie rozumiem jak te typy mogły dotknąć wgl Louisa! PRZECIEZ TAK NIE MOZNA! za kogo oni się uważają!? Nie zgadzam sie! Czemu akurat oni? Czemu nie mogliby tak po prostu być razem? Chyba wtedy ta historia nie miałaby sensu.... Ale ostatni tekst rozwala! CzekM na nn!
    Lily XS

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział, biedny Louis; mam nadzieje że wszystko skończy się dobrze, pozdrawiam, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O LUDU!!!!!
    To było hdhshsbsjshsisnx. Dopiero.teraz zaczęłam czytać twój.blog.i jest super!!!! Biedny Lou, a poza tym czuję.że będą razem już nie długo.jeszcze po tych ostatnich słowach ahhhhh
    /do następnego

    OdpowiedzUsuń