Witam wszystkich na kolejnym rozdziale, który olśnił mnie nagle bardzo późno w nocy. Pojawi się na pewno dużo błędów, za co z góry przepraszam! Nawał pracy w szkole spowolnił moją pracę nad tym rozdziałem, ale cieszę się, że w końcu go dokończyłam. Chciałabym jeszcze zachęcić was do komentowania, ponieważ jest to naprawdę podbudowujące, kiedy ktoś napisze chociaż coś krótkiego na temat nowego rozdziału. Kiedyś było nawet około 8/9 komentarzy, teraz ledwo dajecie radę 4. Mogę liczyć na waszą aktywność? :> To tyle ode mnie - tymczasem miłego czytania!
Rozdział 13 - I'll Do It On My Own
Rozdział 13 - I'll Do It On My Own
Zaczynało robić się jasno. Promienie słońca wypełniały pokój. Tej nocy nie zmrużyłam oka. Leżałam otulona ramieniem Louisa i myślałam. Nie umiałam po prostu zapomnieć, czy przestać myśleć o wczoraj. Odtwarzałam w głowie wszystko co zobaczyłam poprzedniego wieczoru.
Dlaczego on wplątał się w coś tak nierozważnego?! Dlaczego naraża się na takie niebezpieczeństwo?
Gdyby porozmawiał ze mną o tym wcześniej na pewno coś byśmy wymyślili. Razem. Muszę porozmawiać z tym całym Danielem, może jeśli zgodzę się płacić pieniądze sama zostawią go w spokoju? Tak, to przecież byłoby najlepsze rozwiązanie. Dla mnie pieniądze nie grają roli. No i Louis byłby bezpieczny.
Nagle poczułam jak jego ramię rozluźnia uścisk, a on z ciężkim westchnięciem kładzie się na plecach.
-Wyspałeś się? - zaczęłam nie odwracając się do niego.
-Tak. Czemu ty już nie śpisz? - zapytał zatroskany. Czułam, że wlepia we mnie wzrok. Zawsze to robi, kiedy oczekuje, że mu odpowiem. Momentami dziwię się, że tyle o nim wiem.
-Nie mogę - dopiero teraz zwróciłam się twarzą do niego. Patrzył mi prosto w oczy z lekkim wyrzutem, ale jakby do samego siebie. Czułam, że jest na siebie zły, chociaż nie powinien. Chciałabym mu powiedzieć, że nie sprawia mi przykrości, ale wręcz przeciwnie. Chciałabym powiedzieć mu, że jest mi potrzebny i jak bardzo martwię się o niego.
-Jesteś głodny?
-Aż tak bardzo chcesz już uciec z łóżka? - spytał uśmiechając się lekko pod nosem. - Wiem jak lubisz leżeć.
-Wczoraj ci już powiedziałam, że nie mam zamiaru uciekać - puściłam mu oczko, na co tylko się zaśmiał. - Swoją drogą wyleżałam się już dziś - o. tak, zdecydowanie cała noc to za dużo, nawet jak na mnie.
-Trzeba to zapisać w kalendarzu. Valerie twierdzi, że nie chce już leżeć - powiedział teatralnie. Był bardzo rozbawiony, jednak po chwili skrzywił się w grymasie bólu
-Ha ha bardzo śmieszne. Spokojniej panie Tomlinson, jeszcze nie do końca wyzdrowiałeś.
-Wiesz, że nie lubię leżeć - powiedział ze smutkiem, wzdychając ciężko. Nie mogłam patrzeć na to, jak się męczy.
-Zrobimy tak, że polubisz leżenie - uśmiechnęłam się do niego i wstałam z łóżka. Obserwował moje ruchy, bo był ciekawy, co tym razem wymyśliłam. Podeszłam do odtwarzacza muzyki i podłączyłam mojego Iphone'a. Włączyłam jego ulubioną płytę zespołu The Fray i kazałam mu leżeć.
Sama udałam się do kuchni, żeby zrobić mu coś do jedzenia. Swoją drogą sama byłam głodna. Przez to wszystko wczoraj zapomniałam, o odżywianiu się, o czym przypominał mi mój brzuch co chwilę wydając dziwne dźwięki. Usmażyłam jajka na boczku, do miseczki wsypałam musli i zalałam je jogurtem. Do tego położyłam kilka cukierków, pokrojone jabłko i sok pomarańczowy.
Byłam z siebie dumna. Choć wiem, że to oklepany i romantyczny gest, ja po postu chciałam zrobić coś miłego.
-Dasz radę sam usiąść? - zapytałam wnosząc tacę z jedzeniem do jego pokoju.
-Myślę, że tak - podniósł się na łokciach. - Co ty tam niesiesz? - spytał zaciekawiony obserwując mnie.
-Śniadanie - stwierdziłam, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, i w pewnym sensie była.
-Musisz zjeść wszystko, wtedy wyzdrowiejesz - podkreśliłam.
-Nie jestem małym dzieckiem - odpowiedział z wyrzutem.
-Ale zachowujesz się jak dziecko, wplątując się w to - przerwałam na chwilę, ponieważ Lou wyglądał jakby właśnie o czymś pomyślał. W jego wzroku wyłapałam strach, obawę, a może zwątpienie. Czasem naprawdę nie potrafię odczytać jego emocji.
-Pokaż mi oko - chwyciłam ostrożnie jego twarz w dłonie i przyglądałam się bardzo opuchniętemu i sinemu oku. Mam nadzieję, że jak opuchlizna zejdzie wszystko będzie w porządku.
-Do wesela się zagoi, oprócz tego jesteś tylko trochę obity - uśmiechnęłam się do niego, na co odpowiedział mi tym samym.
-Jeśli jeszcze raz pokażesz mi się w takim stanie, to obiecuję, sama doprowadzę Cię do gorszego - powiedziałam z powagą, chcąc być groźna, ale chyba mi się to nie udało.
-Podaj mi już te jajka, umieram z głodu - zaśmiałam się mimowolnie i postawiłam przed nim tacę ze śniadaniem.
***
-Opatrunek zmieniony, tu masz książkę, sok postawiłam na stoliku obok łózka, żebyś mógł spokojnie go sięgać.
-Nie jestem małym dzieckiem, Valerie- stwierdził Louis załamując ręce.
-Trzymaj się - rzuciłam wychodząc przez drzwi i posłałam mu buziaka. 15 minut później byłam już pod domem Caroline. Musiałam z nią porozmawiać o moim pomyśle.
-Cześć kochana, co Cię do mnie sprowadza?
-Są twoi rodzice? - spytałam od razu.
-Pojechali do Mediolanu na jakieś targi mody, wracają jutro. Ale jest Olivier, mamy maraton filmowy, może chcesz się przyłączyć? - powitała mnie praktycznie potokiem słów, jak to ona ma w zwyczaju.
-Cholera, czyli mi nie pomożesz - odparłam zrezygnowana.
-Coś się stało? - spytała jakby lekko przestraszona.
-Nie nie! W zasadzie, to pomyślałam, że pojedziesz ze mną do Red Drink Bar, mam tam sprawę do załatwienia.
-Sprawę? Może tak jaśniej? - powiedziała obrażona, że nic nie wie na ten temat. Skrzyżowała ramiona na piersi i czekała na wyjaśnienia.
-Opowiem ci wszystko, jak jakoś to rozwiążę - pocałowałam ją w policzek, żeby nie złościła się na mnie. Zadziałało.
-Valerie, jak zwykle piękna - zagadnął brat Caroline wychodząc z salonu. Miał na sobie nisko opuszczony dres, i koszulkę opinającą jego umięśniony tors. Wyglądał seksownie, czarując mnie swoimi niebieskimi oczyma.
-Hej Olivier - podszedł i pocałował mnie w policzek.
-Zostajesz z nami? - spytał z nadzieją w głosie i wskazał ręką drogę do dużego pokoju, odsuwając się na bok.
-Nie dziś. Jadę załatwić coś ważnego, ale następnym razem obiecuję, że zostanę dłużej - położyłam prawą dłoń na sercu, a lewą uniosłam, chcąc być jak najbardziej przekonywująca. Wiedziałam, że Olivier i tak nic nie powie. Jakiś czas temu próbował wyciągnąć mnie na randkę, a ja do dziś zastanawiam się, czemu się nie zgodziłam. Czasem tego żałuję, jednak potem przypominam sobie, co zrobił mi mój były chłopak. Wiem, że nie wszyscy faceci są tacy sami, ale niestety uraz pozostaje.
-Cóż, nie będę Cię w takim razie zatrzymywał. Do zobaczenia wkrótce - podsumował i udał się do salonu.
-Może pojechać z Tobą? - spytała Car, wyrywając mnie z zamyślenia.
-Nie, dzięki, naciesz się bratem - uśmiechnęłam się do niej ciepło. - Nie mam dużo do załatwiania, poradzę sobie, jestem już duża.
-No przecież, zapominam o tym zawsze - zaśmiałyśmy się, na parodie naszych rodzin. Za każdym razem kiedy nas widzą, twierdzą, że urosłyśmy, bądź coś podobnego.
-Uważaj na siebie - rzuciła na odchodne. Pomachałam jej tylko i ruszyłam pośpiesznie do samochodu. W głowie układałam sobie plan, o czym będę rozmawiać z Danem. Co ja mu powiem? Czy w ogóle będzie chciał mnie wysłuchać? Nie zauważyłam nawet, jak szybko znalazłam się pod klubem. Louis miał rację, nie było to atrakcyjne miejsce, więc nie mogły dziać się tu dobre rzeczy. Po wejściu od razu ukazało mi się kilka "scen", jak przypuszczam, dla striptizerek. Miejsce spowite było mroczną atmosferą. Gdyby nie to, że wiedziałam, że nie było to dobre miejsce, podobałoby mi się tu, no może bez tych striptizerek, Moją uwagę przyciągnął ogromny, dobrze wyposażony, kolorowy bar. Otworzyłam buzię w zdziwieniu, ponieważ z zewnątrz nie wydawało się to takie duże.
Po chwili odnalazłam jak dojść do biura szefa. Skręciłam w ciemny korytarz, a moje serce nagle przyśpieszyło. Otoczenie było lekko przerażające, jednak nie zrażało mnie to, żeby iść dalej. W chwili obecnej miałam tylko na uwadze dobro Louisa. Louisa i poniekąd moje, ponieważ za bardzo bym się o niego martwiła.Już miałam pukać do drzwi, kiedy usłyszałam głęboki głos za mną. Odwróciłam się szybko, by spojrzeć skąd on dochodzi. Moim oczom ukazał się wysoki, napakowany mężczyzna.
-Ty w sprawie pracy? - spytał. Na ponowny dźwięk jego głosu lekko zadrżałam.
-Nie, chciałam tylko porozmawiać z właścicielem, Danielem Parkerem.
-Na posadę striptizerki? - otworzyłam szeroko oczy i patrzyłam na niego z oniemieniem. Zlustrował mój wygląd i pokiwał głową z aprobatą.
-Skądże! - wykrzyknęłam zdziwiona. - Nazywam się Valerie Crossley, ja w sprawie Louisa Tomlinsona - odpowiedziałam odważnie. Jego wzrok nagle zmienił kompletnie wyraz a z jego gestów mogłam odczytać zdenerwowanie.
-Chodź za mną - powiedział i pociągnął mnie za ramię w przeciwną stronę. Obecnie byliśmy w jakimś schowku a ja bałam się jak cholera. Serce skakało mi do gardła. Bałam się, że coś mi zrobi.
-Jeśli coś mi zrobisz zacznę krzyczeć - ostrzegłam.
-Nie będziesz musiała, robię to dla Twojego dobra - spojrzałam na niego ze skonsternowaniem. - Lou Cię tu przysłał?
-Nie, nie wie, że tu jestem.
-Cholera dziewczyno, co ty wyprawiasz?! - wykrzyknął szeptem, co ponownie mnie zaniepokoiło.
-Nie rozumiem - stwierdziłam.
-Wpadasz sama w ręce Dana. Nie będzie się wahał wykorzystać tego ponownie przeciw Louisowi, żeby zapłacił mu pieniądze.
-Może tak jaśniej?
-Opowiem Ci wszystko, siadaj - wskazał mi krzesło, czego nie odmówiłam. Byłam w niemałym szoku i potrzebowałam usiąść, chociaż na chwilę.
-Nazywam się Richard McMillan, możesz mówić na mnie Rick - podał mi dłoń, na co tylko ją uścisnęłam, i czekałam na dalszy ciąg historii.
-Pracuję dla Dana długi czas, ale nie mam związku z biznesem, robię tylko za jego ochroniarza. Przyjaźniłem się z Louisem, do czasu kiedy odszedł. Swoją drogą, jak on się czuje? - spytał troskliwie.
-Dziś już lepiej. Jest porządnie obity, ale będzie żył - odetchnął z ulgą.
-Jakby coś mu się stało, miałbym ogromne wyrzuty sumienia.
-To ty mu to zrobiłeś?! - wykrzyknęłam, na co tylko mnie uciszył, kładąc dłoń na moich ustach.
-Cii, chcesz, żeby nas usłyszeli? To po części ja, jednak w zasadzie to Daniel. My tylko jesteśmy na jego zawołanie, a każda próba sprzeciwienia się, kończy się dla nas źle. Tak samo było z Louisem, odszedł i teraz Dan ciągle go prześladuje, mszcząc się na nim za to.
-Dlatego tu jestem, chciałam załatwić z nim sprawę i płacić mu te pieniądze, żeby odczepił się od Louisa.
-Valerie, czy ty nie rozumiesz, że jak zrozumie, że może tak łatwo pozyskać pieniądze, to wasze problemy się nie skończą, a wręcz przeciwnie? - zastanowiłam się chwilę nad jego słowami. Cholera, miał rację, przecież Dan to taka osoba, która nie zna zasad bycia fair.
-To co mamy zrobić? - spytałam załamana. Myślałam, że to już będzie załatwienie sprawy, jednak wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej.
-Jestem blisko Dana, staram się znaleźć na niego jakiś hak, jednak jak na razie to bezowocne działania. Jest bardzo ostrożny, kompletnie odciął się od przeszłości, jednak mam nadzieję, że w końcu mi się uda.
-W takim razie, może uda mi się pomóc?
-Proszę, nie wplątuj się jeszcze bardziej w tą sprawę - stwierdził Rick, patrząc mi prosto w oczy.
-Jak to bardziej? - spytałam ponownie skonsternowana.
-Oh, czyli ty nic nie wiesz... - przerwał na chwilę. - Dan szantażuje Louisa nie tyle tym, że coś zrobi jemu, a Tobie. Lou został pobity, ponieważ bronił Ciebie. Daniel szpieguje Cię, obserwuje prawie w każdym momencie.
-Jak to?! - moja szczęka prawie spotkała się z podłogą, a moje oczy zaszły łzami. Dlaczego do cholery Louis mnie oszukał? Dlaczego nie powiedział mi całej prawdy? Myślałam, że się przyjaźnimy i mówimy sobie takie rzeczy.
-Nie miej mu tego za złe. Louis robi wszystko tylko żeby Cię chronić - pocierał swoją dużą dłonią moje ramię, żeby mnie trochę uspokoić. - Musisz jak najszybciej stąd uciekać. Jeśli tylko Dan dowie się, że tu jesteś, to tak szybko stąd nie wyjdziesz.
-Słuchaj Rick, jeśli dowiesz się czegoś, co może zrujnować Daniela skontaktuj się ze mną - zapisałam mu mój numer na kartce i podałam, trzęsącą się ręką. - Byłoby mi to bardzo przydatne.
-Jasne, jeśli coś będę wiedział, dam Ci znać - uśmiechnął się do mnie ciepło. - Teraz wypuszczę Cię tylnym wejściem, żebyś mogła wyjść niezauważona. Chodź za mną - wyjrzał z małego pomieszczenia na korytarz i kiedy upewnił się, że droga wolna zaprowadził mnie do wyjścia ewakuacyjnego.
Pomachałam mu na odchodne i jak najszybciej udałam się do samochodu. Roztrzęsiona nie mogłam znaleźć kluczyków w torebce. Chciałam już znaleźć się w domu. A co jak Daniel teraz mnie obserwował? Co jak wie, że byłam u niego? Jak będzie chciał mi coś zrobić?
Nagle poczułam, jak ktoś ściska moje ramię. Mój puls nagle strasznie przyśpieszył, tak że bałam się, żeby moje serce nie wyskoczyło mi z piersi. Nagle gwałtownie odwróciłam się i plecami przywarłam do samochodu. Moje otumanienie ponownie ogarnęło całe moje ciało. Nagle czułam, jak tracę kontakt z rzeczywistością i osuwam się na ziemię.
*Louis POV*
Leżałem na łóżku czytając jakieś romansidło i popijając sok pomarańczowy. Pech chciał, że Valerie nie miała żadnych innych książek, jednak nie przeszkadzało mi to. Odpoczywałem, a Val była u swojej przyjaciółki, więc wszystko było w jak najlepszym porządku, a ja w spokoju mogłem odetchnąć od przytłaczającej sprawy z Danielem.
Jednak jak to mówią, nie chwal dnia przed zachodem słońca. Nagle pomieszczenie wypełnił dźwięk mojego telefonu. Chwyciłem go z szafki nocnej, a numer, który się wyświetlił lekko mnie zdziwił.
-Stało się coś Caroline ? - spytałem zmartwiony.
-Co takiego jest w Red Drink Bar? - moje tętno właśnie chyba oszalało. Serce waliło mi jak głupie, a całe ciało wypełniło się ciężarem. Ciężarem strachu.
-Valerie wpadła do mnie roztrzęsiona i spytała co robię. Jak powiedziałam jej, że spędzam czas z bratem, stwierdziła, że nie muszę z nią jechać.
-Dobrze, ale jaki ma to związek z tym przeklętym klubem - wydarłem się na dziewczynę.
-Stwierdziła, że ma coś ważnego do załatwienia i pojechała tam sama.
-Cholera! - wykrzyknąłem i zerwałem się z łóżka na równe nogi. Od razu tego pożałowałem, ponieważ poczułem przeszywający ból w klatce piersiowej. Chwyciłem kluczyki i już miałem iść do samochodu, kiedy zrozumiałem, że nie dam rady prowadzić sam.
-Caroline, dasz radę po mnie przyjechać? - spytałem z nadzieją w głosie.
-Zostałam bez samochodu, ale poproszę brata - odpowiedziała.
-Nie, nie trzeba, już wiem co zrobię. Nie przejmuj się niczym, okej? Załatwię to - starałem się ją uspokoić, jednak jak tego dokonać samemu będąc roztrzęsionym? Rozłączyłem się, nie czekając nawet, żeby coś powiedziała.
Pomyślałem tylko o jednej osobie, która była w stanie teraz mi pomóc. Wystukałem jego numer i już po 15 minutach siedziałem w samochodzie Harry'ego, który jechał jak najszybciej mógł.
Harry nie tylko był moim przyjacielem, ale i zależało mu na dobrze Valerie, więc zgodził się przyjechać bez wahania.
-Co ty znowu zrobiłeś?! - krzyknął na mnie mój przyjaciel widząc stan mojej twarzy. Muszę przyznać, byłem nieźle obity.
-Znowu Daniel? - pokiwałem twierdząco głową. - Myślałem, że już masz z nim spokój. Odszedłeś dla świętego spokoju, a teraz paradujesz z podbitym okiem.
-Broniłem Valerie! - Harry spojrzał na mnie pytająco. - Ten pieprzony psychopata jej groził.
-Postąpił bym tak samo, tyle, że to ja wyszedłbym zwycięsko z tej bójki.
-Jak zawsze pewny siebie Styles - zaśmialiśmy się razem, mimo powagi sytuacji. Chociaż ostatnio nie znosiłem jego zalotów do Valerie, teraz widziałem w nim mojego najlepszego przyjaciela, którym mimo okoliczności zawsze będzie.
-To tu - wskazałem palcem, gdzie ma skręcić. Zaparkował kilka samochodów dalej od auta Valerie. Kiedy pomógł mi wyjść z samochodu, zza rogu, jakby tylnym wyjściem wyszła roztrzęsiona Val. Grzebała w torebce, zapewne w poszukiwaniu kluczyków. Co tam się do cholery stało?! Była strasznie rozkojarzona. Harry do niej podbiegł a ja obserwowałem tą sytuację z daleka, starając się jak najszybciej do nich dojść. Złapał ją za ramię, na co ona nie poruszyła się ani trochę. Nagle energicznie obróciła się twarzą do niego. W sekundzie po prostu osunęła się w jego ramiona. Kiedy znalazłem się obok nich zauważyłem, że Valerie zemdlała.
-Stary, co teraz? - zagadnął mnie przerażony Harry. Jego wyraz twarzy zdradzał wszystko. Moje serce było tysiąc razy na sekundę. Nie wiedziałem co robić, nie wiedziałem co ten psychopata jej zrobił. Byłem gotów iść do środka i zabić go gołymi rękoma, bez względu na to w jakim stanie teraz byłem.
-Lou! Pomóż mi, musimy ją jak najszybciej stąd zabrać do domu. Co jak Dan nas zobaczy? - powiedział roztrzęsiony Styles.
-Masz rację - pomogłem mu włożyć Valerie na tylne siedzenie samochodu. Jej głowa spoczywała na moich kolanach, a ja delikatnie głaskałem jej włosy, kiedy Harry kierował się w stronę domy Crossleyów. Najważniejszym teraz było, żeby z nią wszystko było okej. Musiałem tylko znaleźć sposób na wykończenie Daniela. Zrujnowanie mu życia, byłoby najlepszą rzeczą, jaką mógłbym mu się odpłacić za wszystko co zrobił mi i Valerie.