poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 17 - Blame It On Me

Witam! Wstęp nie będzie długi, bo nie mam nawet siły dużo pisać. Chciałabym tylko zwrócić uwagę na to, że kiedy rozdział się nie pojawia, nagle jest pełno komentarzy, gdzie on jest itp. a kiedy już jest, pojawia się kilka komentarzy (które oczywiście wiele dla mnie znaczą). To smutne, że jesteście tylko kiedy coś się dzieje. Nie dodaje to motywacji, a wręcz przeciwnie, jednak staram się dalej i mam nadzieję, że i wam spodoba wam się kolejny rozdział! Enjoy!:>
Rozdział 17 - Blame It On Me

Siedzieliśmy w ciszy pijąc herbatę. Louis patrzył na mnie wyczekująco, mi natomiast nie śpieszyło się z odpowiedzią na jego pytanie. Wystukiwał nieskładny rytm palcami na stole, w geście irytacji.
-Powiesz mi w końcu gdzie byłaś? - powtórzył ponownie, naciskając bardziej na każde słowo z osobna. - Valerie, zrozum próbuję ustalić tylko gdzie mogę Cię szukać kiedy następnym razem zrobisz coś podobnego.
-Nie szukaj mnie po prostu. Jeśli wychodzę, znaczy, że chcę być sama - stwierdziłam stanowczo. Dlaczego ja zawsze muszę być pod ciągłą opieką, jakbym miała 5 lat? Czy mój ojciec, a teraz nawet Lou, nie rozumieją, że potrafię sobie radzić sama.
-Nie miałbym temu nic przeciwko, niestety wiesz jak wygląda sytuacja z Danielem. Zrozum, że boję się własnego cienia.
-To już nie jest moja wina - wstałam od stołu i odłożyłam brudny kubek do zmywarki. Udałam się do pokoju gościnnego, by w końcu pobyć trochę sama.
-Więc sugerujesz, że to wszystko przeze mnie? - oburzył się, unosząc na mnie głos. Zgodzę się chyba, że nie przemyślałam tego co właśnie powiedziałam. To był tak delikatny temat, a ja nieumyślnie go poruszyłam.
-Wiesz bardzo dobrze, że nie to miałam na myśli! - wykrzyknęłam.
-Nie pociesza mnie fakt, że na każdym kroku może coś ci się stać. Dan jest nieobliczalny - wstał i uderzył pięścią w stół aż podskoczyłam. Zareagował strasznie gwałtownie, nie widziałam go jeszcze takiego. W jego oczach widziałam wściekłość. Do kuchni weszła Lottie i nagle jego furia zelżała. Rozluźnił dłonie pozwalając wrócić swoim knykciom do pierwotnego koloru z bieli. Upił spory łyk napoju i odstawił kubek na blat z impetem wychodząc z pomieszczenia.
-Co się tu stało? - zaszczebiotała siostra Louisa, nieświadoma powagi sytuacji. Ja stałam nadal w tym samym miejscu. Dla niej mogło to wyglądać na zwykłą sprzeczkę, jednak tak nie było.
-Przepraszam - wyszeptałam i wybiegłam za chłopakiem, który udał się na balkon. Zastałam go z papierosem - nie wiedziałam, że pali. Zakradłam się najciszej jak tylko mogłam i zabrałam mu narkotyk i sama zaciągnęłam się dymem, za co spotkał mnie karcący wzrok towarzysza.
-Wiesz, że nie chciałam tego powiedzieć - ciągnęłam mój wywód starając się wziąć kolejny buch, niestety Lou zgasił papierosa w popielnicy i świdrował mnie wzrokiem. Nadal nic nie mówił, co dobijało mnie tylko. Nie widziałam go w takim stanie jeszcze. Zablokowałam nasze spojrzenia w krótkiej walce, kto dłużej wytrzyma. 
-Nie spodziewałem się, że o to wszystko winisz mnie - chciałam się już tłumaczyć, chciałam mu powiedzieć, że nie powinien tak myśleć, nawet jeśli to ja powiedziałam kilka słów za dużo. Nie myślałam tak, nie chciałam nawet tak myśleć. Przecież to naprawdę nie była jego wina. Nie pozwolił mi wtrącić ani słowa i kontynuował dalej:
-Masz rację, to ja sprowadziłem na Ciebie niebezpieczeństwo, chociaż obiecywałem Cię chronić - wbił wzrok w przestrzeń pod balkonem. Stałam tam dalej nic nie mówiąc, chciałam krzyczeć, płakać, błagać, żeby nie winił siebie, jednak osłupienie sprawiło, że zastygłam. Zakryłam tylko usta dłonią.
-Przepraszam za to Valerie - spojrzał na mnie ostatni raz przed powrotem do środka. Patrzyłam tylko jak odchodzi. Kiedy jego sylwetka zniknęła za drzwiami po moich policzkach spłynęły łzy. Starałam się złapać powietrze, by trochę uspokoić organizm, jednak nie było to możliwe. To wszystko po prostu przytłoczyło mnie do końca. Zanim osunęłam się po na podłogę dostrzegłam sylwetkę Lottie. Chwilę potem poczułam jej obecność obok mnie i uniosłam na nią wzrok.
-Czasem tak ma - starała się mnie pocieszyć.
-Pierwszy raz go takiego widzę - stwierdziłam przez łzy. To było dla mnie za dużo.
-Odczekaj godzinę i idź z nim porozmawiać - pocierała moje ramię. Przytuliłam się do niej i pozwoliła dalej płynąć moim łzom.
-Cii, zobaczysz, wszystko będzie dobrze.

*Louis' POV*
Trzasnąłem drzwiami i miałem ochotę coś roznieść. Nie sądziłem, że Valerie tak do tego podchodzi, ale teraz to wszystko ma sens. Robiła to, by pokazać mi, że to właśnie moja wina. Z drugiej strony cieszę się, że te słowa w końcu padły, ponieważ mogę w końcu podjąć decyzję, która wyjdzie na dobre zarówno Val jak i mi. Po co w ogóle podejmowałem się takiej pracy, skoro wiedziałem jak to się skończy. Nie mogłem liczyć na happy end.

-Valerie? - zapytałem kiedy wyszedłem na balkon. Stała tyłem, oparta o barierkę. Nie odwróciła się nawet do mnie. 
-Czy potrzebujesz czegoś z domu? - wzdrygnęła się, jednak nadal stała tyłem. 
-Po co tam jedziesz? - spytała mnie zachrypniętym głosem. Płakała.
-Zapomniałem kilku rzeczy - stanąłem obok niej, patrząc w przestrzeń. Bałem się spojrzeć na nią. Chciałem ją przytulić, tak bardzo chciałem poczuć jej bliskość, jednak wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Gdybym zamknął ją w uścisku zmieniłbym swoją decyzję. Robiłem to tylko i wyłącznie dla jej dobra, zależało mi tylko na tym. 
-Nie, mam tu wszystko czego potrzebuję - uniosła na mnie wzrok i czekała na mój ruch. Rozegrała to dobrze. Normalnie już dawno byłbym przy niej. Na widok jej zaczerwienionych oczu miałem ochotę uderzyć sam siebie. To ja doprowadziłem ją do tego stanu. Czułem już jej dotyk na mojej skórze, wyobrażałem sobie jak trzymam jej kruche ciało w objęciach, jednak wiedziałem że nie mogę tego zrobić. 
-Jeśli nic nie potrzebujesz to jadę - ścisnąłem jej dłoń i wyszedłem szybko z  mieszkania. Zaraz po zamknięciu drzwi wejściowych osunąłem się w dół po drewnianej podłodze oddzielającej nas od siebie. Tu nie chodziło o nasze wspólne szczęście, ale tylko i wyłącznie o jej dobro. Czy mnie to bolało? Jak cholera. Wiedziałem jednak, że nie mogę znów sobie pozwolić narażać ją na niebezpieczeństwo. Na początku chodziło tylko o problemy ze strony ojca, jednak teraz sprawy przybrały dużo poważniejsze znaczenie. Daniel był nieprzewidywalnym człowiekiem, a ja wprowadziłem go do jej życia, czego nigdy sobie nie wybaczę. 
Podróż, choć samotna, minęła w napięciu. Każda minuta wydłużała się niemiłosiernie. Stanąłem pod drzwiami jej domu i nacisnąłem dzwonek. Nie mogłem tam tak po prostu wejść.
-Witaj Louis - zaszczebiotała Vanessa. - Dlaczego dzwonisz, przecież macie klucze. A gdzie Valerie? Czy wszystko w porządku?
Cierpliwości! O wiele więcej nie proszę.
-Czy pan Crossley jest u siebie? - spytałem, ignorując potok jej pytań. Nic jej do tego, co z nami się dzieje.
-Oczywiście, zaprowadzę - powiedziała radośnie, wskazując mi, że mam za nią podążać. 
-Wiem gdzie mam iść, dziękuję - wyminąłem ją, co nie sprawiło mi wiele problemu, ledwie poruszała się w tych 15-centymetrowych szpilkach. Skierowałem się w stronę gabinetu ojca Valerie.
Raz, dwa, trzy, głęboki oddech i do dzieła. Zapukałem do drzwi.
-Proszę - odezwał się pan domu. Wszedłem niepewnie. -Och, pan Tomlinson, coś się stało?
-Nie, skąd - patrzył na mnie wyczekująco. Przecież czas to pieniądz, a ja marnuję cenne minuty jego życia. - W zasadzie to tak.
Jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie. Można to wytłumaczyć obawą o córkę, przecież jaki inny problem mógłby zaistnieć?
-Dziś rano podjąłem decyzję, która może pana zdziwić - złożył ręce na biurku  w geście oczekiwania. Zauważyłem, że rozluźnił się odrobinę, gdy uświadomił sobie, że nie chodzi o Valerie. 
-Obawiam się, że nie będę mógł dalej dla pana pracować - wyrzuciłem z siebie na jednym oddechu. Nie mogłem w inny sposób, bo jeszcze bym się rozmyślił.
-Rozumiem, jeśli mogę spytać, co jest powodem zmiany pańskiej decyzji? Z tego co wiem bardzo dobrze rozumiecie się z Valerie.
-Tak to prawda, jednak nie chodzi tu o to. Wie pan, ona jest już dorosła, bardzo dobrze radzi sobie z wszystkim i nie sądzę, że potrzebuje jeszcze niańki.
-Nie ma jej pan niańczyć, a jedynie chronić ją - oburzył się. 
-W takim razie, najlepszą ochroną dla niej będzie, jeśli ją opuszczę. Chociaż prawda jest taka, że zawsze marzyłem o otworzeniu czegoś swojego, a teraz nadarza się okazja. Zostanę jednak z Valerie, jak długo będę mógł - nie mam pojęcia skąd taki pomysł wpadł do mojej głowy. Ale dobre i to na początek, potem na pewno coś wymyślę.
-Rozumiem, nie będę w takim razie skłaniał pana do zmiany decyzji. Przemyślę również to co pan powiedział na temat dojrzałości mojej córki. Jeśli będzie pan gotów odejść, proszę tylko dać mi znać.
-Dziękuję bardzo za zrozumienie - uścisnął mi dłoń. 
-Nie wie pan, gdzie obecnie jest moja córka? Chciałbym dokończyć z nią rozmowę. 
-Zabawna sytuacja. Valerie spakowała się i powiedziała, że nie wróci tu, póki Vanessa tu będzie. 
-Cholera - uderzył ręką w stół, aż podskoczyłem. - Pan próbuje mnie przekonać o jej dojrzałości, kiedy ona robi mi takie numery? 
-Proszę to zrozumieć, że jest jej najzwyczajniej w świecie ciężko oswoić się z tą sytuacją.
Westchnął głęboko i przeczesał dłonią włosy.
-Czy jest w bezpiecznym miejscu? - spytał wyczekująco.
-Mam wszystko pod kontrolą - uśmiechnąłem się ciepło, aby dodać mu trochę otuchy. Bardzo dobrze rozumiałem co teraz czuje. Na pewno bał się o nią, bo w końcu, który ojciec nie boi się o swoje dziecko?
-Dziękuję - powiedział, kiedy wychodziłem z jego gabinetu. Nie chciałem, żeby dostrzegł zawahanie w moim zachowaniu. Nie chodziło o to, że Valerie nie była bezpieczna. Chodziło o to, że nie byłem pewien czy podjąłem decyzję. Jednak te odpowiednie wybory nie zawsze są takie przyjemne, prawda?
Pożegnałem się z Vanessą, która bez celu chodziła po holu i podglądała czy z roślinami w tym pomieszczeniu wszystko w porządku. Wsiadłem do samochodu i jeszcze przez chwilę nie odjechałem. Nagle moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu, charakterystyczny tylko dla jednej osoby. 
-Tak? - spytałem niepewnie. 
-Lou,,, Louis, musisz szybko tu przyjechać - powiedziała roztrzęsiona, w pośpiechu odpaliłem samochód i z piskiem opon ruszyłem, by jak najszybciej wrócić do niej.\
-Co się stało Valerie? - zdenerwowała mnie, teraz nie liczyło się nic innego, jak szybko do niej wrócić.
-Musimy jechać do Paula, jego żona zaczęła rodzić, a on nie ma z kim zostawić baru. 
-Przestraszyłaś mnie! - wykrzyknąłem z wyrzutem, przecież to nic takiego, zdążymy bez problemu. Nie pali się.
-Zrozum, to ważne bądź tu szybko! - rozłączyła się. Akcja "dziecko" rozpoczęta!

9 komentarzy:

  1. Haha ,,Akcja dziecko''. Niech Louis zostanie chrzestnym, to by było świetne! :)
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale zaskoczyła mnie decyzja Louisa i mam nadzieję, że jednak zostanie i powie co tak naprawdę czuje; życzę weny i czekam na następny; buźka

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :D mam nadzieję że Louis jednak zostanie. Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby Lou został przy Val. Rozdzial swietny nie moge sie docz3kac nn.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana do Liebster Award :) Gratulacje!
    Więcej informacji tutaj: http://life-loves-to-surprise-us.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. O Boże, Maryjo, Jezusie i Stalinie...

    Rozdział przeczytałam dzisiaj w nocy, ale nie byłam w stanie stworzyć wtedy konkretnego zdania na ten temat, a pragnęłam stworzyć małą rozprawkę! Taka mała rekompensata za to, że stawiam się tu nieco później....

    Wiesz, dałaś mi całkiem dobre spostrzeżenie : to chyba cie zaskoczy. Jednak nadal nie rozumiem tego ''chyba'', ponieważ wiesz, a raczej starasz się ukryć, że to opowiadanie robi na mnie niesamowite wrażenie. Nie wyolbrzymiam, naprawdę.
    Cała ta fabuła jest przemyślana, a wątki, ACH TE WATKI, urywają głowę! A fakt, że Louis poszedł zrezygnować, w sumie był zaskakujący, ale do przewidzenia. Jednak nie spodziewałam się, ze będzie tak bezmyślny i to zrobi. Czemu mam go za durnia? To całkiem dobre pytanie, a odpowiedź jest wręcz banalna! Skoro Dan dostrzegł, że Valerie odgrywa w jego życiu bardzo dużo, to co ma do rzeczy fakt, że odszedł z pracy? Człowiek nie traci sentymentalności z dnia na dzień - to jest nasza słabość. A przecież, skoro Lou nie będzie koło niej na co dzień, to równie dobrze może sam oddać ją Danowi. Chyba dobrze myślę... Tak mi się wydaje.
    Również nie rozumiem jego toku myślenia, ponieważ wszystko bierze tak dosłownie. Przecież od razu wiadomo, że Valerie naprawdę docenia jego wkład, ale on nie! Nie może się docenić.Bierzmy wszystko dosłownie, a świat będzie prostszy! A to podobno kobiety są ciężkie w zrozumieniu...
    Jednak dziwi mnie również to, że mógł zostać obojętny na to, że ona płacze. Przecież łzy kobiece nie są spowodowane przez nic! A przynajmniej moje, ponieważ ja rzadko płaczę... A Valerie miała swoje powody. Dlatego mam ochotę walnąć mu liścia w twarz i spytać co z nim jest nie tak, bo bez żadnych wyrzutów pojechał do jej ojca i zrezygnował.. NO LITOŚCI. Ona przecież go potrzebuje! Ale nie, musi zgrywać bohatera i usunąć się w cień, ale ja czuję, WIEM, że to nie będzie dobre posunięcie...

    A co do naszej słodkiej tępej Vanessy... Cóż, mogłabym nadal uważać ją za tępą, ale szczerze mówiąc, wiem, że to pozory. Serio, takie tępe baby często mają to coś w głowach, chociaż się nie wydaje... I coraz bardziej jestem upewniona w teorii, co do jej spisku z Danem.
    Ale bardzo mnie ciekawi to jak to wszystko się skończy. W pewnym sensie wnioskuję, że będzie ona przyczyną odsunięcia się Val od ojca, wtedy odejdzie Lou ( a przynajmniej z pracy ), a wtedy ona zostanie sama... aż mam ciarki na plecach. Ale tak ma być, no nie? Wiem, że wymyślisz coś, co zaskoczy wszystkich, a ja przy każdym rozdziale będę siedziała z otwartą buzią, a potem będę pisać ci rozprawki <3 kocham uszczęśliwiać ludzi, którzy robią to samo dla mnie. Poza tym wiem, że to przynosi kopa do pisania, co nie?
    I wśród narastającego patosu wyrasta coś takiego, jak akcja dziecko! Powiem ci szczerze, myślałam, że znowu stało się coś niewyobrażalnie złego, a tu proszę! Kolejne zaskoczenie.
    Cóż, chciałam, żeby moja rozprawka była dłuższa, ale niestety - zasoby wiedzy i weny się skończyły, ponieważ zużyłam wszystko na Silent Words...
    Więc jedyne, co mogę jeszcze powiedzieć, to życzyć dużo dużo weny i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Sumując wszystko jednym słowem : BOSKO.
    NatalieHS

    OdpowiedzUsuń
  7. Szczerze ci powiem, że przez jakiś czas zapomniałam o tym blogu... Za co bardzo Cię przepraszam, bo gdyby nie Natalia i jej nowy rozdział na Silent Words, i to że Cie poleciły, pewnie nie szybko bym sobie przypomniała : /
    Ale nadrobiłam już rozdziały i nie chce mi się jakoś nad tym rozdrabniać, jak tylko powiedzieć, że coraz bardziej mnie to intryguje. No i zgodzę się ze wszystkimi teoriami pani powyżej XD
    Na prawdę. chociaż w sumie dopiero teraz zaczęłam patrzeć na nie które rzeczy inaczej ^^
    Czekam na akcję dziecko!

    OdpowiedzUsuń
  8. Boskie, hahaha świetna akcja ♥ xx

    OdpowiedzUsuń
  9. WOOW!
    Nie wiem dlaczego, ale teraz dopiero zorientowałam się, że mój komentarz się nie dodał ;/
    Ja chcę Valerie jako chrzestną! :)

    OdpowiedzUsuń