czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 4 - Suprises Are Always Great

Na wstępie chciałabym podziękować komentującym, ponieważ jest to naprawdę wielka motywacja. Możecie pomyśleć sobie "kim ona jest, że już na samym początku prosi o komentarze", jednak każde kolejne, chociaż małe słówko sprawia, że człowiek się uśmiecha, także jeszcze raz wielkie DZIĘKUJĘ! ;) Rozdział jest już dzisiaj, ponieważ wrócę dopiero w sobotę, a do tego czasu nie będę miała dostępu do Internetu. Tak więc w wasze ręce oddaję rozdział czwarty! Miłego czytania ;)

Rozdział 4 - Suprises Are Always Great 

Otworzyłam rano oczy i natychmiast zdałam sobie sprawę z tego, co działo się wczoraj. Cholera! To tak naprawdę nie powinno się zdarzyć. Czy ja tego chciałam? Nie wiem, ale jestem pewna, że albo trzeba o tym zapomnieć, albo udawać, że po prostu nic takiego się nie stało. Poza tym bardzo podobało mi się to, pomimo faktu, że byłam pijana. Całował bardzo dobrze i smakował miętą. Zazwyczaj nie zwracam uwagi na takie głupoty, jednak to było TO a fakt, że to nie może się powtórzyć sprawiał we mnie dziwne uczucie. Najgorsze w tej sytuacji jest to, że teraz wszystko będzie zależało od niego. Ciekawi mnie czy przyzna się od razu czy będzie udawał, że nic się nie stało. Poszłam na dół zjeść coś, ponieważ głód dawał mi się już we znaki. O dziwo, nie czułam oznak kaca po wczorajszej imprezie, no chyba, że mowa o tym moralnym. Włączyłam radio i wzięłam się za przygotowanie omletów. Jak zwykle zaczęłam tańczyć i śpiewać, kiedy nagle przerwał mi zachrypnięty głos. 
-Hej - powiedział zaspany Louis opierając się w drzwiach. Wszedł do kuchni i otworzył lodówkę. Nie ruszył go nawet mój występ. 
-Zrobić Ci śniadanie? - zapytałam nie podnosząc na niego wzroku, kiedy zrozumiałam, że chyba serio nie chce ze mną rozmawiać. 
-Jeśli to nie problem - rzekł chłodno i usiadł przy wysepce kuchennej. Nałożyłam mu omlet i podstawiłam pod nos, na co odbąknął ciche "dziękuję". Spożywaliśmy w ciszy nie patrząc na siebie. Napięcie z każdą minutą stawało się coraz to bardziej niezręczne. 
-Wyspałeś się? - próbowałam zacząć rozmowę. 
-Bardzo - powiedział sarkastycznie i po chwili dodał - słuchaj b-bo jeśli chodzi o wczoraj to, to ja muszę Ci coś..
-Jakie wczoraj? Przecież nic się wczoraj nie stało. Wróciliśmy do domu i poszliśmy spać, dobrze pamiętam? - Wstałam od stołu i posłałam mu delikatny, lekko sztuczny, wymuszony uśmiech.
-Tak, bardzo dobrze. Ale pamiętasz co wczoraj, no wiesz, się stało?
-Nie wracajmy do tego.
Włożyłam talerz do zmywarki i udałam się do mojego pokoju. Pomyślałam, że dziś zrobię sobie dzień zakupów, żeby od wszystkiego odreagować. To zawsze mnie uspokajało. Ubrałam się wygodnie, wzięłam torebkę i pobiegłam do chłopaka do pokoju. Zapukałam i niepewnie weszłam, jednak on mnie chyba nie usłyszał. Stał przy oknie wpatrzony w ekran telefonu. 
-Czy coś się stało? - zapytał, odrywając się od poprzedniego zajęcia. 
-Wiesz, chciałam pójść dziś na zakupy i pomyślałam, że pojechałbyś ze mną, chyba że chcesz zostać - powiedziałam, widząc, że coś jest nie tak. Chociaż wiem, że i tak ze mną pojedzie - "praca i odpowiedzialność".
-Nie, możemy jechać, daj mi chwilę - wcisnął telefon do kieszeni i chwycił kurtkę, oznajmiając mi, że jest gotowy do wyjścia. Był strasznie spięty, jednak nie chciałam pytać co się stało ze względu na sytuację między nami. Po 3 godzinach zakupów strasznie zgłodniałam i postanowiłam, że pójdziemy coś zjeść. Podeszłam do znudzonego Louisa, który stał z kilkoma torbami, które zawierały moje nowe ubrania i ponownie zajęty był swoim telefonem. Przysięgam coś się stało, a jeśli on mi nie powie co, dowiem się tego sama.
-Jedziemy już? 
-W zasadzie to pomyślałam, że może jesteś głodny, bo ja umieram. Możemy iść coś zjeść. 
-Pewnie - odparł, biorąc torby, które od razu zanieśliśmy do samochodu. 
-Louis, chciałabym, żebyśmy mieli przyjacielskie relacje. Nie powiem, że mi się nie podobało... 
-Ale to nie powinno się zdarzyć. Nie wiem nawet jak pozwoliłem, żeby do tego doszło - powiedział z wyrzutem, jakby do samego siebie. Okej. Fajnie, że dałeś mi dokończyć.
-Teraz to już nie ważne. Możemy się zaprzyjaźnić, proszę? Lubię Cię, a przez ten mój wybryk, nie chciałabym popsuć tego, co mogłoby być między nami. I mówię tu o tych przyjacielskich relacjach - puściłam mu oczko, chcąc trochę rozładować atmosferę panującą w samochodzie. Jak się spodziewałam, nie udało się.
-Dobrze, niech tak będzie. Ale nie zmienia to faktu, że również zawiodłem, może nawet bardziej niż Ty, bo nie powinienem pozwolić, żeby coś takiego miało miejsce. 
-To udawajmy, że nie miało - posłałam mu ciepły uśmiech, którego jednak nie odwzajemnił. Chce się bawić w strojenie humorów, proszę bardzo. Dojechaliśmy do restauracji i zamówiliśmy obiad. Czas minął o dziwo normalnie, jakby w drodze z auta do restauracji coś się zmieniło. Postanowiliśmy więcej nie rozmawiać o tym pocałunku, a on stał się bardziej otwarty i przyjazny. Przesiedzieliśmy tam chyba dwie godziny poznając się nawzajem i sądzę, że moglibyśmy znaleźć wspólny język. Wróciliśmy do domu, a we mnie obudziły się dziwne pokłady energii. Zaczęłam skakać po kanapach w salonie i drzeć się jak kretynka. Louis stał tylko obok i obserwował mnie z dystansem, chwilę później do mnie dołączył. Okładałam go poduszkami aż opadliśmy ze zmęczenia na kanapę, śmiejąc się bez tchu. 
-To już chyba oficjalny znak, że będzie dobrze - zaśmiałam się, uderzając go poduszką, na co tylko się uśmiechnął. 
- Chcę w coś pograć - zerwałam się na równe nogi włączając Xboxa, rzucając Louisowi kontroler, który trafił go prosto w brzuch. 
-Nie płacz, nie bądź babą! - dodałam, na co zaśmiał się sarkastycznie. 
-Zachowujesz się jak pięciolatka - pokręcił głową patrząc na mnie - ale jeszcze z Tobą wygram! Gwarantuję ci, że to ty będziesz płakała jak małe dziecko - dodał zawadiacko i dołączył się do gry.

***

-Louis wstawaj! - wykrzyknęłam wskakując na jego łóżko. Okładałam go poduszką, aż w końcu otworzył oczy. 
-Czemu ty mnie budzisz, do jasnej cholery? - jęknął zaspany. -Która godzina?- zapytał zasłaniając twarz poduszką, którą przed chwilą był przeze mnie katowany.
-Jest piękna pogoda, jedziemy na plażę, zrobiłam nam już kanapki, zapakowałam ręczniki i dobry humor. Chodź, chodź, chodź, no proszę! - zrobiłam minę szczeniaczka, czekając, aż się przekona. 
-Kobieto, zamęczysz mnie - powiedział wstając z łóżka, z niemałą trudnością, "przypadkiem" popychając mnie  tym samym na łóżko. Był bez koszulki i miał nisko opuszczony dres, który odsłaniał jego dołeczki z tyłu pleców. Ostatni tydzień był dla dosyć ważny. Przez te dni bardzo zżyłam się z Louisem, mimo, że denerwował mnie jak cholera. Chociaż może to za dużo powiedziane. Spędzając z nim każdy dzień, przyzwyczaiłam się do jego obecności i nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być. Codziennie sprzeczki po których się na siebie złościliśmy dopełniały naszą znajomość. Wypełnił pustkę, która od zawsze była w tym domu. Kochałam Paula, a starając się na siłę zatrzymać kogoś, kogo kochamy, często nie zdajemy sobie sprawy, że są to jedynie nasze egoistyczne zagrywki. Niestety był zbyt dojrzały, a mój nowy ochroniarz przez mniejszą różnicę wieku bardziej mnie rozumie. Dzięki Louisowi po prostu miałam przy sobie kogoś, z kim mogłam porozmawiać o wszystkim. To co zdarzyło się po moich urodzinach miało dość duży wpływ na nasze relacje, gdyby nie to, nadal bym go nie lubiła i co gorsza, nie przyjaźniła się z nim. Całe szczęście wszystko wyjaśniliśmy i mam nadzieję, że nigdy więcej nie będzie tak niezręcznie.
Siedziałam na jego łóżku grając w gry na jego Iphonie. Przez przypadek weszłam w galerię. Miał w niej pełno zdjęć z dziewczynami, które na pewno były jego siostrami. Tomlinsonowie są do siebie podobni. Ta najstarsza, jest bardzo ładna, Louis dużo o niej mówi. Jednak jedno zdjęcie najbardziej przykuło moją uwagę. Było na nim pięciu chłopaków, w tym on sam. Nigdy nie mówił mi o swoich kumplach, co było bardzo zastanawiające. Chłopak w jego wieku powinien mieć znajomych, wychodzić z nimi i się spotykać, prawda? Dlaczego on tego nie robi? Po 20 minutach wyszedł z łazienki a ja za każdym razem zastanawiam się jak to jest możliwe, że jemu wystarczy tak mało czasu i wygląda olśniewająco, przystojnie a zarazem jakby nie przykładał większej uwagi do swojego wyglądu.
-Gotowa? -Przetarł ręcznikiem włosy i spojrzał na mnie spod mokrych kosmyków. 
-Zwarta i gotowa, panie Tomlinson - powiedziałam salutując do niego. Swoją drogą zapewne wyglądało to komicznie. Energicznie wstałam z jego łóżka i pobiegłam po koszyk. Po kilku minutach znaleźliśmy się w samochodzie. Włączyłam muzykę z Ipoda i ruszyliśmy, śpiewając i śmiejąc się. Kiedy dotarliśmy na plażę szybko znalazłam miejsce i rozłożyliśmy się. 
-I pomyśleć, że niedługo czas do szkoły - powiedziałam kładąc się na ręczniku w samym bikini. Louis zdjął koszulkę i powtórzył moją czynność.  
-Nie myśl o tym, baw się , póki jeszcze możesz - stwierdził zakładając swoje Ray Bany. 
-Taki mam zamiar. 
Jakiś czas potem poszliśmy się wykąpać, a kiedy nam się znudziło, postanowiłam kupić nam lody. Usiedliśmy na ręcznikach, a ja zaczęłam się w niego wpatrywać. 
-Czy .. czy coś się stało? - zapytał mnie po chwili, kiedy zauważył, że wlepiłam w niego wzrok. 
-Nie, ale wiesz, zastanawiam się. Czemu nie spotykasz się z kolegami? 
-Taka praca - powiedział i wzruszył ramionami. 
-Od kiedy zostałem ochroniarzem, nie mam dla nich czasu. 
-I nie chcesz się z nimi spotykać?  
-Pewnie, że chcę - odparł ze smutkiem.
-Więc po prostu zaproś ich do nas? - Zapytałam sarkastycznie, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Fakt, że Lou jest ochroniarzem wcale nie musi znaczyć, że nie może spotykać się z kumplami.  
-Nie wiem czy to jest dobry pomysł. 
-No nie jest dobry, jest po prostu genialny. Koniecznie chcę ich poznać - mrugnęłam do niego, mając nadzieję, że się zgodzi. 
-Dobrze, może kiedyś - uśmiechnął się, jakby od niechcenia i wyrzucił patyczek od loda, a później ułożył się na piasku. Kiedy zgłodnieliśmy zebraliśmy nasze rzeczy i pojechaliśmy coś zjeść. Mimo iż czas mijał nam na ciągłym śmianiu się z wszystkiego, to w mojej głowie wciąż było jedno pytanie. Czemu Lou nie chce się spotykać ze swoimi kumplami? Zaraz po powrocie do domu położyłam się na kanapie szukając czegoś ciekawego do obejrzenia. Po chwili przyłączył się do mnie Louis i postawiliśmy na  Iron Mana.  
-Hej, opowiedz mi o nich - zaczęłam kiedy tylko skończył się film.
-O chłopakach? - zapytał lekko zdziwiony, co potwierdziłam skinieniem głowy. 
-Poznaliśmy się przypadkiem. Harry'ego spotkałem, czekając na siostry w galerii. Siedzieliśmy razem w jakimś sklepie z obuwiem. Lottie i Gemma przymierzały setki szpilek a my z Stylesem po prostu się z nich nabijaliśmy. Pamiętam do dziś, że w końcu wyszliśmy ze sklepu z 4 parami butów i kontaktem do siebie. Pewnego dnia, kiedy byliśmy na piwie zauważyłem moją siostrę, która szła ulicą z tym jej fagasem, który wtedy jeszcze był dla niej taki kochany. Już wtedy wiedziałem, że jest z nim coś nie tak. Wybiegłem za nimi i zauważyłem jak zaczął szarpać moją siostrzyczkę. To był impuls. Podbiegłem do nich i starałem się ich rozdzielić. Zacząłem go okładać po twarzy. Gdyby nie Harry to zapewne nie skończyłoby się na pobiciu, strasznie się o nią bałem - kiedy opowiadał zacisnął prawą dłoń a linia szczęki zarysowała się wyraźnie.
-Jeśli nie chcesz, to wiesz, to nie musisz .. no o tym mówić - przerwałam mu gdy zobaczyłam jak jego zaciśnięte dłonie bieleją na knykciach. Musiał to bardzo przeżywać. 
-Przepraszam, więc wracając do historii. Harry to mój najlepszy przyjaciel. Nie spotkałem nigdy lepszego człowieka niż on, może kiedyś uda ci się go poznać - puścił mi oczko. 
-Oh tak, mam nadzieję - powiedziałam jakby sama do siebie, ale jestem pewna, że to słyszał. - A reszta? - dodałam zniecierpliwiona po chwili. Mogę się założyć, że moja ekscytacja musiała wyglądać co najmniej dziwnie. 
-ZaynaLiama i Nialla poznaliśmy w pubie, kiedy poszliśmy pograć w bilard z Harrym. I tak zaczęliśmy się spotykać w każdy piątek o 19 w tym samym miejscu, w którym się pierwszy raz spotkaliśmy.  
-Pub Clark's? - zapytałam kiedy przypomniałam sobie nazwę pubu prowadzonego przez mojego byłego ochroniarza. 
-Tak, skąd wiedziałaś? - nie sądziłam, że uda mi się trafić, jednak los mi sprzyja. Bingo. Patrzył na mnie skonsternowany.
-Tylko pytam, bo .. bo wiesz, no to jest pub Paula. - zaczęłam się jąkać, cholera, na pewno domyśli się, że w mojej głowie zarysował się pewien plan, a ja próbuję zrobić wszystko, żeby się nie wygadać. Skarciłam się w myślach i kontynuowałam. - To znaczy, że wiesz dobrze gdzie zawieziesz mnie w najbliższym czasie - chyba próbowałam zbić go z tropu, którym podążałam. Mrugnęłam do niego i posłałam ciepły uśmiech. Jestem prawie pewna, że ci jego koledzy cały czas się tam spotykają. Chciałabym, żeby Louis się z nimi znowu zobaczył. To nie jest tak, że chcę się go pozbyć, czy coś. To taka chęć, jeśli mogę tak powiedzieć, pomocy. Nie wspominał nic o żadnej kłótni, więc oznacza to chyba, że po prostu praca to wyklucza i nic więcej.  
-Jasne, nie ma problemu, tylko powiedz kiedy.
-Nawet jutro - uśmiechnęłam się szeroko.

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział.
    Normalnie mega.
    Mogłabyś mnie informować na asku ?
    Podaje tutaj ask.fm/lilusluska
    Życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O kochana!
    Louis i Val jako przyjaciele? Dobrze wiemy jak się skończy ta 'przyjaźń' :D
    Podoba mi się, że tak się dogadują i wgl, i wgl, i wgl
    I WGL.
    No i ci przyjaciele - szkoda, że musiał z nich 'zrezygnować', chociaż wcale nie... Przypałowcy - dlatego nie chce, żeby Valerie ich poznała, jestem pewna.
    I to słodkie, że Louuuu tak obronił swoją siostrę <3

    Czekam na następny i dużo, dużo weny kochana!
    NatalieHS

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mają o tym zapominać~!
    `Ja się nie zgadzam!
    Mają być razem i chuj, że to dopiero czwarty rozdział.
    Już shipuję Valou <3
    O tak! To jest dobra nazwa!
    Ale to nie ja ją wymyśliłam, tylko ta genialna autorka nade mną.
    Nie Natalie, nie podlizuję się;.
    Obyś osiągnęła tyle co ona!
    Weny

    OdpowiedzUsuń
  4. no po prostu genialne! /Maja(Stachowiak)

    OdpowiedzUsuń