piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 16 - What Now?

Witam wszystkich! Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie ciężkie, ale semestr zaliczony, nie do końca tak jak bym chciała, ale jednak narzekać też nie mogę, a dodatkowo mój rocznik rozpoczął 18-tki, co nie zmienia faktu, że będę starała się dodawać rozdziały w czasie nie dłuższym niż 2-3 tygodnie. Dziś jest moja impreza a ja siedzę i piszę rozdział, bo czuję, że dziś mi się to w końcu uda. W internacie rozwalił mi się laptop i nie ma na razie opcji, żebym go odzyskała, co naprawdę będzie ciężkie, bo tracę wszystkie zdjęcia i dokumenty :< Cale szczęście za tydzień ferie i będę mogła od tego wszystkiego odsapnąć i poświęcić czas na rzeczy zaniedbane przeze mnie. Rozdział nie jest ani długi ani powalający, ale jest, w końcu cokolwiek :) Nie oczekuje od was wybaczenia, bo na nie nie zasłużyłam, przepraszam jeszcze raz i życzę miłego czytania! :>

Rozdział 16 - What Now?

Serce podskoczyło mi do gardła a w myślach pojawiły się najczarniejsze scenariusze. Co jeśli coś jej się stało? Dlaczego do cholery pozwoliłem jej iść samej, wiedząc jak wygląda sytuacja?! Miałem świadomość, że Dan jest nieobliczalny, ale nie sądziłem, że posunie się aż tak daleko. Starałem się oczywiście odsunąć od siebie te myśli, jednak kłębiły się one w mojej głowie. Sprawdziłem jeszcze raz wszystkie pokoje z nadzieją, że jednak pominąłem któryś i ona się właśnie tam znajduje. 
-Louis, dobrze że Cię widzę. Gdzie jest Valerie, chciałbym z nią porozmawiać - z zamyślenia wyrwał mnie pan Crossley. Cholera, co ja teraz mu powiem.
-Z tego co mi wiadomo Valerie.. Ona.. Bierze prysznic. Zejdzie jej pewnie długo, bo stwierdziła, że musi odreagować - no Tomlinson, czasem potrafisz trochę ruszyć głową. 
-Dobrze, przyjdę jeszcze do niej - skinąłem tylko głową i patrzyłem jak jej ojciec oddala się do swojego pokoju. Ogarnęła mnie panika. co z tego, że zyskałem na czasie, jak i tak nie skończy się to dobrze, jeśli nie podejmę żadnych działań. Cholera, miałem ochotę spoliczkować się sam za moją nieumyślność. Jestem tu, żeby się o nią troszczyć, a pozwalam jej zniknąć. Gdyby jeszcze odbierała swój telefon.
Wyszedłem na taras, żeby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. W takiej sytuacji trzeba trzeźwo myśleć. Kiedy tylko wyszedłem oświeciło mnie, przecież ona może być właśnie z Harrym. Dlaczego ja na to nie wpadłem?! Automatycznie wybrałem numer przyjaciela i z niecierpliwością czekałem na to aż odbierze. Po kilku sygnałach usłyszałem jego głos po drugiej stronie.
-Wybacz stary, że tak długo, ale właśnie wychodziłem spod prysznica, coś się stało? 
-Właściwie, to jeśli Valerie jest z Tobą, to nic się nie stało - powiedziałem w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Przykro mi, odjechałem od razu po wyjściu, Val szła w stronę domu. Jak to jej nie ma? - spytał zdenerwowany. 
-Czekałem na nią, ale od kiedy wyszła z Tobą jeszcze nie wróciła - odpowiedziałem.
-Podejrzewasz, gdzie ona może być? - w jego głosie wyczułem nutkę zdenerwowania, jak i nadziei. Jestem tylko pewien, że czuł się lepiej niż ja. Na pewno nie czuł sie niepotrzebny.
-Nie mam pojęcia, ale idę próbować zrobić cokolwiek, nie mogę tak siedzieć w miejscu bezczynnie - stwierdziłem. 
-Za 10 minut u Ciebie jestem, wymyślimy coś razem.
-Nie ma mowy Harry, siedź tam gdzie jesteś i czekaj na wiadomości ode mnie. Znajdę ją na pewno - powiedziałem i rozłączyłem się. Nie chciałem angażować w to mojego przyjaciela. To ja "zgubiłem" Valerie i to ja ją znajdę. Ruszyłem do środka aby iść po klucze i jechać od razu do Red Drink Bar, bo gdzie indziej ona może być. Bałem się tylko reakcji Dana. Nie mogłem pozwolić sobie na kolejną bójkę, szczególnie kiedy pan Crossley jest w domu. Nagle usłyszałem szelest w kącie ogrodu. Był prawie nie do wyłapania, jednak noc była podejrzanie spokojna, za spokojna. Małymi krokami udałem się w stronę hałasu, starając się być jak najciszej, jednak czułem, że przyśpieszone bicie mojego serca słychać z kilometra. Bałem się, że spotkanie z Danem, albo chociaż z jego ludźmi nadejdzie dużo szybciej niż myślałem. Nagle zarysowała się postać bardzo krucha i już wiedziałem, że nie może to być żaden z tych przerośniętych pomocników Dana. Podbiegłem szybko do dziewczyny, która była przemarznięta. Okryłem ją kurtką, ponieważ mi było wystarczająco gorąco. Rozpierała mnie radość z tego, że Valerie się odnalazła.
-Zabierz mnie do domu - było jedynym co powiedziała. Chwyciłem ją na ręce i najostrożniej jak tylko mogłem zaniosłem ją do łóżka. Delikatnie ułożyłem ją na pościelach i obok niej położyłem piżamy i dwa koce. Nie wiem gdzie ona się podziewała tak długo, ale byłem pewny, że dziś już nic się nie dowiem.
-Zostań ze mną - szepnęła, jak tylko opuszczałem jej pokój. 
-Valerie, nie mogę, wiesz, że  jest tu Twój ojciec.
Uniosła się na łokciach i szukała mojej sylwetki w ciemności. Kiedy tylko ja odnalazła powiedziała:
-Wiesz gdzie ja mam te jego zasady? Najpierw wpaja mi to wszystko do głowy a na końcu i tak robi co chce. Zawsze musi postawić na swoim. 
Przemieściłem się na jej łóżko i usiadłem na jego skraju. 
-Valerie, wiesz, że nie możesz być na niego zła tylko dlatego, że zakochał się.
-To nie jest zakochanie - powiedziała stanowczo.
-Byłaś kiedyś zakochana? - spytałem, nie oczekując w ogóle odpowiedzi i od razu ciągnąłem dalej. - Człowiek potrafi robić różne głupoty z miłości, więc nie rób mu wyrzutów, tylko pozwól cieszyć się tym co ma.
-Mam co do niej złe przeczucia - powiedziała, kładąc się.
-Uczymy się na błędach - wstałem, okryłem ją kocem i teraz już pozwoliła mi odejść, nie zatrzymując mnie. - Nie rób mi tak więcej, bo zaczynałem się już bać. Dobranoc.

***

Raz, dwa, trzy. Otworzyłem oczy z niemałą trudnością. Tej nocy myślałem tylko co mogłoby się stać, gdyby poszła ona w inne miejsce. Nie chodziło już o samą odpowiedzialność, tu chodziło o coś więcej. Chodziło o Nią. Nie mogę dłużej dla niej pracować, wiedząc na jakie niebezpieczeństwo ją narażam. Przede mną najtrudniejsza życiowa decyzja. Czy potrafiłbym wytrzymać bez niej, wiedząc, że nie jestem jej do końca obojętny? Ta praca miała być jak każda inna. Przychodzę tu, robię to co leży w zakresie moich obowiązków i w końcu odchodzę bez żadnych sentymentów. Brawo Tomlinson, jak zwykle coś w Twoim życiu nie idzie tak jak powinno.
Nagle z rozmyślań wyrwały mnie krzyki, wciągnąłem koszulkę i pobiegłem sprawdzić co tak naprawdę się stało. Moim oczom ukazała się Valerie, która ciskała rzeczami po swoim pokoju. W samym centrum tego huraganu stał jej ojciec.
-Nie ma mowy, żeby ona tu została! Kim ona do cholery jest, żeby wprowadzała się tu i jeszcze może panoszyła jako nowa mamusia?!
-Valerie uspokój się kochanie. To tylko na próbę, postaraj się ją przyjąć ciepło. To tylko tydzień.
-"Valerie, tego Ci nie wolno" hihihih"To możesz" hihihi"Proszę zrób to i to" - przedrzeźniała dość piskliwy głos Vanessy. Próbowałem powstrzymać się od śmiechu, ponieważ uznałem to za wielce niestosowne. - Mam znosić to przez cały cholerny tydzień?!
-Nie musi być tak źle. Jesteście do siebie bardzo podobne.
-Bo jesteśmy kobietami? To jest jedyne podobieństwo między nami, zaufaj. A ja myślałam, że masz jeszcze trochę szacunku do samego siebie.
-Teraz to przesadziłaś. Nie będziesz tak mówić o moich wyborach...
-Zostaw mnie samą - przerwała mu. Jej oczy zaszkliły się w niewiarygodnie szybkim tempie i posłała mi spojrzenie, że mam jej pomóc.
-Przepraszam panie Crossley, nie chciałbym przerywać, ale przyszedłem przypomnieć, że Valerie jest umówiona do kosmetyczki za pół godziny.
-Dobrze, dokończymy tę rozmowę później - jak tylko jej ojciec opuścił pomieszczenie dziewczyna zaczęła pakować wszystkie swoje rzeczy w pośpiechu.
-Co ty wyprawiasz? - spytałem chwytając ją za nadgarstki.
po jej policzkach zaczęły spływać łzy, a ja czułem jak kuje mnie serce. 
-Wyprowadzam się stąd i nic nie jest w stanie zmienić mojej decyzji.
-Zachowujesz się jak naburmuszony dzieciak - stwierdziłem stanowczo. Miałem szczerą nadzieję, że uda mi się skłonić ją do zmiany decyzji.
-Nie będę tu przebywać kiedy ona będzie w tym domu panoszyć się jak królowa - mówiła przez łzy, starając się wyrwać dłonie z mojego uścisku. - Pomożesz mi? - dodała z nadzieją. Jej głos zadrżał a ja nie mogłem wypowiedzieć ani słowa. Skinąłem tylko głową i rozluźniłem zaciśnięte dłonie, dając jej możliwość dalszego pakowania. Źle czułem się z tym, że jej pomagam, ale jeszcze gorzej czułbym się gdybym jej tej pomocy nie okazał.
Po 20 minutach Valerie była już gotowa, czego nie mogłem powiedzieć o sobie. Nie chciałem sprzeciwiać się jej ojcu, jednak ona działała na mnie w trudny do wyjaśnienia sposób.
-Teraz jedziemy 'do kosmetyczki' - podkreśliła - a potem po prostu zadzwonię do niego, ze nie wrócę do domu, dopóki ona tu będzie. 
-Nadal nie uważam, że to jest dobry pomysł.
-Po prostu to zróbmy, nie myśl o konsekwencjach, nie boję się ich.
-Ale ty jesteś odważna - powiedziałem sarkastycznie.
-Ha ha, zabawne bardzo.
-Jestem ciekaw tylko jak wytłumaczysz ojcu, że do kosmetyczki jedziesz z ponad 30 kilową walizką? - zaśmiałem się na to jak zabawnie musiało to zabrzmieć.
-Nie marudź tylko nieś - odgryzła się krótko i ruszyła w stronę drzwi. To będzie ciężkie zadanie.

***

-Cześć Louis kochanie, co ty tu robisz? - powiedziała Lottie jak tylko zobaczyła mnie w naszym wspólnym mieszkaniu, całując mnie w policzek.
-W zasadzie to nie jestem sam - oznajmiłem jej zakłopotany, przeczesując włosy ręką. 
-Gdzie jest Harry i w co znowu ona się wplątał? - spytała śmiejąc się.
-Tym razem to nie Styles - w tym momencie do kuchni dumnym, pełnym gracji krokiem wkroczyła Valerie.

-Co ty na to, żeby została tu na tydzień? - po minie Lottie widziałem, że była wielce rozbawiona. Mi nie było na tyle do śmiechu. Zadawałem sobie w głowie tylko jedno pytanie : "Co teraz?".

6 komentarzy:

  1. Hej, no co ty! Świetny rozdział i oczywiście cieszę się że dodałaś bo trochę się stesknilam za tym opowiadaniem :)
    Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj kochana.
    Trochę zdziwiłam się tym dziwnym położeniem Valerie, ale za tym kryje się chyba jakaś ciekawa historia. Na pewno tak - przecież to Ty.
    Zdziwiła mnie również ta akcja w pokoju Val, nie wierzę w to, że jej ojciec ''zakochał się'' w tej botoksowej blond parówie. Vanessa nie może mieć czystych intencji, jak już wspominałam - widzę ją jak z KIMŚ obmyśla czarny scenariusz...
    A wyprowadzka? Cóż, Tomlinson dobrze określił ją mianem ''naburmuszonego dzieciaka'', ale sądzę, że dobrze zrobi im tydzień bez ojca i jego nachalnej kochanki. Możemy tylko liczyć, że Coś się tam wydarzy :D

    Rozdział wcale nie jest zły, jest dobry, a nawet powiem, że taki sobie :D jk.
    Nie przejmuj się - każdy rozumie, że masz dużo spraw na głowie.
    Ja i tak będę czekać :)
    NO I WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO STARA DUPO ( ale coś jeszcze na ten temat potem )
    NatalieHS

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Postaraj się szybko dodać kolejny! ^^ Ciekawe jak dalej potoczy się ta historia.... :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne !! Kocham to haha widać przerwy dobrze ci robią :* genialny rozdział ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, ale akcja, kocham to FF i już trochę za nim tęskniłam; czekam na kolejne, buźka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaaaa! Nowy rozdział! Ale na początek... wszystkiego najlepszego!
    Ale będzie zabawa przez ten tydzień! Czyżby wyleja Tomlinsona z pracy za to, że ją "porwał" xdd

    OdpowiedzUsuń