Rozdział 19 - Everything is changing
-Nie mogę Ci tego zrobić - wyszeptałem odrywając się od niej, łapczywie próbując złapać powietrze i uspokoić oddech.
-Dlaczego? - spytała z wyrzutem przenosząc się do pozycji siedzącej.
-Valerie, zrozum, że Cię zranię - przerwałem na chwilę. - Mam nadzieję, że wiesz, że nie wybaczyłbym sobie tego.
-Ranisz mnie odrzucając to co jest między nami - powiedziała z wyrzutem, próbując wstać. Poczułem się winny więc złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie tak, że nogami oplatała mnie w pasie. Była tak blisko.
-Każdego dnia kiedy na Ciebie patrzę powstrzymuję się przed powiedzeniem Ci co naprawdę myślę, bo wiem, że nie mogę tego od Ciebie oczekiwać - mówiłem patrząc na nią, natomiast ona spuściła wzrok.
-Nie powstrzymuj się, błagam. Całuj mnie, przytulaj, mów, że chcesz żebym była przy Tobie, że chcesz, żebym była Twoja, po prostu bądź obok- wyszeptała w moje usta a z każdym jej słowem czułem jak jej głos się załamuje.
-Cii - otarłem kciukiem łzy spływające powoli po jej policzkach i wtuliłem ją w moje ramiona, zamykając ją w ciasnym uścisku.
-Nie wiem już co mam robić - załkała i próbowała uderzać pięścią w moją klatkę piersiową. Czułem, że na to zasłużyłem. Głaskałem ją po głowie, próbując uspokoić.
-Valerie, już dobrze - powiedziałem, chcąc by przestała płakać.
-Dobrze?! Cholera nigdy nie będzie dobrze. Kiedy już wydaje mi się, że wszystko się ułoży, że los w końcu będzie nam sprzyjał, ty jak zawsze mówisz, że nie możesz! - wykrzyknęła mi prosto w twarz. Tym razem to mi chciało się płakać. Próbowała się ponownie podnieść, całe szczęście byłem od niej silniejszy.
-Wiesz, że to nie tak. Nie potrafiłbym spojrzeć mu w oczy po tym wszystkim.
-Mówisz, jakby to miał być przygodny seks, przez wykorzystanie okazji, że przypadła Ci opieka nade mną.
-Nie mógłbym tak Cię wykorzystać - stwierdziłem pewny siebie. Było to prawdą, czemu miałbym ją okłamywać?
-Louis, do cholery ja coś do Ciebie czuję! - wykrzyknęła ponownie, a po chwili dodała z wyrzutem - Nie mam zamiaru się powstrzymywać przed uczuciami, tak jak robisz to Ty.
Czy ja też czułem coś do Valerie? Głupie pytanie, oczywiście, że tak. Nie mogłem tego tłumić w sobie, nie mogłem też być przy niej. Byłem tak bardzo rozdarty.
-Nawet nie wiesz jak ciężko jest się starać, kiedy ktoś jest na to obojętny. Nie martw się, jeśli tak bardzo tego chcesz to przestanę. Teraz mnie wypuść - stwierdziła stanowczo, nie patrząc mi w oczy i czekając aż rozluźnię uścisk.
Otworzyłem ramiona, nie odzywając się. Dopiero teraz Valerie uświadomiła mi, jak bardzo odrzucałem to uczucie, którym ją darzę. W momencie kiedy zrozumiałem złapałem ją w ostatniej chwili i zrobiłem coś, co powinienem zrobić już dawno temu. Złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem na łóżko. Przeniosłem się nad nią i spojrzałem jej prosto w oczy.
-Nie przerywaj mi - oznajmiłem stanowczo. - Zrozumiałem to, co czuję, kiedy wszystko co się dla mnie liczy, prawie wymknęło mi się z rąk. Nie mogłem pozwolić Ci odejść. To zawsze powinienem być ja. To ja miałem Cię zatrzymywać - nie ty. To ja miałem wyznać Ci wszystko. To ja miałem nie pozwolić Ci płakać. To ja miałem być zawsze dla Ciebie. Zająłem się własnym sumieniem, wcale nie myśląc, że ranię nas oboje. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo mi na Tobie zależy. Pozwól mi to wszystko naprawić.
Zapanowała cisza, przeplatana naszymi wzbudzonymi oddechami. Między nami było ogromne napięcie, które tylko sprawiało, że coraz to bardziej chciałem ją pocałować. Pozostało mi tylko czekać. Sekundy, które mijały, zdawały się trwać wieczność.
Już miałem wstać, kiedy Valerie przyciągnęła mnie do siebie.
-Kochaj mnie, tu i teraz. Całą, taką jaką jestem - wyszeptała w moje usta. Nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko złączyć nasze wargi. Pogłębiałem pocałunek z każdą pieszczotą czując, że na tym się nie skończy, jednak bałem się przejąć inicjatywę i czekałem na jej kolejny ruch.
Kiedy zdjęła ze mnie koszulkę uznałem to za odpowiedni moment. Złapałem jej nadgarstki i zjechałem ustami wzdłuż jej szyi do obojczyka. Jęknęła tylko, co zadziałało na mnie budująco.
-Jesteś tego pewna? - spytałem niepewnie. Jedno jej słowo i przestanę.
-Louis - jęknęła ponownie, tym razem moje imię.
-Nie przerywaj - wyszeptała, odrzucając głowę w tył i dając mi lepszy dostęp do jej szyi. Moje ręce przylgnęły do jej pleców zjeżdżając w dół, aż dotarłem do jej pośladków, które lekko ścisnąłem. Po kolejnym westchnięciu, które wydostało się z jej ust, ściągnąłem z niej bluzkę, która była jedynie przeszkodą. Valerie podniosła się i wplątała rękę w moje włosy, drugą natomiast przeniosła na moje krocze, łącząc tym samym nasze usta. Tym razem to ja jęknąłem pod wpływem jej dotyku a ona zachichotała. Nasze ruchy stały się płynniejsze. Sekundę zajęło mi pozbycie się jej stanika, który był kolejną przeszkodą. Jej zwinne dłonie szybko odpięły guzik od moich spodni i rozporek, jednak miała niemały problem z pozbyciem się ciasnych rurek, które już od dłuższej chwili sprawiały mi ból. Kiedy tylko spodnie spotkały się z podłogą zauważyłem, że i Val zdążyła ściągnąć swoje ubrania. Byliśmy nadzy, jednak nie krępowaliśmy się przed sobą. Oparła dłonie o moje uda i znów złączyła nasze usta.
-Tak długo czekałam na ten moment - wyszeptała i oplotła jedną dłonią mój członek powoli poruszając ręką. Nie zastanawiając się długo ścisnąłem ostrożnie jej pośladki i delikatnie położyłem na plecach zabierając jej dłoń z mojego krocza. Pocałunkami zjechałem wzdłuż całego jej ciała zatrzymując się na podbrzuszu. Z każdym składanym przeze mnie pocałunkiem Valerie wzdychała głośno, przymykając oczy, a jej brzuch wciągał się, jednocześnie wyginając jej plecy w łuk. Wróciłem do poziomu jej twarzy na co tylko zachichotała.
-Na co jeszcze czekasz? - spytała, kiedy wyczuła, że się zawahałem.
-Nie wiem czy mogę - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Jedyną rzeczą, jakiej nie możesz, to zostawić mnie w takim stanie - w sekundzie mnie namówiła.
Zbliżyłem się do jej wejścia czekając na przyzwolenie. Ta mocno wbiła się paznokciami w moje przedramię.
-Czy ty .. - nie potrafiłem o to spytać.
-Nie przejmuj się, po prostu to zrób - jak na zawołanie wsunąłem się w nią na pół mojej długości, na co tylko jęknęła i przeniosła drugą rękę w moje włosy. Lekko się wysunąłem po czym zacząłem powoli poruszać biodrami. Valerie głośno wzdychając podłapała rytm i również wprawiła swoje biodra w ruch. szybko przyciągnęła moje usta do swoich, jednak zanim zdążyła je złączyć spytałem:
-Wszystko w porządku? Nie boli Cię?
-Wszystko jest idealnie - ponownie jęknęła w moje usta, co sprawiło, że moje ruchy stawały się szybsze, niczym nasze oddechy.
-Louis! - krzyknęła, po chwili a jej plecy wygięły się w łuk. - Louis - powtórzyła odrobinę ciszej, przejeżdżając paznokciami w dół moich pleców, zostawiając tam ślady. Wysunąłem się z niej, czując, że jestem blisko. Zassała moją szyję oznaczając mnie, a jej ręka przesunęła się ponownie na mojego członka.
-Teraz daj mi dokończyć to, co zaczęłam - wyszeptała i sprawiła, że teraz to ja byłem na dole. Przesunęła się w dół poruszając ręką w górę i w dół.
-Valerie, proszę - jęknąłem. Było mi z nią tak dobrze.
Poczułem jak oplata ustami główkę i lekko z wyczuciem porusza głową, od czasu do czasu, przejeżdżając językiem wzdłuż całej długości. Kiedy już doszedłem Valerie położyła się obok mnie wtulając się w moje ramie, a nogą oplatając moje podbrzusze. Delikatnie gładziła dłonią moją klatkę piersiową. Rysowała kontury każdego tatuażu po kolei, jakby na pamięć znała ich kształt. Nagle jej ręka znalazła się na mojej szyi przejeżdżając po miejscu, w którym chwilę temu zrobiła mi malinkę.
-Jesteś cały mój - pamiętaj o tym - wyszeptała, dźwigając się na rękach i łącząc nasze usta. Dziś staliśmy się jednością i mam nadzieję, że nie będę musiał żałować tej decyzji. Wzdłuż linii jej szczęki dotarłem do jej szyi, zasysając jej skórę, w podobnym miejscu jak ona.
-A ty cała moja - powiedziałem, całując ją po raz ostatni. Leżeliśmy wtuleni w siebie. W pomieszczeniu panowała cisza, która wcale nie była niezręczna. Zastanawiałem się tylko o czym ona myśli w tym momencie, nic innego nie miało dla mnie znaczenia.
*Valerie's POV*
Uśmiechałam się pod nosem, gładząc dłonią jego klatkę piersiową, tylko dlatego, że w końcu miałam go na własność. Nie musiałam bać się, że teraz mnie zostawi, bo wiedziałam, że po tym wszystkim on też nie będzie się już bał tego, co powiedzą inni, że nie będzie musiał bać się wyrzutów sumienia. Zależało mi na nim jak na nikim innym. Tak właśnie chciałam przeżyć mój pierwszy raz - z osobą, z którą chcę już być na wieczność. Razem stawimy czoła wszystkiemu, nawet Danowi. Byłam tego pewna, bo wiem, że Louis nie dałby mnie skrzywdzić. Zasnęłam wsłuchując się w coraz to spokojniejsze bicie jego serca.
Obudziły mnie hałasy, dobiegające z pomieszczenia, w którym znajdował się bar. Przecież zamknęliśmy drzwi.
-Pójdę sprawdzić co się dzieje - pocałował mnie krótko wciągając w pośpiechu swoje bokserki. Jako, że nie mogłam znaleźć moich ubrań chwyciłam jego koszulkę i ruszyłam za nim.
-Zaczekaj - wyszeptał.
-Boję się - przylgnęłam do jego pleców, bojąc się, że jeśli go puszczę stracę go, choć wiedziałam, że to niemożliwe.
-Zostań tu, proszę - chwycił butelkę po alkoholu, która stała w pobliżu i ruszył do głównego pomieszczenia w barze. Obserwowałam wszystko, wychylając się zza framugi. Wysoki, postawny mężczyzna przyświecał sobie telefonem, szukając czegoś w szufladzie przy barze. Widziałam, że Lou chce się zakraść jak najciszej, jednak cały jego plan nie wypalił kiedy zatrzeszczała podłoga. Tomlinson przeklnął pod nosem a ten facet obrócił się oślepiając go światłem z telefonu.
-Louis? Co ty tu robisz? - od razu rozpoznałam głos Paula i podbiegłam do niego w pośpiechu. Zapalił światło nad barem i przyglądaliśmy się sobie z zaskoczeniem. Żadne z nas nie spodziewało się spotkania o tej porze.
-Myślałem, że już dawno wróciliście do domu - stwierdził zmieszany Paul, przerywając niezręczną ciszę. Spojrzał na nasze ubrania i myślę, że już wiedział co się wydarzyło, jednak całe szczęście nic nie powiedział i nie oczekiwał wyjaśnień na ten temat.
-Po postanowiliśmy uczcić narodziny małej Jess i oblaliśmy to. Nie mieliśmy jak wrócić to postanowiliśmy zostać - próbowałam wytłumaczyć, jak zwykle potokiem słów, który wydostaje się ze mnie w stresującej sytuacji.
-Istnieje coś takiego jak taksówki - stwierdził Paul, jakby z wyrzutem.
-Nie ważne, nastraszyliście mnie po prostu, ale nic nie szkodzi. Moje kobiety mają się dobrze - podsumował. - Za kilka dni będę mógł zabrać je do domu.
-To cudownie! - wykrzyknęłam.
-Zabiorę tylko zapasowe klucze do domu i lecę. Wyśpijcie się - polecił nam i uśmiechnął się. Lou stał jeszcze przez chwilę onieśmielony. Cała ta sytuacja była cholernie niezręczna, jednak wiem, że Paulowi to nie przeszkadza i nie będzie na nas zły.
-Dobranoc - powiedziałam i pociągnęłam Louisa za rękę.
-Spokojnej nocy - wykrzyknął Tomlinson i pośpiesznie udał się za mną.
Kiedy usłyszeliśmy jak Paul przekręcił zamek w drzwiach głośno wybuchliśmy śmiechem.
-Dobranoc Aniołku - powiedział Lou i pocałował mnie w czubek głowy. Na co tylko się wtuliłam w jego umięśnione ciało.
-Dobranoc - wyszeptałam i próbowałam zasnąć.
-Dlaczego? - spytała z wyrzutem przenosząc się do pozycji siedzącej.
-Valerie, zrozum, że Cię zranię - przerwałem na chwilę. - Mam nadzieję, że wiesz, że nie wybaczyłbym sobie tego.
-Ranisz mnie odrzucając to co jest między nami - powiedziała z wyrzutem, próbując wstać. Poczułem się winny więc złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie tak, że nogami oplatała mnie w pasie. Była tak blisko.
-Każdego dnia kiedy na Ciebie patrzę powstrzymuję się przed powiedzeniem Ci co naprawdę myślę, bo wiem, że nie mogę tego od Ciebie oczekiwać - mówiłem patrząc na nią, natomiast ona spuściła wzrok.
-Nie powstrzymuj się, błagam. Całuj mnie, przytulaj, mów, że chcesz żebym była przy Tobie, że chcesz, żebym była Twoja, po prostu bądź obok- wyszeptała w moje usta a z każdym jej słowem czułem jak jej głos się załamuje.
-Cii - otarłem kciukiem łzy spływające powoli po jej policzkach i wtuliłem ją w moje ramiona, zamykając ją w ciasnym uścisku.
-Nie wiem już co mam robić - załkała i próbowała uderzać pięścią w moją klatkę piersiową. Czułem, że na to zasłużyłem. Głaskałem ją po głowie, próbując uspokoić.
-Valerie, już dobrze - powiedziałem, chcąc by przestała płakać.
-Dobrze?! Cholera nigdy nie będzie dobrze. Kiedy już wydaje mi się, że wszystko się ułoży, że los w końcu będzie nam sprzyjał, ty jak zawsze mówisz, że nie możesz! - wykrzyknęła mi prosto w twarz. Tym razem to mi chciało się płakać. Próbowała się ponownie podnieść, całe szczęście byłem od niej silniejszy.
-Wiesz, że to nie tak. Nie potrafiłbym spojrzeć mu w oczy po tym wszystkim.
-Mówisz, jakby to miał być przygodny seks, przez wykorzystanie okazji, że przypadła Ci opieka nade mną.
-Nie mógłbym tak Cię wykorzystać - stwierdziłem pewny siebie. Było to prawdą, czemu miałbym ją okłamywać?
-Louis, do cholery ja coś do Ciebie czuję! - wykrzyknęła ponownie, a po chwili dodała z wyrzutem - Nie mam zamiaru się powstrzymywać przed uczuciami, tak jak robisz to Ty.
Czy ja też czułem coś do Valerie? Głupie pytanie, oczywiście, że tak. Nie mogłem tego tłumić w sobie, nie mogłem też być przy niej. Byłem tak bardzo rozdarty.
-Nawet nie wiesz jak ciężko jest się starać, kiedy ktoś jest na to obojętny. Nie martw się, jeśli tak bardzo tego chcesz to przestanę. Teraz mnie wypuść - stwierdziła stanowczo, nie patrząc mi w oczy i czekając aż rozluźnię uścisk.
Otworzyłem ramiona, nie odzywając się. Dopiero teraz Valerie uświadomiła mi, jak bardzo odrzucałem to uczucie, którym ją darzę. W momencie kiedy zrozumiałem złapałem ją w ostatniej chwili i zrobiłem coś, co powinienem zrobić już dawno temu. Złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem na łóżko. Przeniosłem się nad nią i spojrzałem jej prosto w oczy.
-Nie przerywaj mi - oznajmiłem stanowczo. - Zrozumiałem to, co czuję, kiedy wszystko co się dla mnie liczy, prawie wymknęło mi się z rąk. Nie mogłem pozwolić Ci odejść. To zawsze powinienem być ja. To ja miałem Cię zatrzymywać - nie ty. To ja miałem wyznać Ci wszystko. To ja miałem nie pozwolić Ci płakać. To ja miałem być zawsze dla Ciebie. Zająłem się własnym sumieniem, wcale nie myśląc, że ranię nas oboje. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo mi na Tobie zależy. Pozwól mi to wszystko naprawić.
Zapanowała cisza, przeplatana naszymi wzbudzonymi oddechami. Między nami było ogromne napięcie, które tylko sprawiało, że coraz to bardziej chciałem ją pocałować. Pozostało mi tylko czekać. Sekundy, które mijały, zdawały się trwać wieczność.
Już miałem wstać, kiedy Valerie przyciągnęła mnie do siebie.
-Kochaj mnie, tu i teraz. Całą, taką jaką jestem - wyszeptała w moje usta. Nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko złączyć nasze wargi. Pogłębiałem pocałunek z każdą pieszczotą czując, że na tym się nie skończy, jednak bałem się przejąć inicjatywę i czekałem na jej kolejny ruch.
Kiedy zdjęła ze mnie koszulkę uznałem to za odpowiedni moment. Złapałem jej nadgarstki i zjechałem ustami wzdłuż jej szyi do obojczyka. Jęknęła tylko, co zadziałało na mnie budująco.
-Jesteś tego pewna? - spytałem niepewnie. Jedno jej słowo i przestanę.
-Louis - jęknęła ponownie, tym razem moje imię.
-Nie przerywaj - wyszeptała, odrzucając głowę w tył i dając mi lepszy dostęp do jej szyi. Moje ręce przylgnęły do jej pleców zjeżdżając w dół, aż dotarłem do jej pośladków, które lekko ścisnąłem. Po kolejnym westchnięciu, które wydostało się z jej ust, ściągnąłem z niej bluzkę, która była jedynie przeszkodą. Valerie podniosła się i wplątała rękę w moje włosy, drugą natomiast przeniosła na moje krocze, łącząc tym samym nasze usta. Tym razem to ja jęknąłem pod wpływem jej dotyku a ona zachichotała. Nasze ruchy stały się płynniejsze. Sekundę zajęło mi pozbycie się jej stanika, który był kolejną przeszkodą. Jej zwinne dłonie szybko odpięły guzik od moich spodni i rozporek, jednak miała niemały problem z pozbyciem się ciasnych rurek, które już od dłuższej chwili sprawiały mi ból. Kiedy tylko spodnie spotkały się z podłogą zauważyłem, że i Val zdążyła ściągnąć swoje ubrania. Byliśmy nadzy, jednak nie krępowaliśmy się przed sobą. Oparła dłonie o moje uda i znów złączyła nasze usta.
-Tak długo czekałam na ten moment - wyszeptała i oplotła jedną dłonią mój członek powoli poruszając ręką. Nie zastanawiając się długo ścisnąłem ostrożnie jej pośladki i delikatnie położyłem na plecach zabierając jej dłoń z mojego krocza. Pocałunkami zjechałem wzdłuż całego jej ciała zatrzymując się na podbrzuszu. Z każdym składanym przeze mnie pocałunkiem Valerie wzdychała głośno, przymykając oczy, a jej brzuch wciągał się, jednocześnie wyginając jej plecy w łuk. Wróciłem do poziomu jej twarzy na co tylko zachichotała.
-Na co jeszcze czekasz? - spytała, kiedy wyczuła, że się zawahałem.
-Nie wiem czy mogę - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Jedyną rzeczą, jakiej nie możesz, to zostawić mnie w takim stanie - w sekundzie mnie namówiła.
Zbliżyłem się do jej wejścia czekając na przyzwolenie. Ta mocno wbiła się paznokciami w moje przedramię.
-Czy ty .. - nie potrafiłem o to spytać.
-Nie przejmuj się, po prostu to zrób - jak na zawołanie wsunąłem się w nią na pół mojej długości, na co tylko jęknęła i przeniosła drugą rękę w moje włosy. Lekko się wysunąłem po czym zacząłem powoli poruszać biodrami. Valerie głośno wzdychając podłapała rytm i również wprawiła swoje biodra w ruch. szybko przyciągnęła moje usta do swoich, jednak zanim zdążyła je złączyć spytałem:
-Wszystko w porządku? Nie boli Cię?
-Wszystko jest idealnie - ponownie jęknęła w moje usta, co sprawiło, że moje ruchy stawały się szybsze, niczym nasze oddechy.
-Louis! - krzyknęła, po chwili a jej plecy wygięły się w łuk. - Louis - powtórzyła odrobinę ciszej, przejeżdżając paznokciami w dół moich pleców, zostawiając tam ślady. Wysunąłem się z niej, czując, że jestem blisko. Zassała moją szyję oznaczając mnie, a jej ręka przesunęła się ponownie na mojego członka.
-Teraz daj mi dokończyć to, co zaczęłam - wyszeptała i sprawiła, że teraz to ja byłem na dole. Przesunęła się w dół poruszając ręką w górę i w dół.
-Valerie, proszę - jęknąłem. Było mi z nią tak dobrze.
Poczułem jak oplata ustami główkę i lekko z wyczuciem porusza głową, od czasu do czasu, przejeżdżając językiem wzdłuż całej długości. Kiedy już doszedłem Valerie położyła się obok mnie wtulając się w moje ramie, a nogą oplatając moje podbrzusze. Delikatnie gładziła dłonią moją klatkę piersiową. Rysowała kontury każdego tatuażu po kolei, jakby na pamięć znała ich kształt. Nagle jej ręka znalazła się na mojej szyi przejeżdżając po miejscu, w którym chwilę temu zrobiła mi malinkę.
-Jesteś cały mój - pamiętaj o tym - wyszeptała, dźwigając się na rękach i łącząc nasze usta. Dziś staliśmy się jednością i mam nadzieję, że nie będę musiał żałować tej decyzji. Wzdłuż linii jej szczęki dotarłem do jej szyi, zasysając jej skórę, w podobnym miejscu jak ona.
-A ty cała moja - powiedziałem, całując ją po raz ostatni. Leżeliśmy wtuleni w siebie. W pomieszczeniu panowała cisza, która wcale nie była niezręczna. Zastanawiałem się tylko o czym ona myśli w tym momencie, nic innego nie miało dla mnie znaczenia.
*Valerie's POV*
Uśmiechałam się pod nosem, gładząc dłonią jego klatkę piersiową, tylko dlatego, że w końcu miałam go na własność. Nie musiałam bać się, że teraz mnie zostawi, bo wiedziałam, że po tym wszystkim on też nie będzie się już bał tego, co powiedzą inni, że nie będzie musiał bać się wyrzutów sumienia. Zależało mi na nim jak na nikim innym. Tak właśnie chciałam przeżyć mój pierwszy raz - z osobą, z którą chcę już być na wieczność. Razem stawimy czoła wszystkiemu, nawet Danowi. Byłam tego pewna, bo wiem, że Louis nie dałby mnie skrzywdzić. Zasnęłam wsłuchując się w coraz to spokojniejsze bicie jego serca.
Obudziły mnie hałasy, dobiegające z pomieszczenia, w którym znajdował się bar. Przecież zamknęliśmy drzwi.
-Pójdę sprawdzić co się dzieje - pocałował mnie krótko wciągając w pośpiechu swoje bokserki. Jako, że nie mogłam znaleźć moich ubrań chwyciłam jego koszulkę i ruszyłam za nim.
-Zaczekaj - wyszeptał.
-Boję się - przylgnęłam do jego pleców, bojąc się, że jeśli go puszczę stracę go, choć wiedziałam, że to niemożliwe.
-Zostań tu, proszę - chwycił butelkę po alkoholu, która stała w pobliżu i ruszył do głównego pomieszczenia w barze. Obserwowałam wszystko, wychylając się zza framugi. Wysoki, postawny mężczyzna przyświecał sobie telefonem, szukając czegoś w szufladzie przy barze. Widziałam, że Lou chce się zakraść jak najciszej, jednak cały jego plan nie wypalił kiedy zatrzeszczała podłoga. Tomlinson przeklnął pod nosem a ten facet obrócił się oślepiając go światłem z telefonu.
-Louis? Co ty tu robisz? - od razu rozpoznałam głos Paula i podbiegłam do niego w pośpiechu. Zapalił światło nad barem i przyglądaliśmy się sobie z zaskoczeniem. Żadne z nas nie spodziewało się spotkania o tej porze.
-Myślałem, że już dawno wróciliście do domu - stwierdził zmieszany Paul, przerywając niezręczną ciszę. Spojrzał na nasze ubrania i myślę, że już wiedział co się wydarzyło, jednak całe szczęście nic nie powiedział i nie oczekiwał wyjaśnień na ten temat.
-Po postanowiliśmy uczcić narodziny małej Jess i oblaliśmy to. Nie mieliśmy jak wrócić to postanowiliśmy zostać - próbowałam wytłumaczyć, jak zwykle potokiem słów, który wydostaje się ze mnie w stresującej sytuacji.
-Istnieje coś takiego jak taksówki - stwierdził Paul, jakby z wyrzutem.
-Nie ważne, nastraszyliście mnie po prostu, ale nic nie szkodzi. Moje kobiety mają się dobrze - podsumował. - Za kilka dni będę mógł zabrać je do domu.
-To cudownie! - wykrzyknęłam.
-Zabiorę tylko zapasowe klucze do domu i lecę. Wyśpijcie się - polecił nam i uśmiechnął się. Lou stał jeszcze przez chwilę onieśmielony. Cała ta sytuacja była cholernie niezręczna, jednak wiem, że Paulowi to nie przeszkadza i nie będzie na nas zły.
-Dobranoc - powiedziałam i pociągnęłam Louisa za rękę.
-Spokojnej nocy - wykrzyknął Tomlinson i pośpiesznie udał się za mną.
Kiedy usłyszeliśmy jak Paul przekręcił zamek w drzwiach głośno wybuchliśmy śmiechem.
-Dobranoc Aniołku - powiedział Lou i pocałował mnie w czubek głowy. Na co tylko się wtuliłam w jego umięśnione ciało.
-Dobranoc - wyszeptałam i próbowałam zasnąć.
Jejku jestem pierwsza; rozdział MEGA ZAJE....Y już za nim tęskniłam, kocham to opowiadanie; piszesz cudownie; czekam na kolejne losy <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńŚwieeeeeetny! Genialnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Powiem tak: ZAJEFAJNY!!! :D Błagam... szybko następny ;)
OdpowiedzUsuńJa chcę kolejny ! Już ! Proszęęę..... :D
OdpowiedzUsuńOjej.
OdpowiedzUsuńOJEEEEJ.
ojej.
Szczerze mówiąc, nie wiem co myśleć. No bo wypowiedź Louis'a tak bardzo mnie rozczuliła, że cały czas myślę tylko o tym, niż o tym co się potem wydarzyło. To co powiedział, zdecydowanie to przyćmiło, ale czy to źle? Myślę, że nie.
Jezu, chciałabym napisać jakiś sensowny długi komentarz, ale nie wiem jak, bo serio. Rozwaliłaś mnie tym rozdziałem. Doszczętnie! Opisy genialne, nieprzesadzone, ogółem tak lekko napisane i wydaje się, jakbyś nie miała problemów z tym rozdziałem. Ty rozkwitasz, a ja próbuję zbierać się po moim małym załamaniu z pisaniem xd Moja frnacuska właśnie zapytała mnie co właśnie przeczytałam, że mam taką minę, więc to musi o czymś świadczyć! :D Po prostu musi.
I ta akcja z Paulem XD No po prostu tylko śmiać się i płakać...
Płakać. Tak. Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę - przecież Valerie będzie miała połamane serce! Przecież Louis już złożył wypowiedzenie i... Zostawi ją.
To będzie okropne, coś tak czuję.
Chciałabym napisać coś więcej, ale nie mam czasu bardziej się rozdrabniać. I przepraszam, że dopiero teraz, ale strasznie zabiegana pszczółka ze mnie ;3
zyczę weny kochana!
NatalieHS
Sam cukier, a że cukier jest cholernie dobry to mam nadzieję, że bd go więcej, bo to było ge-nial-ne ! I wgl to mam sentyment do tej parki i do Cb i twojej twórczości. Tak więc mam nadzieję częściej Cię tu widywać C;♥
OdpowiedzUsuń