Rozdział nie jest zbyt długi, chodziło mi o nim tylko o poruszenie spraw dość istotnych, jednak nie jestem z niego jakoś bardzo zadowolona. Obiecuję, że następny będzie dłuższy i dużo lepszy (mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu), jednak dziś nie mam jakoś do tego głowy. Dziękuję wszystkim czytającym, zbliżamy się do 2000 wyświetleń, co jest dla mnie ogromną motywacją, ponieważ czuję, że mam dla kogo pisać ;) Posyłam w waszą stronę szeroki uśmiech i oddaję w wasze ręce 9 rozdział! Buźka, miłego czytania!
Rozdział 9 - Problems Are Getting Serious
-Jak coś Ci opowiem, to mi po prostu nie uwierzysz! - wykrzyknęłam kiedy tylko usiadłyśmy z Caroline przy stoliku w kawiarni.
-No dawaj te sensacje. Tak długo się nie widziałyśmy. Strzelam, że chodzi o chłopaka - powiedziała podekscytowana, co potwierdziłam skinieniem głowy. - Wiec .. Jak z Louisem?
-Louisem? - zaśmiałam się tylko. - Przecież się przyjaźnimy, chociaż ostatnio jest jakoś inaczej. To Harry! Chodzi o Harry'ego.
-Czekaj czekaj, ten od "taniego podrywu" - spytała skonsternowana.
-Nieistotne. Zaplanował świetną randkę. Kolacja na Tamizie, London Eye a wszędzie kolorowe lampiony. Mówię Ci, było cudownie! Tylko Louis nie był zadowolony, że późno wróciliśmy.
-No nie wiem czy to było powodem jego złości - powiedziała sama do siebie.
-Sugerujesz coś? - zapytałam marszcząc brwi. Caroline tylko potrząsnęła głową. - To o czym to ja? A właśnie, Harry! Był taki uroczy a do tego jeszcze te kwiaty.
-Jakie kwiaty? - na jej twarzy było wymalowane wielkie zdziwienie.
-No budzę się rano a koło łózka leży piękny bukiet, z dołączoną karteczką, żebym doceniała prawdziwe starania.
-Jesteś pewna, że to Harry?
-No a kto inny? To jest bardzo w jego stylu - powiedziałam, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-A jak to znalazło się w Twoim pokoju?
-Harry i Lou to przecież przyjaciele. Poprosił go o to. Caroline, co z Tobą?
-Jesteś pewna, że to Harry?
-Nie zasiewaj we mnie ziarna niepewności. Rozmawiałam z Lou rano, wszystko potwierdził, ale potem poszedł zadzwonić do Lottie, więc nie dowiedziałam się niczego więcej - Caroline siedziała tak jeszcze przez chwilę i jakby zastanawiała się nad czymś.
-O czym myślisz? - zapytałam upijając łyk kawy.
-O niczym konkretnym.
-Słuchaj, mm mały problem. Steve powiedział ojcu, że między mną a Louisem coś jest. Wiesz zareagował trochę nerwowo. Nie dziwię mu się, bo Lou jest młody, boi się, że dojdzie do czegoś, czego będzie żałował, jeśli wiesz co mam na myśli - mrugnęłam do niej.
-Jasne rozumiem, ale co ty teraz zrobisz?
-Zastanawiałąm się nad tym długo i ciagle ne mam pojęcia, a ojciec niebawem przyjeżdża do Londynu. Mam coraz to mniej czasu.
-JAk tylko coś wymyślę, to dam Ci znać. Dopijaj szybko, idziemy kupić coś ładnego - zaśmiała się krótko i czekała na mnie. Chodziłyśmy po sklepach dobre dwie godziny i bawiłyśmy się naprawdę dobrze. Brakowało mi częstych spotkań z Caroline, a ostatnio jakoś oddaliłyśmy się od siebie.
-Musisz koniecznie wpaść do nas na basen! - powiedziałam kiedy tylko byłyśmy w drodze do domu.
-Oj tak, brakuje mi takich dni jak kiedyś, jak leżałyśmy na słońcu tyle godzin. To były czasy - wspomnienia Caroline przerwał dzwonek mojego telefonu. Byłam pewna, że to Louis znowu niepotrzebnie się martwi, jednak kiedy zauważyłam, że to Harry zawahałam się czy odebrać. Po chwili wcisnęłam jednak zieloną słuchawkę.
-Cześć Valerie, chciałem zapytać, czy nie wyskoczylibyśmy gdzieś razem? - przez sekundę zastanawiałam się co powiedzieć. Spędziłam bardzo miły czas z Harrym, jednak było to dla mnie trochę za często. Potrzebowałam szybkiej wymówki.
-Wiesz co, mam lepszy pomysł. Zabieraj chłopaków i wpadajcie jutro na basen i grilla. Trzeba korzystać z pogody - zaśmiałam się nerwowo i miałam nadzieję, że się zgodzi.
-Myślałem, że pobędziemy sami - odpowiedział jakby lekko zawiedziony. Po chwili dodał - ale to nie jest taki zły pomysł. Będziemy na pewno.
-Świetnie, to do jutra. Zapomniałabym, dziękuję za kwiaty, są piękne. Nie złość się na Louisa, że mi powiedział.
-Nie mam zamiaru być na niego zły - powiedział tajemniczo, co tylko mnie zaintrygowało.- Do jutra Valerie - rozłączył się. Po chwili znalazłam się już po domem. Pocałowałam Caroline w policzek na pożegnanie i udałam się do środka. Nie zastałam Louisa, co było bardzo dziwne. Powinien tu być, przecież tak narzekał, że mnie długo nie ma a tu proszę. Poszłam do kuchni zrobić coś na obiad, może w końcu uda mi się porozmawiać z Louisem i ocieplić trochę nasze relacje.
*Louis POV*
Kiedy tylko Valerie wyszła z domu zerwałem się na równe nogi. Na zakupach jej trochę zejdzie, a ja chcę mieć za sobą spotkanie z Danem. Wsiadłem w mój samochód i pojechałem do miejsca, w którym McHaley zazwyczaj przebywa. Nie pomyliłem się i znalazłem go tam. Strasznie gardziłem jego osobą, od kiedy tylko go poznałem. Narzeczona próbowała go zostawić, kiedy zrozumiała, że bardziej kocha pieniądze od niej, jednak on groził jej i w końcu skończyła w szpitalu ciężko pobita. Nie rozumiałem, jak można zrobić coś takiego niewinnej osobie. A do tego kobiecie, którą się podobno kiedykolwiek kochało. Teraz byłem w podobnej sytuacji. Zaczyna się od gróźb. Bardziej niż o sobie bałem się jednak o pewną przeuroczą istotkę. Valerie. Wmieszali w to wszystko biedną, niczemu winną Valerie. Nie rozumiem, dlaczego on mi to robił. Jednak, żeby ochronić Lerie postanowiłem, że zrobię wszystko. Zapewnię jej bezpieczeństwo, jak obiecałem jej ojcu. Nie zawiedzie się na mnie a Dan raz na zawsze zniknie z naszego życia.
-Oo, stary przyjacielu, cieszę się na to spotkanie - rzuciłem mu kopertą pod nos.
-Wszystko co do grosza. A teraz możesz się odpieprzyć ode mnie i Valerie. "Dług" spłacony - zaśmiałem się sarkastycznie, żeby zrozumiał, że żadnego długu tak naprawdę u niego nie miałem. Niestety tacy ludzie nigdy nie rozumieją. Odwróciłem się na pięcie i już chciałem wyjść z jego "biura", jednak on mnie zatrzymał.
-To kiedy kolejna rata? - patrzył na mnie uważnie ze złączonymi palcami dłoni. Był bardzo pewny siebie.
-Myślisz, że tyle nam wystarczy? - zaśmiał się głośno.
-Nie mam zamiaru nic więcej wam płacić. Robię to tylko i wyłącznie dla Valerie.
-Jakież poświęcenie! - zaklaskał w dłonie, na co tylko wywróciłem oczami. Byłem bardzo wściekły. Podszedłem bardzo blisko Dana i oparłem się rękoma o biurko.
-Nie zapłacę nic więcej. Oddałem to, co podobno byłem wam winien i nawet nie próbuj wyciągać ode mnie żadnych pieniędzy.
-Jeśli zależy Ci tak bardzo na tej Valerie, to uwierz mi, zapłacisz.
Złapałem go za kołnierz od koszuli i potrząsnąłem jego ciałem. Patrzyłem mu ciągle w oczy i powstrzymywałem się, żeby go nie uderzyć. Jak on w ogóle śmiał robić takie coś. Gardziłem nim bardziej niż kiedykolwiek. Wręcz go nienawidziłem.
-Nie zapłacę nic więcej, bo ty nic więcej nie będziesz ode mnie próbował wyciągnąć. Zrozumiano - z impetem cisnąłem nim w krzesło, na którym siedział i wyszedłem trzaskając drzwiami. Wsiadłem do samochodu i jeździłem po mieście bez celu. W końcu zajechałem w miejsce poza Londynem, gdzie spokojnie mogłem usiąść i pomyśleć. Widok na to jezioro bardzo mnie uspokajał. Uwielbiałem siedzieć na tej ławeczce i rozmyślać o wszystkim. Niestety tym razem miałem bardzo poważny problem. Po pewnym czasie postanowiłem wrócić, ponieważ Valerie w każdej chwili może wrócić i ciekawe co powie, kiedy mnie nie zastanie w domu. Niemałe było moje zdziwienie, kiedy zaraz po przekroczeniu progu zauważyłem krzątającą się po kuchni Val.
-Gdzie byłeś? Martwiłam się - powiedziała zatroskana. - Zrobiłam zapiekankę.
-Nie dziękuję nie jestem głodny - podziękowałem grzecznie. Rzeczywiście przez Dana straciłem apetyt.
-No proszę, zrobiłam specjalnie dla Ciebie.
-No niech będzie, a jakaż to okazja? - spytałem skonsternowany.
-Nie ma okazji, po prostu pomyślałam, że będziesz chciał coś zjeść, a wiem, że ją lubisz - uśmiechnęła się do mnie szczerze. Cholera, miałem wyrzuty sumienia, że rano na nią nie zaczekałem. Przecież zawsze jedliśmy razem. Nie mogłem złościć się na nią, że spędza miło czas z Harrym. Taki już urok Stylesa. Zaczęliśmy jeść w kompletnej ciszy, co było lekko przytłaczające.
-Valerie, przepraszam - zacząłem. - Zachowałem się jak skończony idiota, ale wtedy byłem lekko nabuzowany i puściły mi emocje.
-Nie masz za co, nie jestem nawet zła - uśmiechnęła się szczerze, na co zrobiło mi się po prostu głupio. - Coś z Lottie?
-Umm .. Tak, pokłóciliśmy się trochę, ale już chyba jest dobrze, przeprosiłem ją.
-To najważniejsze. Lou, mamy mały problem - och miło, kolejny w ostatnim czasie, jakby było ich za mało.
-Ojciec jest pewny tego, że między mną a Tobą jest coś więcej, a wiesz jakby zareagował, gdyby potwierdziły się jego obawy.
-Wiem o czym mówisz, ale czemu w ogóle tak uważa?
-Steven, którego poznałeś niestety w Odeonie na filmie, powiedział mojemu ojcu, że widział jak się obściskiwaliśmy.
-Słucham?! - wykrzyknąłem. - Jakby mało było problemów -dodałem jakby sam do siebie.
-A mamy jakieś problemy - cholera usłyszała. Louis, szybko wymyśl coś.
-Nie, zestresowałem się tylko trochę tym.
-Spokojnie, wymyślę coś, żeby przekonać go, że to nieprawda, a my się tylko przyjaźnimy - no tak przyjaźnimy, jak ja kocham to słowo, które wypływa tak naturalnie z jej ust, kiedy mówi o nas.
-A mówiąc o przyjaciołach - cholera, co jeszcze? - jutro chłopacy wpadają na basen i grilla.
-Świetnie - ucieszyłem się szczerze, ponieważ potrzebuję chociaż małej ucieczki od tego wszystkiego, co dzieje się w moim życiu. Chłopacy zawsze mi pomagali, mam nadzieję, że pomogą mi też teraz.
***
Punktualne o 17 rozległ się dzwonek do drzwi. Zaprosiliśmy wszystkich na tyły i przywitaliśmy się z nimi.
-Nie mamy po co marnować czasu, wskakujmy do basenu - pieklił się Niall. Zawsze kochał pływać. Oczywiście nie bardziej niż jeść, ale i na to dziś przyjdzie dla niego pora.
-Gdzie jest Harry? - zapytałem Liama, kiedy zauważyłem, że brunet zniknął.
-Pomaga Valerie z jedzeniem w kuchni - moja krew lekko się zagotowała. Nie może wytrzymać chociażby chwili bez niej?!
-Posłuchajmy Nialla i wykąpmy się - dodałem po chwili, ściągając moją koszulkę. Wskoczyłem do wody opryskując Zayna, Lerie i Harry'ego, którzy właśnie wyszli na zewnątrz. Ha 1:0 dla mnie. 20 minut później rozległ się kolejny dzwonek do drzwi. Spojrzałem skonsternowany na Val.
-Spodziewamy się kogoś jeszcze? - spytałem, na co przecząco pokręciła głową. Pobiegłem szybko do drzwi, żeby sprawdzić kto to. Lekko obawiałem się, że to może być Dan, jednak osoba, która stała po drugiej stronie drzwi, przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania.
-Hej Lou, ja do Valerie - wyszczerzyła się w uśmiechu Caroline. Zaprosiłem ją tylko do środka, bo nie mogłem jej wyprosić.
-Są w ogrodzie możesz tam iść - udałem się za nią. Kiedy wyszliśmy Valerie odkleiła się od Harry'ego (swoją drogą cudownie) i spojrzała zdziwiona na Car.
-Co..co ty tutaj robisz? - spytała nerwowo.
-Umawiałyśmy się przecież na basen - dodała rozbawiona, a ja wiedziałem, że jej wizyta nie była przypadkiem. Zapowiada się wesołe spotkanie.
No fajnie, że jestem chociaż raz pierwsza,a tak poważnie cieszę się że napisałaś ten rozdział. Może krótki ale fajny. Czekam na następny i jakąś fajną akcję :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://uncanny-fanfiction.blogspot.com/
Nie Natalia, nie ma się czym ekscytować, bo nie dzieje się nic ciekawego, jest nudno i w ogóle nie jestem z tego zadowolona...
OdpowiedzUsuńNo ależ OCZYWIŚCIE. Stara przyśpiewka niepewnego siebie autora :D
Kochana, rozdział jest naprawdę dobry!
A mówiąc, że nie przysporzy żadnych emocji, jesteś w wielkim błędzie!
Np. ten moment kiedy Louis przychodzi do Dana.
Już wyobrażam sobie jego minę, jego posturę i to jak mówi: ''Nie zapłacę nic więcej, bo ty nic więcej nie będziesz ode mnie próbował wyciągnąć. Zrozumiano?'' Ło boshhhhhhhhhhh. Ajm dajin .
No i to, że Valerie nie chce za często spotykać się z Hazzą... Czyż to nie dziwne? Gdybym miała możliwość (proszę cie Boże), to robiłabym to dzień w dzień! A może to wyrzuty sumienia? hmmm? Hmmmmm? HMMMMM?!
Ja wiem, że tak :D
No bo wiesz Val, ty jeszcze o tym nie wiesz, ale ja wiem i wszyscy to wiedzą - skończysz z Louis'em.. W jego napakowanym ciele <3 w końcu to ochroniarz!
Ochhh, wyobraź sobie Lou wychodzącego z basenu, kiedy to krople wody przyozdabiają jego umięśnioną, opaloną klatkę, a spodenki zwisają nisko, ukazując literę V na dole jego torsu. Potem odrzuca swoją grzywkę na bok i patrzy na ciebie niebieskimi oczami, lekko przygryzając wargę, a następnie cichym, namiętnym głosem mówi: ,,Hej''.
.
.
.
.
.
SKISKŁAM.
Kocham! Wielbię!
NatalieHS