W końcu udało mi się napisać coś za co zabierałam się przez tyle czasu. Choć rozdział będzie miał swoją kontynuację (jak doczytacie zrozumiecie czemu, bo wiem, że na pewno tego będzie brakowało), to bardzo się cieszę, że mogę wam oddać tyle. Przepraszam za moją ponowną i długą nieobecność, ale nawał obowiązków w szkole zwalił mi się na głowę i nie miałam czasu, żeby to dokończyć, choć próbowałam. A teraz nie rozpisuję się dalej i oddaję wam rozdział! :)
Rozdział 18 - Our Choices
-Valerie uspokój się, Paul prosił, żebyśmy najzwyczajniej w świecie zajęli się barem - powiedziałem zrezygnowany, ciągłym tłumaczeniem, że nie ma czym się stresować.
-Mała Jess się w końcu urodzi - pisnęła podekscytowana. W jej oczach zabłyszczały małe iskierki, ja natomiast moimi wywróciłem. Westchnąłem głęboko i nie chciałem dalej ciągnąć tej bezsensownej rozmowy. Kiedy podjechaliśmy pod bar Val wręcz wybiegła z samochodu i w sekundzie straciłem ją z pola widzenia. Zaparkowałem samochód i bez pośpiechu udałem się do środka pubu, który bardzo dobrze znałem i miło wspominałem. Brakuje mi tych beztroskich czasów, kiedy nie musiałem się przejmować, że w każdej chwili, przeze mnie, może stać się coś złego, osobie, która naprawdę jest mi bliska.
-Poradzisz sobie, jest z tobą Lou więc na pewno Ci pomoże - uścisnął nerwowo moją dłoń, witając się ze mną i obdarował mnie uśmiechem. - Tymczasem ja lecę, trzymajcie się dzieciaki!
Wybiegł zdenerwowany, ale zarazem podekscytowany. Valerie biegała ustawiając krzesła, ponieważ za godzinę mieliśmy otwierać. Stresowała się bardzo, widziałem to po jej zachowaniu i minie. Normalnie krzyczałaby na mnie, że jej nie pomagam, ja jednak musiałem załatwić teraz coś innego.
Chwyciłem kluczyki, które leżały na blacie i ruszyłem w stronę drzwi.
-Gdzie ty się wybierasz? - zawołała zdezorientowana, kiedy zauważyła, że idę do wyjścia.
-Spokojnie, Paul obecnie słabo myśli - stwierdziłem, uśmiechając się pod nosem, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Wciąż skonsternowana obserwowała moje zachowanie, zastygając w tym samym miejscu, w którym się zatrzymała. Minutę później do pubu wpadł Paul a ja szybko rzuciłem mu kluczyki, by nie tracił czasu.
-Jedź po żonę i córkę i wracajcie szybko! Chcę poznać to małe stworzonko - stwierdziłem, by dodać mu otuchy, poklepałem go po ramieniu i ponownie obserwowałem jak opuszcza pomieszczenie.
-Skąd wiedziałeś, że zostawił klucze? - spytała.
-Gdybyś się tak nie stresowała też byś to zauważyła - fuknęła na mnie i zaczęła z powrotem ustawiać krzesła. Kiedy pomogłem jej z wszystkimi kazałem jej usiąść i przygotowałem jej drinka.
-Nie powinienem tego robić - powiedziałem - jednak drink na uspokojenie może Ci dobrze zrobić.
-Dzięki - uśmiechnęła się do mnie, obserwując mnie dokładnie.
-Mam coś na twarzy? - spytałem, kiedy tylko zauważyłem jej dziwne zachowanie i to, że uważnie mi się przypatruje.
-Zastanawia mnie jak możesz być tak spokojny.
-To tylko bar, gdyby przypadło nam odebrać poród, myślę, że zestresowałbym się bardziej - zaśmiałem się.
-Nie chodzi mi o to - spojrzałem na nią pytająco. - Bo widzisz, rano skaczemy sobie do gardeł i kłócimy, jakbyśmy powybijali sobie całe rodziny, a teraz nagle wszystko jest okej, a ty jesteś oazą spokoju.
-Byłem w pewnym miejscu, uspokoiłem się i już wszystko jest okej. Nie rozmawiajmy teraz o tym.
-Masz rację, ty możesz sobie jeździć w odludne miejsca, a kiedy ja tak zrobię to od razu panikujesz i krzyczysz na mnie.
-Bo o siebie się nie martwię, tak jak o Ciebie - podsumowałem i usiadłem obok niej upijając łyk soku, który sobie nalałem, ponieważ Valerie spojrzała na mnie, jakbym wyznał jej jakiś ważny sekret. Szybko jednak potrząsnęła głową, jakby chciała z niej coś wyrzucić.
-To jak wspólniku, dziś ten bar jest nasz? - zaśmiała się. Lubiłem w niej to, że kiedy się posprzeczaliśmy, nie potrzeba nam było dużo czasu i wszystko było w jak najlepszym porządku. Nie chodziło o to, że nie chciałem przepraszać, bo jeśli mam za co, jest to tylko formalność. Sęk w tym, że nie musieliśmy się przepraszać, by wyjaśnić sobie wszystko. Potrafiliśmy zrobić to bez słów.
***
-To rachunek dla panów przy tamtym stoliku - wskazałem jej. Za chwilę mieliśmy zamykać. Minęło dużo szybciej niż się tego spodziewałem. Prowadzenie małego, typowego brytyjskiego pubu, nie jest takie trudne jak by się mogło wydawać. Valerie wymyśliła, że każdy znajomy Paula napisał w pamiątkowym zeszycie krótkie gratulacje z okazji narodzin jego córki. Nie wpadłbym na to, ale jak się okazało ona planowała to już od dłuższego czasu, skoro miała przygotowaną taką mini kronikę.
Natomiast jako kelnerka sprawdziła się bardzo dobrze, jakby robiła to już wcześniej. Nie spodziewałem się po niej takiej zawziętości i pracowitości. Długo ją znam i dobrze wiem, że Valerie woli sobie poleżeć, a tu proszę takie zaskoczenie.
-No to zamykamy - powiedziała jak tylko ostatnia osoba opuściła pomieszczenie. Odetchnęła teatralnie z ulgą.
-To teraz możemy się napić za zdrowie Małej - dodała oczekując aż naleję jej kolejnego drinka.
-A mogę poprosić o dokument? - stwierdziłem niczym profesjonalny barman. Zamrugała kilka razy kokietując mnie, na co tylko głośno się zaśmiałem.
-Prowadzę - wykrzyknąłem teatralnie oburzony. - Poza tym nie będę rozpijał nieletnich.
Val zeskoczyła ze stołka barowego i podeszła do mnie pewnym krokiem, niczym atleta wychodzący z siłowni.
-Boisz się, że masz słabszą głowę ode mnie? - spytała śmiejąc się.
-Wykażę się dojrzałością i po prostu wygram - stwierdziłem pewnie patrząc na nią z góry.
-Więc przygotowuj alkohol - odwróciłem się i chwyciłem butelkę wódki. - Pomyślałam, że może przenocujemy tu? W pokoju z bilardem są kanapy.
-Na taką alternatywę mogę się ewentualnie zgodzić.
-Ewentualnie - parsknęła, przedrzeźniając mnie. Wyszła do pomieszczenia, które znałem bardzo dobrze by przygotować stół z bilardem i nasze posłania.
Gdy do niej dołączyłem właśnie chwyciła kij, drugi podała mi i rozpoczęła grę. Po kilku rozgrywkach byliśmy już trochę wstawieni. Nie, nie. Wstawieni to za mało powiedziane, my byliśmy pijani. Nie mogłem powstrzymać się od opowiadania żartów i śmiania się z byle czego. Nie bawiłem się chyba tak dobrze z żadną dziewczyną. Przy Valerie czułem się tak swobodnie, że ciężko mi jest to opisać w jakikolwiek sposób.
-A wiesz dlaczego blondynki nie jedzą bułki tartej? Bo ciężko ją posmarować masłem! - opowiedziałem kolejny żart z kolei. Tryb żartownisia, który opowiada nieśmieszne kawały włącza mi się tylko po alkoholu.
-Nie śmiej się z blondynek! Caroline jest przecież blondynką - wybełkotała i próbowała uderzyć mnie w ramię, jednak zachwiała się i nie zdążyła oprzeć o stół. W ostatniej chwili złapałem ją, na co spojrzała mi głęboko w oczy.
-Może już pora spać? - spytałem onieśmielony sytuacją. Val próbowała stanąć samodzielnie, kiedy ja szybko się ocknąłem i jej pomogłem.
-Masz rację, jestem zmęczona - odpowiedziała, a ja przeczesałem dłonią włosy. Byłem lekko skrępowany. Może jednak to picie alkoholu to nie był dobry pomysł?
Valerie poszła do łazienki a ja zająłem się ustawieniem stolików jak przedtem. Kiedy skończyłem położyłem się na kanapie i starałem przestać myśleć o tej dziwnej sytuacji, która miała miejsce przed chwilą.
-Wróciłam - wykrzyknęła podczas swojego wielkiego wejścia i teatralnie poruszała rękoma jakby była wielką gwiazdą.
-Świetnie to teraz moja kolej - wyminąłem ją i kątem oka zauważyłam jak kładzie się w to samo miejsce, a którym leżałem jeszcze kilka sekund temu.
Po krótkim odświeżeniu udałem się z powrotem do naszej dzisiejszej "sypialni", jednak jedyne co zastałem to ciemność.
-Valerie? - spytałem zaniepokojony.
-Znajdź mnie - zachichotała gdzieś w głębi pomieszczenia. - Tylko nie zapalaj światła.
Odczekałem chwilę aż moje oczy przyzwyczają się do ciemności i starałem się odnaleźć jej sylwetkę w co jest niezwykle trudne będąc pijanym. Znałem ten pokój jak własną kieszeń, z resztą nie był na tyle duży, by nie móc się w nim odnaleźć. Usłyszałem nagle szelest co moje wyczulone zmysły od razu zauważyły i ruszyłem w stronę dźwięku.
-Wiesz, że w końcu Cię znajdę, a wtedy nie okażę litości, prawda? - spytałem rozbawiony na co tylko znów zachichotała. Podążyłem za źródłem dźwięku mając nadzieję, że w końcu będę mógł się położyć. Kiedy dotarłem do kąta pokoju wiedziałem, że już teraz mi nie ucieknie.
-Mam cię - szepnąłem, zbliżając się na niewielką odległość aż mogłem poczuć jej oddech na szyi. Spojrzałem w dół i w tej chwili ciemność mi nie przeszkadzała. Widziałem wyraźnie każdy element jej twarzy. W szczególności błyszczące oczy Valerie, które za każdym razem kiedy w nie patrzyłem sprawiały, że miałem przyjemne dreszcze.
Wszystko na chwilę ustało, miałem wrażenie, że nawet nasze oddechy się zatrzymały. Ciężar tej sytuacji był wyczuwalny w powietrzu. Po chwili nie czułem już nic innego tylko jej usta i przyznam się szczerze, nie chciałem czuć nic innego.
-Znalazłeś mnie - wyszeptała prosto w moje usta kiedy oderwała się ode mnie na krótką chwilę. Jednak sekundę później to ja nie mogłem się powstrzymać przed pocałowaniem jej pełnych warg.
Z każdym pogłębieniem pocałunku cofałem się o krok pod jej naciskiem aż w końcu moje plecy spotkały się z czymś twardym. Od razu wyczułem, że jest to stół bilardowy i momentalnie obróciłem Valerie tak, że to ona była tyłem do mebla. Chwyciłem ją za tylną część ud i delikatnie podniosłem sadzając ją. Oboje wzięliśmy głęboki oddech.
-Val.. ja nie wiem czy to jest dobry pomysł - powiedziałem kiedy ta próbowała ściągnąć ze mnie koszulkę.
-Tym razem tak łatwo ci ze mną nie pójdzie - przyciągnęła mnie do siebie tak że stałem między jej nogami. Wiedziałem, że robię źle, powinienem od razu to przerwać, jednak nie potrafiłem. A może po prostu nie chciałem? Moje ręce wśliznęły się pod jej koszulkę i przejechałem po jej plecach w dół, zatrzymując się na biodrach. Przez chwilę łapaliśmy oddechy, jakbyśmy wcześniej zapomnieli o oddychaniu. Oparła swoje czoło o moje a ja czułem jak delikatnie się uśmiecha, co i ja właśnie robiłem.
-Jeśli nie pozwolisz mi przerwać to pozwól mi chociaż zrobić coś innego - stwierdziłem i nie czekając na jej przyzwolenie uniosłem ją delikatnie, co nie sprawiło mi żadnego problemu.
Delikatnie ułożyłem ją na jej prowizorycznym łóżku i dosunąłem kanapę na której ja miałem spać.
Uniosłem się na rękach nad nią i spojrzałem jej głęboko w oczy. Zachichotała tylko cicho i od razu przyciągnęła moją głowę do siebie. W tej chwili powinienem myśleć co z tym zrobić. Z drugiej strony powinienem myśleć o niej. Ja myślałem jak trudno będzie nam się wkrótce rozstać.
Ale jak rozstać?! O co chodzi Lou?
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Powód rozstania w poprzednim rozdziale (rezygnacja Lou)! Pozdrawiam :*
UsuńMatko rozdział qwerrtyuiopasdfghjklzxcvbnm ; dlaczego rozstać NIE, NIE NIE ; poproszę o więcej tylko nie w takim momencie
OdpowiedzUsuńOooo! Naprawdę super :D next, next, next!!! ;)
OdpowiedzUsuńCóż, nieraz ci to zaprezentowałam i mam nadzieję, że nieraz to jeszcze zrobię....
OdpowiedzUsuńTAMTARRARAM. - rozprawka
Cóż. Rozdział jest krótki, albo po prostu czytałam go tak szybko i tam mnie wciągnęło, że po prostu skonsumowałam go w niesamowicie krótkim czasie, czyli ok. 5 minut. Czy czuję niedosyt? Oczywiście, że tak! Ale w tych sekundach było zawarte tyle rzeczy, że nie żałuję, że znowu przeczytałam jakąś twoją publikację. No bo.... Sytuacja z Paulem rozbawiła mnie - tak zdenerwowany, że niemalże zapomniał swojej głowy! Stawiam się w jego skórze - dziecko w drodze, to może przyprawić o zawał serca, dlatego rozumiem też Valerie. Dobrze, że blisko był Louis.... Blisko. Bardzo blisko :D
Gdy zaczęli bawić się w chowanego, miałam banana na ustach, a w sumie nie rozumiem czemu! Przecież opowiadanie jak opowiadanie, ale w pewnym sensie już zdążyłam zżyć się z ich skomplikowanym życiem i dlatego cieszę się, że są takie beztroskie chwile jak te. Dlatego co raz bardziej przekonuję się do tego, że ta dwójka może egzystować pod jednym warunkiem - gdy będą razem. Czyli! Louis ogarnij dupę i przestań zgrywać bohatera, bo jak już wcześniej wspominałam - z tego nie wyjdą dobre rzeczy. Ba! Coś czuję, że będzie to twój życiowy błąd! Bo Twój przeciwnik nie jest aż taki głupi jak sądzisz.... Nie docenia go. A Dan wykorzysta element zaskoczenia.
Jednak chwila, gdy spotykają się ich usta, sprawia, że zapominam o tym i chcę się skupić tylko na tym! Bo pragną siebie i to jest piękne... A przypominam, że nie jestem typem romantyczki. Wcale, a wcale. Jednak jeżeli chodzi i opowiadania... Tam może dziać się wszystko! I wszystko mogę kupić, jeżeli zostanie podane to ładnie na tacy - zostałaś moją osobistą kelnerką.
Piszę ten komentarz przed pisaniem Silent Words i zamiast wkręcić się w tajemniczy nastrój, ja czytam jeszcze raz twój rozdział i tylko sobie poprawiam humor.... Ech, czemu nie mogłam napisać tego wcześniej? Cóż, zalatana pszczółka, mam nadzieję, że mi to wybaczysz :)
Moja rozprawka nie jest tak długa jak zwykle, ale chyba jest treściwa.
Dlatego...
Pisz dziewczyno, pisz!
Mam nadzieję, że kolejny pojawi się nieco szybciej :)
Idę walczyć z moim bólem głowy ( nigdy więcej napojów niedozwolonych ). Ech
hahahahah
Boże, jaka jestem formalna...
Buźka!