Hej! Jestem zaskoczona ale i podekscytowana ogromną ilością wyświetleń! ;o Chciałam podziękować za 2 000, jednak czuję, że będę musiała niedługo dziękować za kolejny tysiąc! Jesteście niesamowici, naprawdę nie wierzę, że to się dzieje, aż chce się pisać, czując, że ma się dla kogo.
Jest sprawa, o którą chciałabym was zapytać. Zanim wymyśliłam historię, którą właśnie czytacie, powstało opowiadanie o Marcelu (tak tak, Harrym przebranym w BSE) i Veronice. Było to pierwszy fanfic mojego autorstwa. Myślę, że po dużej obróbce nadawałby się do opublikowania. I oto pytanie do was: Czy bylibyście zainteresowani opublikowaniem tego opowiadania w formie One Shota? Odpowiadajcie w komentarzach co wy na ten pomysł! ;)
Tymczasem chciałam wam zrekompensować to, że ostatnio rozdział był bardzo krótki (:<), tak więc oto przed wami dość długi, jak dla mnie rozdział. Życzę miłego czytania i jeszcze raz proszę o waszą opinię na temat poruszony wyżej! :)
Rozdział 10 - Bad Choices
-Caroline, co ty tutaj robisz? - spytałam kiedy tylko weszłam z moją przyjaciółką do domu.
-Umawiałyśmy się na basen - odpowiedziała, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
-Ale nie było żadnej konkretnej daty, poza tym dobrze wiedziałaś, że dziś przychodzą przyjaciele Louisa! - wykrzyknęłam, starając się jakoś opanować emocje.
-Brakuje mi atrakcji. A tak serio, czemu miałabym ich nie poznać?
-Caroline! - straciłam właśnie resztki nadziei na normalność mojej przyjaciółki. Znając ją będzie przymilała się do każdego po kolei. Cholera!
-Dlaczego się złościsz? Będę grzeczna, obiecuję - powiedziała błagalnym głosem, robiąc minę szczeniaczka.
-Dobrze, choć przedstawimy Cię - zaprowadziłam moją zbyt podekscytowaną przyjaciółkę na taras, by poznała wszystkich.
-Hej, jestem Caroline, przyjaciółka Valerie - uśmiechnęła się szczerze, bardzo dobrze maskując emocje, które przed chwilą ją opanowały. Była niewiarygodnie spokojna, prawie jak nie ona.
-Louisa już znasz - puścił jej oczko. - To jest Harry, Liam, Zayn i Niall - wskazałam każdego po kolei, na co tylko się uśmiechali i ściskali jej dłoń.
-Wskakujcie do basenu - wykrzyknął Niall. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, na jego radość. Cieszył się wodą jak małe dziecko, co było w zasadzie urocze.
-Jesteś z Irlandii? Masz ten charakterystyczny akcent - zaczęła rozmowę z blondynem. Oj, coś czuję, że to się nie skończy dobrze.
-Mamy tu znawczynię. Tak, pochodzę z Mullingar - uśmiechnął się dumnie na wzmiankę o swoim pochodzeniu.
-Naprawdę?! Mój dziadek stamtąd pochodzi, długo tam mieszkali, a ja jestem w połowie Irlandką - oho z tego miejsca chciałabym współczuć Niallowi. O dziwo jednak, on się do niej nie zraził przez tą dziwną otwartość, wręcz przeciwnie odpłynęli dalej zaabsorbowani rozmową, nie zwracając uwagi na resztę towarzystwa.
-Rzadko zdarza nam się widzieć takiego Horanka - powiedział z aprobatą Liam, obserwując ich na drugim końcu basenu.
-Takiego, znaczy jakiego? - spytałam zdziwiona.
-Zajętego rozmową z dziewczyną - wtrącił się Harry, podpływając do mnie od tyłu. Przestraszył mnie, jednak po chwili objął w talii. To było nawet słodkie, muszę przyznać. Louis nagle stwierdził, że pójdzie po grilla, bo znudziło mu się pływanie. Dziwne, myślałam, że jest wszystko okej. Poza tym za wcześnie jeszcze na jedzenie.
- Zazwyczaj jest taki .. dziwnie pogodny, jakby chciał ukryć fakt, że ma problemy ze znalezieniem odpowiedniej dziewczyny. Często wspomina, jak ciężko być singlem a tu proszę - kontynuował brunet wskazując ręką na parę blondynów.
-Coś niesamowitego - powiedział z dumą w głosie Zayn i pokiwał z aprobatą głową, uśmiechając się lekko.
-Co wy na karaoke? Louis wspominał, że bardzo dobrze śpiewacie.
-Nie przechwalając się, ale idzie nam dobrze - stwierdził Liam skromnie.
-Stary, nie przesadzaj, jesteśmy najlepsi w całym Londynie - wykrzyknął Harry tuż nad moim uchem, na co tylko spojrzałam na niego w górę, unosząc jedną brew, podważając tym samym jego opinię. Posłał mi zawadiacki uśmiech i przyciągnął w uścisku mocniej do swojej klatki piersiowej.
-Cóż za pewność siebie. Przy okazji włączymy Kinecta, ciekawe czy tańczycie tak dobrze jak podobno śpiewacie - dźgnęłam łokciem Harry'ego na co tylko teatralnie zwinął się z bólu, a kiedy próbowałam odpłynąć, chwycił mnie za kostkę i przyciągnął do siebie.
-Fajne dzieci nie tańczą - powiedział obojętnie Zayn, opierając się plecami o krawędź basenu.
-Przestań zgrywać takiego badboya - stwierdził Harry, śmiejąc się, na co zawtórowaliśmy mu z Liamem.
-Przestań zgrywać takiego romantyka, jesteś tylko zwykłym podrywaczem - odciął mu się Mulat z rozbawieniem w głosie.
-Stop, nawet teraz musicie sobie dogryzać, chociaż wszyscy wiemy, że to jest bezsensowne?
-Dobrze tatusiu - powiedział Harry i zasalutował mu, na co tym razem wszyscy się zaśmialiśmy.
-Nie wiem jak wy ale ja trochę zgłodniałam. Gdzie Louis? - jak na zawołanie przyszedł mój ochroniarz ciągnąc za sobą duży grill.
-Wyczuwam jedzenie! - wykrzyknął podekscytowany Niall, podpływając z Caroline uwieszoną na jego szyi. Moja przyjaciółka tylko ciągle chichotała, ugh. Ciężko mi uwierzyć w to, że tak szybko już się do niego klei. Jeszcze bardziej dziwiło mnie to, że Niall wyglądał na zainteresowanego. Wszyscy wyszli z basenu i otuleni ręcznikami usiedli na leżakach. Car oczywiście zajęła miejsce obok Nialla, jednak ten nie wydawał się jakoś osaczony i zaczął poważną dyskusję , na jakiś niezwykle ciekawy temat z moją przyjaciółką. Po chwili poczułam tylko, jak Harry łapie mnie w pasie i sadza na swoich kolanach. Oczywiście zgrywałam niezainteresowaną, co chyba tylko bardziej go zmotywowało, bo nagle jego ręka znalazła się na moim udzie i lekko je gładziła.
-Chyba pójdę do kuchni po jedzenie, które przygotowałam na grilla - powiedziałam nagle wstając, ponieważ chłopacy, z wyjątkiem Nialla oczywiście, zaczęli rozmowę o transferach w Manchesterze United, co jak najbardziej mnie nie interesowało.
-Pójdę z Tobą - zaoferował Harry i również podniósł się z miejsca, zarzucając rękę na moje ramiona i idąc za mną do kuchni.
-Coś się chyba kroi między Niallem i Caroline - poruszył znacząco brwiami, na co tylko się zaśmiałam.
-Nie znasz Caroline, ona jest dość emocjonalna. Łatwo się angażuje.
-Nie znasz Nialla, on jest - przerwał na chwilę. - Po prostu dziwny.
-Nie mów tak o nim, lubię go - powiedziałam trącając go dłonią w ramię. - Z ich połączenia może wyjść coś naprawdę dobrego, więc po prostu dajmy im czas.
-Horanek zawsze powtarzał, że potrzebuje kobiety z Irlandzką krwią, i chyba taką znalazł - powiedział podekscytowany, pomagając mi z mięsem.
-Tak, jej mama pochodzi z Irlandii, z Mullingar dokładnie. Popatrz jaki mały jest ten świat.
-Rzeczywiście - nie zauważyłam nawet, że od jakiejś chwili Harry po prostu się we mnie wpatruje.
-Co tym razem? - odpowiedziałam zrezygnowana odkładając nóż i odwracając się twarzą do Stylesa.
-Niall i Caroline niedługo zaczną być naprawdę blisko, nie bądźmy dłużni towarzystwu, zróbmy to samo - powiedział zbliżając się do mnie powoli. Kiedy moje plecy napotkały blat wiedziałam, że robi się niebezpiecznie. Zaczęłam szybciej mrugać i wpatrywałam się w oczy Harry'emu.
-Nie wiem czy to jest dobry pomysł. Nie sądzę, że wszyscy będą oswojeni z tym widokiem - cholera, czemu pomyślałam o Louisie. Przecież nie chodzi mi o to, żeby nie widział jak przytulam się z Harrym, prawda?
-Czego się obawiasz? - zapytał zatroskany.
-Niczego, po prostu nie chcę robić czegoś, czego później któreś z nas będzie potem żałować - cholera dlaczego złapałam się na tym, że znowu pomyślałam o Louisie. Może to przez jego dziwne zachowanie nie chciałam, żeby musiał to oglądać. Będąc sam na sam z Harrym mogłam pozwolić sobie na taką bliskość. Może po prostu chodzi o to, że nie chcę okazywać przy wszystkich czułości? Tak, to na pewno o to chodzi. Harry odgarnął mi mokry kosmyk za ucho i nadal wpatrywał w moje oczy. Na chwilę zatraciłam się w zieleni jego tęczówek, jednak szybko się ocknęłam.
-Na pewno czekają na jedzenie, chodźmy Harry - cmoknęłam go szybko w policzek, żeby chwilowo uspokoić jego wątpliwości.
-No czemu tak na mnie patrzysz? Nie lubię się publicznie miziać, zrozum to - uśmiechnęłam się do niego, z nadzieją, że zrozumie.
-To dajmy sobie jeszcze chwilkę prywatności - powiedział zawadiackim, dziwnie zniżonym tonem. Mogłam poczuć wibracje z jego klatki piersiowej. Zbliżył twarz do mojej i patrzył na mnie z góry, na co pozwolił mu jego wzrost.
-Mogłabym się zgodzić, gdybym nie widziała jak bardzo Niall jest głodny - wymknęłam mu się pod jedną z rąk, które opierał o blat z dwóch stron mojego ciała i chwyciłam tacę z mięsem. Wskazałam mu głową żeby otworzył mi drzwi, na co tylko bez słowa podszedł, pocałował mnie w czoło i wziął ode mnie przygotowane jedzenie, zaraz po tym wyszliśmy na taras.
*Louis POV*
-Chyba pójdę do kuchni po jedzenie, które przygotowałam na grilla - powiedziała Valerie, a ja już byłem gotowy, żeby zaoferować jej pomoc i chociaż na chwilę odciągnąć od tej przylepy, Harry'ego. Znam go w końcu tyle lat i wiem jaki on jest w stosunku do dziewczyn. Wątpię również w to, że się kiedykolwiek zmieni. Chciałem jej tylko zaoszczędzić niepotrzebnego zakochania się. Niestety mój przyjaciel mnie uprzedził, nie tylko w propozycji pomocy.
-Pójdę z Tobą - zadeklarował się gotów by już iść i wstał z miejsca. Kiedy jego ramię objęło Valerie, moja dłoń ścisnęła się w pięść. Reszta towarzystwa chyba to zauważyła, no z wyjątkiem gruchających blond gołąbeczków.
-Przyniosę dodatkowe krzesło dla Caroline, bo może zabraknąć - czułem, że muszę być sam, bo za chwilę rozniósłbym coś. Ta tylko szepnęła coś Niallowi i wstała.
-Pomogę Ci - wyszczerzyła się do mnie w uśmiechu.
-Poradzę sobie - powiedziałem, starając się być opanowanym.
-Ale ja i tak pójdę - odetchnąłem głęboko i oddałem jej uśmiech, puszczając ją przodem w stronę zakamarka z różnymi rzeczami potrzebnymi do utrzymania ogrodu.
-Słuchaj, widziałam jak bardzo irytuje Cię to co się dzieje między Harrym a Val - zaczęła kiedy tylko weszliśmy do środka.
-Caroline, o czym ty mówisz?
-Lou, ja wiem, że te kwiaty są od Ciebie. "Doceniaj prawdziwe starania"? Nie mogłeś wybrać lepszego tekstu?
-Czy .. czy Lerie też wie? - zapytałem z nadzieją w głosie.
-Nie. Niestety jest święcie przekonana, że to Harry. Ale ja coś wymyślę - powiedziała tonem, jakby się nad czymś zastanawiała.
-Nie przeszkadzaj im, widzę, że się dogadują.
-Myślisz, że czemu Valerie zaprosiła tu znowu wszystkich? Po prostu nie chciała wyjść sama z Harrym.
-Proszę nie mów mi takich rzeczy - odpowiedziałem zrezygnowany, opierając się o stolik stojący w rogu pomieszczenia.
-Zależy Ci na niej? - spytała zajmując miejsce tuż obok mnie.
-Aż tak to widać? - nie zaprzeczyła, uśmiechając się do mnie delikatnie. - Czyli tak, cholera.
-Nawet chłopacy to zauważyli, rozmawiałam o tym z Niallem.
-Cholera, Niall! - zerwałem się z miejsca, na co spojrzała tylko na mnie skonsternowana.
-No wiesz, nie możemy tu tyle siedzieć, bo jeszcze będzie zazdrosny i pomyśli jakieś głupie rzeczy.
-O tym też rozmawialiśmy. Wie po co tu przyszłam - uspokoiła mnie podchodząc do mnie i uśmiechając ponownie. - Powiedz mi tylko, że zależy Ci na niej, a zrobię wszystko, żeby zrozumiała, że to ty powinieneś być na miejscu Harry'ego.
-Wiesz dobrze, że to jest niemożliwe. Jej ojciec i tak myśli, że coś jest na rzeczy, pomimo, że to niestety kompletne bzdury - stwierdziłem ze smutkiem. Naprawdę chciałbym wiedzieć, że jej na mnie zależy. Wtedy zrezygnowałbym z pracy i wszystko mogłoby być tak jak powinno. Przynajmniej według mnie.
-Lou, daj sobie trochę czasu a jestem pewna, że wszystko się ułoży. Masz we mnie sojusznika - trąciła mnie ramieniem zawadiacko, na co tylko ją przytuliłem. Nie wiedziałem, jak okazać jej moją wdzięczność.
-Chodźmy już, bo ile można szukać krzesła - puściła mi oczko i zaczekała na mnie koło drzwi. Kiedy tylko wyszliśmy zauważyłem, że Val i Harry już wrócili. Ta spojrzała na nas tylko z dziwną podejrzliwością. Jej wzrok przeniósł się nagle na Horana, który leżał sobie wygodnie, wygrzewając się w słońcu.
-Coś się stało? - zapytała Valerie skonsternowana, podchodząc do mnie.
-Nie, wszystko w porządku - odparłem naturalnie. Pobawimy się w pewną grę, Val. Myślę że gdyby nie Caroline, nie odważyłbym się na to. Jednak, może ona ma rację? Może czas wziąć sprawy w swoje ręce, ale nie tak jak z kwiatami. Tym razem nie poddam się tak łatwo.
-To czemu byliście tam - wskazała głową na składzik. - Bez Nialla - podkreśliła.
-Musieliśmy - przerwałem na chwilę - przynieść krzesło, bo brakowało jednego - uśmiechnąłem się zawadiacko, odgarniając, mokre jeszcze włosy z czoła i wskazałem na krzesło, które wciąż trzymałem w dłoni. Nie odpowiedziała nic tylko odwróciła się do Harry'ego i odebrała od niego tacę z mięsem i postawiła ją obok grilla.
Kiedy wszyscy zjedliśmy nagle Stylesowi przypomniał się genialny pomysł Valerie i zaproponował tylko karaoke, ponieważ Zayn stanowczo odmówił tańca.
-Pośpiewajmy w duetach, co wy na to? - wykrzyknęła Val.
*Valerie POV*
-Osoby, które akurat nie będą śpiewały ocenią, kto zaśpiewał lepiej, co wy na to? - powiedziałam podekscytowana. Śpiewanie z Paulem nigdy nie przynosiło mi satysfakcji, a tu proszę, tylu ludzi do zabawy, wreszcie można czerpać przyjemność z karaoke.
-Jestem za, to jest genialny pomysł - potwierdził Liam, na co reszta towarzystwa tylko przytaknęła głowami.
-Ja z Caroline zaśpiewamy pierwsze.
-Czy myślisz o - przerwała na chwilę.
-Spice Girls, oczywiście! - dokończyłam za przyjaciółkę i zapiszczałyśmy podniecone, na co chłopacy tylko głośno się zaśmiali. Po zaśpiewaniu i wygłupianiu się podczas "Wannabe" opadłyśmy zmęczone na kanapę. Chłopacy jednogłośnie stwierdzili, że nie wybiorą zwycięzcy, bo obie byłyśmy świetne.
-Teraz ja chcę - podniósł się Harry. - Lou, zaśpiewasz ze mną? - mój ochroniarz zaskoczony wstał i podjął wyzwanie.
-Co ty na Snow Patrol? - zapytał zawadiacko.
-Z Tobą zawsze - odpowiedział mu wesoło Styles. Kiedy "Chasing Cars" się skończyło, poczułam dziwne ściśnięcie w żołądku. Harry śpiewał naprawdę nieziemsko, jednak bardziej chyba podobała mi się wersja Louisa. Cholera, jestem w kropce. Wydawało mi się, że Lou przeżywał tę piosenkę bardziej, albo to tylko moja podświadomość płata mi figle.
-No według mnie to Hazz pozamiatał - odpowiedział Zayn, na co Horan mu przytaknął.
-Jak dla mnie to Lou - powiedziała Caroline.
-Zgadzam się z Tobą, Lou, gratuluję.
-Nie masz jeszcze czego gratulować, to Valerie ma ostateczny głos - powiedział Styles. Patrzyłam to na Lou to na Harry'ego jakbym nie wiedziała co dzieje się. Bo w zasadzie, nie wiedziałam.
-Wstrzymuję się od głosu - odpowiedziałam zrezygnowana i obserwowałam jak wszyscy przyglądali mi się uważnie.
-No dobra, to teraz my, co ty na to Niall - powiedział Liam, przejmując mikrofon od Louisa.
-Do śpiewania i jedzenia nie musisz mnie namawiać -odparł i zaczęły się pierwsze takty piosenki The Wanted. Za każdym razem kiedy nadchodziły słowa "I'm glad you came" Horan szczerzył się i wygłupiał do naszej Caroline, która siedziała zachwycona, że ktoś dla niej śpiewa. Zawsze powtarzała, że o tym marzy, bo jej ojciec tak poznał jej mamę. Chociaż któraś z nas wie, czego chce.
-Zayn, nie możesz być jedyną osobą, która nie zaśpiewa - powiedział Harry, sięgając swoją długą nogą przyjaciela, który siedział na fotelu.
-Jeśli chcesz przegrać - wstał jakby od niechcenia, jednak widziałam w jego oczach, że śpiewanie jest dla niego najważniejsze.
-Właśnie, nie głosowaliśmy - stwierdził oburzony Horan.
-Dla mnie i tak wygrałeś, przepraszam Liam - powiedziała niewinnie Caroline i wtuliła się w Nialla, który tylko na to czekał, ponieważ położył swoje ramię na zagłówku mojej przyjaciółki.
-Więc omińmy to i dajcie po prostu zaśpiewać artystom - pieklił się Styles. Wykonali "Torn", co było najlepszą interpretacją tej piosenki, jaką kiedykolwiek słyszałam. W zasadzie, to głupio mi się przyznać, ale wzruszyłam się. Nagle, zaraz po głosowaniu, które ponownie nie wyłoniło zwycięzcy, Niall podniósł się z miejsca jak oparzony i wykrzykiwał podekscytowany, że wie co będzie teraz śpiewał.
-Caroline, musisz to zrobić ze mną - pociągnął ją za dłoń i wręczył mikrofon.
-Ale jaką piosenkę wybrałeś? - spytała zaskoczona jego nagłym ekscesem.
-Oldschool! To niespodzianka - powiedział, szczerząc się. - Znasz to na pewno.
Nagle rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki, a my z Caroline zaczęłyśmy znowu piszczeć. Kochałyśmy Grease, a w szczególności tę piosenkę. Genialnie zaśpiewali i zainscenizowali scenkę z filmu, która odgrywała się podczas "You're The One That I Want".
-Zaśpiewajmy jeszcze coś - powiedział spokojnie Harry, oj wyczuwam, że komuś chce się duetu ze mną. Znowu chce iść w ślady Horana,
-Już późno - przerwał mu Liam. - Val i Lou na pewno chcą posprzątać i się w końcu położyć.
Czy to tylko ja, czy zabrzmiało to jakbyśmy mieli kłaść się razem? Nie, to nie to. Jestem po prostu przeczulona.
-Zwijamy się - powiedział Zayn, wciągając na siebie czarną kurtkę ze skóry.
-Odprowadzę Caroline, a wy wróćcie już sami - powiedział Niall wstając energicznie z kanapy, pomagając podnieść się mojej przyjaciółce.
-Tylko mi grzecznie - powiedziałam do pary blondynów, kiedy żegnaliśmy ich przy drzwiach.
-Obiecujemy! - odpowiedział wesoło Niall, i hej, czy to tylko mi się wydawało, czy Car puściła oczko Louisowi?! Coś tu nie gra!
-Będzie trzeba to koniecznie powtórzyć, ale tym razem może zabierzemy was na bilard? - zaproponował Liam.
-Bardzo dobry pomysł - potwierdził Harry.
-Do zobaczenia - przytuliłam się na pożegnanie z wszystkimi i kiedy już opuścili mój dom zabrałam się za włożenie naczyń do zmywarki. Louis oczywiście pomógł mi wszystko ogarnąć i gdyby nie on zeszłoby mi dwa razy dłużej.
-Dziękuję za pomoc i za miło spędzony czas - powiedziałam do niego, kiedy wchodziliśmy schodami na górę.
-Dobranoc - powiedział, jak tylko znaleźliśmy się obok drzwi do mojego pokoju. Uśmiechnęłam się tylko słabo i kiedy już poszedł, rzuciłam się zrezygnowana na łóżko. Musiałam dać sobie chwilę na szybkie przemyślenia. Co do cholery się dziś działo. To był taki dziwny dzień. Pod prysznicem zastanawiałam się, czemu tak bardzo zależało mi, żeby Louis nie widział mnie z Harrym. Dlaczego, do cholery. Przecież Lou to tylko mój przyjaciel. Może ja po prostu wykorzystuję biednego Stylesa? Czy miałabym możliwość robić to podświadomie? Nie wiem sama, jak na razie wolę się nad tym nie głowić. Zobaczymy z czasem co z tego wyniknie. Najdziwniejsze jest to, że czuję się dobrze z Harrym, ale nie na tyle, żeby pozwolić mu zbliżyć się do mnie. Do dziś pamiętam, jak pierwszy raz pocałowałam się z Louisem, to było takie .. STOP, Valerie, miałaś przecież o tym zapomnieć.
Położyłam się na łóżku i starałam zasnąć, jednak, o dziwo nie udało mi się to pierwszy raz od dłuższego czasu. Nagle oświeciło mnie co zawsze robiłam, kiedy nie mogłam zasnąć. Po chwili już znalazłam się pod jego drzwiami, lekko je uchylając.
-Śpisz? - zapytałam szeptem, nie chcąc go obudzić w razie gdyby już rzeczywiście odpłynął.
-Jeszcze nie - odpowiedział cicho. - Coś się stało?
-Nie mogę zasnąć. Mogę wejść? - spytałam niepewnie. Nic nie odpowiedział, usłyszałam tylko jak robi miejsce na łóżku, co uznałam za przyzwolenie. Położyłam się obok niego, nie chcąc tak od razu wpadać w jego ramiona, bo to byłoby zbyt nie-przyjacielskie.
-Czy .. czy mogę się przytulić? - bałam się, że odmówi, albo powie coś w stylu "zadzwoń po Harry'ego", jednak nic takiego się nie stało a on tylko otulił mnie ramieniem, co oznaczało, że się zgadza.
-Czemu między nami się tak spieprzyło? - spytałam, ponieważ nurtowało mnie do od dłuższego czasu.
-Sam nie wiem, czasem tak po prostu bywa.
-Tak jest od kiedy wyszłam na randkę z Harrym, czy ma to jakiś związek?
-Przypadek - odpowiedział sucho, co oznaczało chyba, że kończymy ten temat. Dobrze, panie Tomlinson.
-W twoim duecie z Harrym, jak dla mnie byłeś lepszy.
-Wygrałem? - spytał uśmiechając się w ten jego uroczy sposób. Wyczułam to po sposobie w jaki to powiedział.
-Nie chciałam decydować, nigdy nie umiałam się wybierać - powiedziałam jakby starając się wytłumaczyć sobie, to co dzieje się teraz w moim życiu. Dopiero zrozumiałam, że własnie na tym opiera się jak na razie mój świat.
-Dobranoc Louis - powiedziałam szeptem wsłuchując się w dziwnie szybkie bicie jego serca.
-Dobranoc Lerie - gładził moje włosy. - Śpij spokojnie - dodał po chwili.
-Mam jeszcze jedną prośbę. Nie zanoś mnie dziś do mnie. Chcę zostać tu - stwierdziłam stanowczo, wciskając palec w jego brzuch, na co tylko krótko się zaśmiał.
*Louis POV*
Leżałem obserwując jak powoli, w miarowym rytmie unosi się jej klatka piersiowa. Była taka spokojna. Nie wiem, czemu poprosiła mnie, żebym jej nie przenosił, jednak nie miałem zamiaru się jej sprzeciwiać. Chciałem mieć ją przy sobie. Chyba tego potrzebowałem. Brakowało mi tych nocy kiedy przychodziła taka niewinna i pytała, czy może się ze mną położyć, bo nie może zasnąć. Pogrążyłem się w rozmyślaniu o każdej dobrej chwili jaką z nią przeżyłem. Wciąż gładziłem jej miękkie włosy, ponieważ wiem, że ją to uspokaja. Nagle z zamysłu wyrwał mnie dźwięk wiadomości. Odblokowałem Iphone'a i byłem pewien, że to któryś z chłopaków, napisał, że czegoś zapomniał, lub Liam chciał mnie poinformować, że wszyscy są już bezpiecznie w domach. Zawsze się o wszystkich troszczył. Przestraszyłem się cholernie, kiedy zobaczyłem, że to zdjęcie mnie i Valerie nad basenem, zrobione jakby z ukrycia. Uwagę niestety przykuł tekst dołączony do fotografii.
"Valerie to naprawdę piękna dziewczyna. Miej się na baczności, stary przyjacielu. Czekam na kolejną ratę, Dan."
To przestaje być zabawne. Muszę zrobić coś, żeby obronić Valerie, tylko co. Jak mogłem być tak głupi i pozwolić się szantażować, a przede wszystkim jak mogłem pozwolić wciągnąć w tę intrygę, niczemu winną dziewczynę, którą zobowiązałem się chronić. Cholera.
środa, 27 sierpnia 2014
wtorek, 26 sierpnia 2014
Rozdział 9 - Problems Are Getting Serious
Rozdział nie jest zbyt długi, chodziło mi o nim tylko o poruszenie spraw dość istotnych, jednak nie jestem z niego jakoś bardzo zadowolona. Obiecuję, że następny będzie dłuższy i dużo lepszy (mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu), jednak dziś nie mam jakoś do tego głowy. Dziękuję wszystkim czytającym, zbliżamy się do 2000 wyświetleń, co jest dla mnie ogromną motywacją, ponieważ czuję, że mam dla kogo pisać ;) Posyłam w waszą stronę szeroki uśmiech i oddaję w wasze ręce 9 rozdział! Buźka, miłego czytania!
Rozdział 9 - Problems Are Getting Serious
-Jak coś Ci opowiem, to mi po prostu nie uwierzysz! - wykrzyknęłam kiedy tylko usiadłyśmy z Caroline przy stoliku w kawiarni.
-No dawaj te sensacje. Tak długo się nie widziałyśmy. Strzelam, że chodzi o chłopaka - powiedziała podekscytowana, co potwierdziłam skinieniem głowy. - Wiec .. Jak z Louisem?
-Louisem? - zaśmiałam się tylko. - Przecież się przyjaźnimy, chociaż ostatnio jest jakoś inaczej. To Harry! Chodzi o Harry'ego.
-Czekaj czekaj, ten od "taniego podrywu" - spytała skonsternowana.
-Nieistotne. Zaplanował świetną randkę. Kolacja na Tamizie, London Eye a wszędzie kolorowe lampiony. Mówię Ci, było cudownie! Tylko Louis nie był zadowolony, że późno wróciliśmy.
-No nie wiem czy to było powodem jego złości - powiedziała sama do siebie.
-Sugerujesz coś? - zapytałam marszcząc brwi. Caroline tylko potrząsnęła głową. - To o czym to ja? A właśnie, Harry! Był taki uroczy a do tego jeszcze te kwiaty.
-Jakie kwiaty? - na jej twarzy było wymalowane wielkie zdziwienie.
-No budzę się rano a koło łózka leży piękny bukiet, z dołączoną karteczką, żebym doceniała prawdziwe starania.
-Jesteś pewna, że to Harry?
-No a kto inny? To jest bardzo w jego stylu - powiedziałam, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-A jak to znalazło się w Twoim pokoju?
-Harry i Lou to przecież przyjaciele. Poprosił go o to. Caroline, co z Tobą?
-Jesteś pewna, że to Harry?
-Nie zasiewaj we mnie ziarna niepewności. Rozmawiałam z Lou rano, wszystko potwierdził, ale potem poszedł zadzwonić do Lottie, więc nie dowiedziałam się niczego więcej - Caroline siedziała tak jeszcze przez chwilę i jakby zastanawiała się nad czymś.
-O czym myślisz? - zapytałam upijając łyk kawy.
-O niczym konkretnym.
-Słuchaj, mm mały problem. Steve powiedział ojcu, że między mną a Louisem coś jest. Wiesz zareagował trochę nerwowo. Nie dziwię mu się, bo Lou jest młody, boi się, że dojdzie do czegoś, czego będzie żałował, jeśli wiesz co mam na myśli - mrugnęłam do niej.
-Jasne rozumiem, ale co ty teraz zrobisz?
-Zastanawiałąm się nad tym długo i ciagle ne mam pojęcia, a ojciec niebawem przyjeżdża do Londynu. Mam coraz to mniej czasu.
-JAk tylko coś wymyślę, to dam Ci znać. Dopijaj szybko, idziemy kupić coś ładnego - zaśmiała się krótko i czekała na mnie. Chodziłyśmy po sklepach dobre dwie godziny i bawiłyśmy się naprawdę dobrze. Brakowało mi częstych spotkań z Caroline, a ostatnio jakoś oddaliłyśmy się od siebie.
-Musisz koniecznie wpaść do nas na basen! - powiedziałam kiedy tylko byłyśmy w drodze do domu.
-Oj tak, brakuje mi takich dni jak kiedyś, jak leżałyśmy na słońcu tyle godzin. To były czasy - wspomnienia Caroline przerwał dzwonek mojego telefonu. Byłam pewna, że to Louis znowu niepotrzebnie się martwi, jednak kiedy zauważyłam, że to Harry zawahałam się czy odebrać. Po chwili wcisnęłam jednak zieloną słuchawkę.
-Cześć Valerie, chciałem zapytać, czy nie wyskoczylibyśmy gdzieś razem? - przez sekundę zastanawiałam się co powiedzieć. Spędziłam bardzo miły czas z Harrym, jednak było to dla mnie trochę za często. Potrzebowałam szybkiej wymówki.
-Wiesz co, mam lepszy pomysł. Zabieraj chłopaków i wpadajcie jutro na basen i grilla. Trzeba korzystać z pogody - zaśmiałam się nerwowo i miałam nadzieję, że się zgodzi.
-Myślałem, że pobędziemy sami - odpowiedział jakby lekko zawiedziony. Po chwili dodał - ale to nie jest taki zły pomysł. Będziemy na pewno.
-Świetnie, to do jutra. Zapomniałabym, dziękuję za kwiaty, są piękne. Nie złość się na Louisa, że mi powiedział.
-Nie mam zamiaru być na niego zły - powiedział tajemniczo, co tylko mnie zaintrygowało.- Do jutra Valerie - rozłączył się. Po chwili znalazłam się już po domem. Pocałowałam Caroline w policzek na pożegnanie i udałam się do środka. Nie zastałam Louisa, co było bardzo dziwne. Powinien tu być, przecież tak narzekał, że mnie długo nie ma a tu proszę. Poszłam do kuchni zrobić coś na obiad, może w końcu uda mi się porozmawiać z Louisem i ocieplić trochę nasze relacje.
*Louis POV*
Kiedy tylko Valerie wyszła z domu zerwałem się na równe nogi. Na zakupach jej trochę zejdzie, a ja chcę mieć za sobą spotkanie z Danem. Wsiadłem w mój samochód i pojechałem do miejsca, w którym McHaley zazwyczaj przebywa. Nie pomyliłem się i znalazłem go tam. Strasznie gardziłem jego osobą, od kiedy tylko go poznałem. Narzeczona próbowała go zostawić, kiedy zrozumiała, że bardziej kocha pieniądze od niej, jednak on groził jej i w końcu skończyła w szpitalu ciężko pobita. Nie rozumiałem, jak można zrobić coś takiego niewinnej osobie. A do tego kobiecie, którą się podobno kiedykolwiek kochało. Teraz byłem w podobnej sytuacji. Zaczyna się od gróźb. Bardziej niż o sobie bałem się jednak o pewną przeuroczą istotkę. Valerie. Wmieszali w to wszystko biedną, niczemu winną Valerie. Nie rozumiem, dlaczego on mi to robił. Jednak, żeby ochronić Lerie postanowiłem, że zrobię wszystko. Zapewnię jej bezpieczeństwo, jak obiecałem jej ojcu. Nie zawiedzie się na mnie a Dan raz na zawsze zniknie z naszego życia.
-Oo, stary przyjacielu, cieszę się na to spotkanie - rzuciłem mu kopertą pod nos.
-Wszystko co do grosza. A teraz możesz się odpieprzyć ode mnie i Valerie. "Dług" spłacony - zaśmiałem się sarkastycznie, żeby zrozumiał, że żadnego długu tak naprawdę u niego nie miałem. Niestety tacy ludzie nigdy nie rozumieją. Odwróciłem się na pięcie i już chciałem wyjść z jego "biura", jednak on mnie zatrzymał.
-To kiedy kolejna rata? - patrzył na mnie uważnie ze złączonymi palcami dłoni. Był bardzo pewny siebie.
-Myślisz, że tyle nam wystarczy? - zaśmiał się głośno.
-Nie mam zamiaru nic więcej wam płacić. Robię to tylko i wyłącznie dla Valerie.
-Jakież poświęcenie! - zaklaskał w dłonie, na co tylko wywróciłem oczami. Byłem bardzo wściekły. Podszedłem bardzo blisko Dana i oparłem się rękoma o biurko.
-Nie zapłacę nic więcej. Oddałem to, co podobno byłem wam winien i nawet nie próbuj wyciągać ode mnie żadnych pieniędzy.
-Jeśli zależy Ci tak bardzo na tej Valerie, to uwierz mi, zapłacisz.
Złapałem go za kołnierz od koszuli i potrząsnąłem jego ciałem. Patrzyłem mu ciągle w oczy i powstrzymywałem się, żeby go nie uderzyć. Jak on w ogóle śmiał robić takie coś. Gardziłem nim bardziej niż kiedykolwiek. Wręcz go nienawidziłem.
-Nie zapłacę nic więcej, bo ty nic więcej nie będziesz ode mnie próbował wyciągnąć. Zrozumiano - z impetem cisnąłem nim w krzesło, na którym siedział i wyszedłem trzaskając drzwiami. Wsiadłem do samochodu i jeździłem po mieście bez celu. W końcu zajechałem w miejsce poza Londynem, gdzie spokojnie mogłem usiąść i pomyśleć. Widok na to jezioro bardzo mnie uspokajał. Uwielbiałem siedzieć na tej ławeczce i rozmyślać o wszystkim. Niestety tym razem miałem bardzo poważny problem. Po pewnym czasie postanowiłem wrócić, ponieważ Valerie w każdej chwili może wrócić i ciekawe co powie, kiedy mnie nie zastanie w domu. Niemałe było moje zdziwienie, kiedy zaraz po przekroczeniu progu zauważyłem krzątającą się po kuchni Val.
-Gdzie byłeś? Martwiłam się - powiedziała zatroskana. - Zrobiłam zapiekankę.
-Nie dziękuję nie jestem głodny - podziękowałem grzecznie. Rzeczywiście przez Dana straciłem apetyt.
-No proszę, zrobiłam specjalnie dla Ciebie.
-No niech będzie, a jakaż to okazja? - spytałem skonsternowany.
-Nie ma okazji, po prostu pomyślałam, że będziesz chciał coś zjeść, a wiem, że ją lubisz - uśmiechnęła się do mnie szczerze. Cholera, miałem wyrzuty sumienia, że rano na nią nie zaczekałem. Przecież zawsze jedliśmy razem. Nie mogłem złościć się na nią, że spędza miło czas z Harrym. Taki już urok Stylesa. Zaczęliśmy jeść w kompletnej ciszy, co było lekko przytłaczające.
-Valerie, przepraszam - zacząłem. - Zachowałem się jak skończony idiota, ale wtedy byłem lekko nabuzowany i puściły mi emocje.
-Nie masz za co, nie jestem nawet zła - uśmiechnęła się szczerze, na co zrobiło mi się po prostu głupio. - Coś z Lottie?
-Umm .. Tak, pokłóciliśmy się trochę, ale już chyba jest dobrze, przeprosiłem ją.
-To najważniejsze. Lou, mamy mały problem - och miło, kolejny w ostatnim czasie, jakby było ich za mało.
-Ojciec jest pewny tego, że między mną a Tobą jest coś więcej, a wiesz jakby zareagował, gdyby potwierdziły się jego obawy.
-Wiem o czym mówisz, ale czemu w ogóle tak uważa?
-Steven, którego poznałeś niestety w Odeonie na filmie, powiedział mojemu ojcu, że widział jak się obściskiwaliśmy.
-Słucham?! - wykrzyknąłem. - Jakby mało było problemów -dodałem jakby sam do siebie.
-A mamy jakieś problemy - cholera usłyszała. Louis, szybko wymyśl coś.
-Nie, zestresowałem się tylko trochę tym.
-Spokojnie, wymyślę coś, żeby przekonać go, że to nieprawda, a my się tylko przyjaźnimy - no tak przyjaźnimy, jak ja kocham to słowo, które wypływa tak naturalnie z jej ust, kiedy mówi o nas.
-A mówiąc o przyjaciołach - cholera, co jeszcze? - jutro chłopacy wpadają na basen i grilla.
-Świetnie - ucieszyłem się szczerze, ponieważ potrzebuję chociaż małej ucieczki od tego wszystkiego, co dzieje się w moim życiu. Chłopacy zawsze mi pomagali, mam nadzieję, że pomogą mi też teraz.
***
Punktualne o 17 rozległ się dzwonek do drzwi. Zaprosiliśmy wszystkich na tyły i przywitaliśmy się z nimi.
-Nie mamy po co marnować czasu, wskakujmy do basenu - pieklił się Niall. Zawsze kochał pływać. Oczywiście nie bardziej niż jeść, ale i na to dziś przyjdzie dla niego pora.
-Gdzie jest Harry? - zapytałem Liama, kiedy zauważyłem, że brunet zniknął.
-Pomaga Valerie z jedzeniem w kuchni - moja krew lekko się zagotowała. Nie może wytrzymać chociażby chwili bez niej?!
-Posłuchajmy Nialla i wykąpmy się - dodałem po chwili, ściągając moją koszulkę. Wskoczyłem do wody opryskując Zayna, Lerie i Harry'ego, którzy właśnie wyszli na zewnątrz. Ha 1:0 dla mnie. 20 minut później rozległ się kolejny dzwonek do drzwi. Spojrzałem skonsternowany na Val.
-Spodziewamy się kogoś jeszcze? - spytałem, na co przecząco pokręciła głową. Pobiegłem szybko do drzwi, żeby sprawdzić kto to. Lekko obawiałem się, że to może być Dan, jednak osoba, która stała po drugiej stronie drzwi, przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania.
-Hej Lou, ja do Valerie - wyszczerzyła się w uśmiechu Caroline. Zaprosiłem ją tylko do środka, bo nie mogłem jej wyprosić.
-Są w ogrodzie możesz tam iść - udałem się za nią. Kiedy wyszliśmy Valerie odkleiła się od Harry'ego (swoją drogą cudownie) i spojrzała zdziwiona na Car.
-Co..co ty tutaj robisz? - spytała nerwowo.
-Umawiałyśmy się przecież na basen - dodała rozbawiona, a ja wiedziałem, że jej wizyta nie była przypadkiem. Zapowiada się wesołe spotkanie.
Rozdział 9 - Problems Are Getting Serious
-Jak coś Ci opowiem, to mi po prostu nie uwierzysz! - wykrzyknęłam kiedy tylko usiadłyśmy z Caroline przy stoliku w kawiarni.
-No dawaj te sensacje. Tak długo się nie widziałyśmy. Strzelam, że chodzi o chłopaka - powiedziała podekscytowana, co potwierdziłam skinieniem głowy. - Wiec .. Jak z Louisem?
-Louisem? - zaśmiałam się tylko. - Przecież się przyjaźnimy, chociaż ostatnio jest jakoś inaczej. To Harry! Chodzi o Harry'ego.
-Czekaj czekaj, ten od "taniego podrywu" - spytała skonsternowana.
-Nieistotne. Zaplanował świetną randkę. Kolacja na Tamizie, London Eye a wszędzie kolorowe lampiony. Mówię Ci, było cudownie! Tylko Louis nie był zadowolony, że późno wróciliśmy.
-No nie wiem czy to było powodem jego złości - powiedziała sama do siebie.
-Sugerujesz coś? - zapytałam marszcząc brwi. Caroline tylko potrząsnęła głową. - To o czym to ja? A właśnie, Harry! Był taki uroczy a do tego jeszcze te kwiaty.
-Jakie kwiaty? - na jej twarzy było wymalowane wielkie zdziwienie.
-No budzę się rano a koło łózka leży piękny bukiet, z dołączoną karteczką, żebym doceniała prawdziwe starania.
-Jesteś pewna, że to Harry?
-No a kto inny? To jest bardzo w jego stylu - powiedziałam, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-A jak to znalazło się w Twoim pokoju?
-Harry i Lou to przecież przyjaciele. Poprosił go o to. Caroline, co z Tobą?
-Jesteś pewna, że to Harry?
-Nie zasiewaj we mnie ziarna niepewności. Rozmawiałam z Lou rano, wszystko potwierdził, ale potem poszedł zadzwonić do Lottie, więc nie dowiedziałam się niczego więcej - Caroline siedziała tak jeszcze przez chwilę i jakby zastanawiała się nad czymś.
-O czym myślisz? - zapytałam upijając łyk kawy.
-O niczym konkretnym.
-Słuchaj, mm mały problem. Steve powiedział ojcu, że między mną a Louisem coś jest. Wiesz zareagował trochę nerwowo. Nie dziwię mu się, bo Lou jest młody, boi się, że dojdzie do czegoś, czego będzie żałował, jeśli wiesz co mam na myśli - mrugnęłam do niej.
-Jasne rozumiem, ale co ty teraz zrobisz?
-Zastanawiałąm się nad tym długo i ciagle ne mam pojęcia, a ojciec niebawem przyjeżdża do Londynu. Mam coraz to mniej czasu.
-JAk tylko coś wymyślę, to dam Ci znać. Dopijaj szybko, idziemy kupić coś ładnego - zaśmiała się krótko i czekała na mnie. Chodziłyśmy po sklepach dobre dwie godziny i bawiłyśmy się naprawdę dobrze. Brakowało mi częstych spotkań z Caroline, a ostatnio jakoś oddaliłyśmy się od siebie.
-Musisz koniecznie wpaść do nas na basen! - powiedziałam kiedy tylko byłyśmy w drodze do domu.
-Oj tak, brakuje mi takich dni jak kiedyś, jak leżałyśmy na słońcu tyle godzin. To były czasy - wspomnienia Caroline przerwał dzwonek mojego telefonu. Byłam pewna, że to Louis znowu niepotrzebnie się martwi, jednak kiedy zauważyłam, że to Harry zawahałam się czy odebrać. Po chwili wcisnęłam jednak zieloną słuchawkę.
-Cześć Valerie, chciałem zapytać, czy nie wyskoczylibyśmy gdzieś razem? - przez sekundę zastanawiałam się co powiedzieć. Spędziłam bardzo miły czas z Harrym, jednak było to dla mnie trochę za często. Potrzebowałam szybkiej wymówki.
-Wiesz co, mam lepszy pomysł. Zabieraj chłopaków i wpadajcie jutro na basen i grilla. Trzeba korzystać z pogody - zaśmiałam się nerwowo i miałam nadzieję, że się zgodzi.
-Myślałem, że pobędziemy sami - odpowiedział jakby lekko zawiedziony. Po chwili dodał - ale to nie jest taki zły pomysł. Będziemy na pewno.
-Świetnie, to do jutra. Zapomniałabym, dziękuję za kwiaty, są piękne. Nie złość się na Louisa, że mi powiedział.
-Nie mam zamiaru być na niego zły - powiedział tajemniczo, co tylko mnie zaintrygowało.- Do jutra Valerie - rozłączył się. Po chwili znalazłam się już po domem. Pocałowałam Caroline w policzek na pożegnanie i udałam się do środka. Nie zastałam Louisa, co było bardzo dziwne. Powinien tu być, przecież tak narzekał, że mnie długo nie ma a tu proszę. Poszłam do kuchni zrobić coś na obiad, może w końcu uda mi się porozmawiać z Louisem i ocieplić trochę nasze relacje.
*Louis POV*
Kiedy tylko Valerie wyszła z domu zerwałem się na równe nogi. Na zakupach jej trochę zejdzie, a ja chcę mieć za sobą spotkanie z Danem. Wsiadłem w mój samochód i pojechałem do miejsca, w którym McHaley zazwyczaj przebywa. Nie pomyliłem się i znalazłem go tam. Strasznie gardziłem jego osobą, od kiedy tylko go poznałem. Narzeczona próbowała go zostawić, kiedy zrozumiała, że bardziej kocha pieniądze od niej, jednak on groził jej i w końcu skończyła w szpitalu ciężko pobita. Nie rozumiałem, jak można zrobić coś takiego niewinnej osobie. A do tego kobiecie, którą się podobno kiedykolwiek kochało. Teraz byłem w podobnej sytuacji. Zaczyna się od gróźb. Bardziej niż o sobie bałem się jednak o pewną przeuroczą istotkę. Valerie. Wmieszali w to wszystko biedną, niczemu winną Valerie. Nie rozumiem, dlaczego on mi to robił. Jednak, żeby ochronić Lerie postanowiłem, że zrobię wszystko. Zapewnię jej bezpieczeństwo, jak obiecałem jej ojcu. Nie zawiedzie się na mnie a Dan raz na zawsze zniknie z naszego życia.
-Oo, stary przyjacielu, cieszę się na to spotkanie - rzuciłem mu kopertą pod nos.
-Wszystko co do grosza. A teraz możesz się odpieprzyć ode mnie i Valerie. "Dług" spłacony - zaśmiałem się sarkastycznie, żeby zrozumiał, że żadnego długu tak naprawdę u niego nie miałem. Niestety tacy ludzie nigdy nie rozumieją. Odwróciłem się na pięcie i już chciałem wyjść z jego "biura", jednak on mnie zatrzymał.
-To kiedy kolejna rata? - patrzył na mnie uważnie ze złączonymi palcami dłoni. Był bardzo pewny siebie.
-Myślisz, że tyle nam wystarczy? - zaśmiał się głośno.
-Nie mam zamiaru nic więcej wam płacić. Robię to tylko i wyłącznie dla Valerie.
-Jakież poświęcenie! - zaklaskał w dłonie, na co tylko wywróciłem oczami. Byłem bardzo wściekły. Podszedłem bardzo blisko Dana i oparłem się rękoma o biurko.
-Nie zapłacę nic więcej. Oddałem to, co podobno byłem wam winien i nawet nie próbuj wyciągać ode mnie żadnych pieniędzy.
-Jeśli zależy Ci tak bardzo na tej Valerie, to uwierz mi, zapłacisz.
Złapałem go za kołnierz od koszuli i potrząsnąłem jego ciałem. Patrzyłem mu ciągle w oczy i powstrzymywałem się, żeby go nie uderzyć. Jak on w ogóle śmiał robić takie coś. Gardziłem nim bardziej niż kiedykolwiek. Wręcz go nienawidziłem.
-Nie zapłacę nic więcej, bo ty nic więcej nie będziesz ode mnie próbował wyciągnąć. Zrozumiano - z impetem cisnąłem nim w krzesło, na którym siedział i wyszedłem trzaskając drzwiami. Wsiadłem do samochodu i jeździłem po mieście bez celu. W końcu zajechałem w miejsce poza Londynem, gdzie spokojnie mogłem usiąść i pomyśleć. Widok na to jezioro bardzo mnie uspokajał. Uwielbiałem siedzieć na tej ławeczce i rozmyślać o wszystkim. Niestety tym razem miałem bardzo poważny problem. Po pewnym czasie postanowiłem wrócić, ponieważ Valerie w każdej chwili może wrócić i ciekawe co powie, kiedy mnie nie zastanie w domu. Niemałe było moje zdziwienie, kiedy zaraz po przekroczeniu progu zauważyłem krzątającą się po kuchni Val.
-Gdzie byłeś? Martwiłam się - powiedziała zatroskana. - Zrobiłam zapiekankę.
-Nie dziękuję nie jestem głodny - podziękowałem grzecznie. Rzeczywiście przez Dana straciłem apetyt.
-No proszę, zrobiłam specjalnie dla Ciebie.
-No niech będzie, a jakaż to okazja? - spytałem skonsternowany.
-Nie ma okazji, po prostu pomyślałam, że będziesz chciał coś zjeść, a wiem, że ją lubisz - uśmiechnęła się do mnie szczerze. Cholera, miałem wyrzuty sumienia, że rano na nią nie zaczekałem. Przecież zawsze jedliśmy razem. Nie mogłem złościć się na nią, że spędza miło czas z Harrym. Taki już urok Stylesa. Zaczęliśmy jeść w kompletnej ciszy, co było lekko przytłaczające.
-Valerie, przepraszam - zacząłem. - Zachowałem się jak skończony idiota, ale wtedy byłem lekko nabuzowany i puściły mi emocje.
-Nie masz za co, nie jestem nawet zła - uśmiechnęła się szczerze, na co zrobiło mi się po prostu głupio. - Coś z Lottie?
-Umm .. Tak, pokłóciliśmy się trochę, ale już chyba jest dobrze, przeprosiłem ją.
-To najważniejsze. Lou, mamy mały problem - och miło, kolejny w ostatnim czasie, jakby było ich za mało.
-Ojciec jest pewny tego, że między mną a Tobą jest coś więcej, a wiesz jakby zareagował, gdyby potwierdziły się jego obawy.
-Wiem o czym mówisz, ale czemu w ogóle tak uważa?
-Steven, którego poznałeś niestety w Odeonie na filmie, powiedział mojemu ojcu, że widział jak się obściskiwaliśmy.
-Słucham?! - wykrzyknąłem. - Jakby mało było problemów -dodałem jakby sam do siebie.
-A mamy jakieś problemy - cholera usłyszała. Louis, szybko wymyśl coś.
-Nie, zestresowałem się tylko trochę tym.
-Spokojnie, wymyślę coś, żeby przekonać go, że to nieprawda, a my się tylko przyjaźnimy - no tak przyjaźnimy, jak ja kocham to słowo, które wypływa tak naturalnie z jej ust, kiedy mówi o nas.
-A mówiąc o przyjaciołach - cholera, co jeszcze? - jutro chłopacy wpadają na basen i grilla.
-Świetnie - ucieszyłem się szczerze, ponieważ potrzebuję chociaż małej ucieczki od tego wszystkiego, co dzieje się w moim życiu. Chłopacy zawsze mi pomagali, mam nadzieję, że pomogą mi też teraz.
***
Punktualne o 17 rozległ się dzwonek do drzwi. Zaprosiliśmy wszystkich na tyły i przywitaliśmy się z nimi.
-Nie mamy po co marnować czasu, wskakujmy do basenu - pieklił się Niall. Zawsze kochał pływać. Oczywiście nie bardziej niż jeść, ale i na to dziś przyjdzie dla niego pora.
-Gdzie jest Harry? - zapytałem Liama, kiedy zauważyłem, że brunet zniknął.
-Pomaga Valerie z jedzeniem w kuchni - moja krew lekko się zagotowała. Nie może wytrzymać chociażby chwili bez niej?!
-Posłuchajmy Nialla i wykąpmy się - dodałem po chwili, ściągając moją koszulkę. Wskoczyłem do wody opryskując Zayna, Lerie i Harry'ego, którzy właśnie wyszli na zewnątrz. Ha 1:0 dla mnie. 20 minut później rozległ się kolejny dzwonek do drzwi. Spojrzałem skonsternowany na Val.
-Spodziewamy się kogoś jeszcze? - spytałem, na co przecząco pokręciła głową. Pobiegłem szybko do drzwi, żeby sprawdzić kto to. Lekko obawiałem się, że to może być Dan, jednak osoba, która stała po drugiej stronie drzwi, przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania.
-Hej Lou, ja do Valerie - wyszczerzyła się w uśmiechu Caroline. Zaprosiłem ją tylko do środka, bo nie mogłem jej wyprosić.
-Są w ogrodzie możesz tam iść - udałem się za nią. Kiedy wyszliśmy Valerie odkleiła się od Harry'ego (swoją drogą cudownie) i spojrzała zdziwiona na Car.
-Co..co ty tutaj robisz? - spytała nerwowo.
-Umawiałyśmy się przecież na basen - dodała rozbawiona, a ja wiedziałem, że jej wizyta nie była przypadkiem. Zapowiada się wesołe spotkanie.
sobota, 23 sierpnia 2014
Rozdział 8 - Misunderstandings
Hej! Ostatnio dużo się u mnie dzieje, jednak staram się podołać wielu obowiązkom, które spadły na mnie nagle, jednak w końcu, choć wiem, że już późno, udaje mi się dodać kolejny rozdział. W związku z późną godziną i ogromnym zmęczeniem, na pewno pojawi się wiele błędów, za które szczerze przepraszam :( Nie zanudzając już, życzę miłego czytania!
Rozdział 8 - Misunderstandings
-Dziękuję za wszystko Harry, było naprawdę- przerwałam na chwilę szukając dobrego określenia - zjawiskowo - dodałam po chwili i szczerze się do niego uśmiechnęłam i puściłam jego dłoń, która całą drogę z samochodu do domu trzymała moją. Nigdy nie miałam nic przeciwko chodzeniu za rękę nawet z osobą, z którą nie byłam w związku, ponieważ według mnie nie było to nic zobowiązującego.
-O świetnie, że się w końcu pojawiliście - powiedział sarkastycznie Louis. - Styles, czy ty do cholery jesteś normalny?!
-O co ci chodzi Louis - zapytał mój towarzysz, jednak zanim zaczęła się prawdziwa kłótnia, postanowiłam się jeszcze wtrącić.
-Dziękuję jeszcze raz, naprawdę mi się podobało - mrugnęłam do niego i pocałowałam w policzek. Oddałam mu także jego marynarkę, która była przemoczona do suchej nitki.
-Dobranoc - podeszłam do Louisa ścisnęłam jego ramię, kiedy zauważyłam, że jego pięść jest ściśnięta i spojrzałam mu prosto w oczy. -Spokojnie proszę, porozmawiamy za chwilę jak się umyję - zdjęłam szpilki i jak najszybciej weszłam do góry. Obserwowałam ich jeszcze ze schodów, z miejsca, z którego mnie nie widzieli.
-Czy ty jesteś normalny, nie było was tyle czasu. Zdajesz sobie sprawę, że gdyby ojciec Valerie dzwonił do mnie a nie byłoby mnie przy niej to mielibyśmy niezłe kłopoty?!
-Ale nie dzwonił, a ze mną była bezpieczna.
-Nie obchodzi mnie to czy była bezpieczna z Tobą, czy bez Ciebie. Nie było mnie przy niej, co wiąże się z niewypełnieniem moich obowiązków.
-Czekaj czekaj, tu nie chodzi o pracę. Jesteś zazdrosny, prawda? - powiedział to i zaczął się śmiać. Zdziwiona mina Louisa przebijała wszystko.
-Popieprzyło Cię?! Dlaczego w ogóle tak mówisz? - zacisnął pięść jeszcze bardziej, nie chciałam, żeby uderzył Harry'ego. Czy rzeczywiście był o mnie zazdrosny?
-Bo znam Cię już długo i wiem, że nie chodzi o same obowiązki.
-Zrozum to, wyłącznie praca się dla mnie liczy - auć, zabolało. Naprawdę tak myślał? Naprawdę te wszystkie chwile były dla niego tylko obowiązkiem?
-Świetnie, pójdę już, bo przeszkadzam Ci w obowiązkach - sarkastycznie podkreślił ostatnie słowo, chcąc jeszcze bardziej wkurzyć Louisa. - Dobranoc - wyszedł a ja obserwowałam jeszcze przez chwilę mojego ochroniarza, który cięgle stał w miejscu. Jego dłoń była ciągle zaciśnięta, a ja bałam się, że coś rozniesie. Uciekłam do łazienki kiedy tylko w końcu ruszył się z miejsca. po szybkim prysznicu wyszłam z łazienki w szlafroku i z ręcznikiem na głowie. Louis siedział na krześle, i chyba na mnie czekał. Przecież powiedziałam, że porozmawiamy później, jednak po tym wszystkim co słyszałam, nie chciałam z nim gadać. Już dziś usłyszałam za dużo od niego.
-Valerie, przepraszam za mój wybuch - zaczął zdenerwowany. - Naprawdę się martwiłem.
-No tak, przecież praca jest najważniejsza - powiedziałam sarkastycznie, szukając w garderobie mojej piżamy. Kątem oka spojrzałam na niego, siedział ze spuszczoną głową, a łokcie opierał o swoje kolana. Kiedy tylko ją znalazłam udałam się do łazienki, żeby ubrać Onesie. Miałam nadzieję, że jak wyjdę już go nie będzie i nie będę musiała kontynuować z nim tej rozmowy.
-Rzeczywiście, praca jest ważna, ale martwiłem się o Ciebie. Harry czasem bywa nieodpowiedzialny.
-Proszę Cię, nie mów mi teraz takich rzeczy! Słyszałam dobrze, co powiedziałeś na dole Harry'emu. Czekaj chwilę, niech sobie przypomnę - przerwałam na chwilę, żeby zobaczyć jego reakcję. Patrzył na mnie wzrokiem, jakby naprawdę żałował, chociaż sama już nie wiem. Nic nie jest takie jakim się wydaje.
-Tylko praca jest najważniejsza - podkreśliłam dosadnie pierwsze słowo, by zrozumiał, jak odebrałam jego słowa.
-Valerie, powiedziałem to, żeby Harry nie wypominał mi tego.
-Byłeś święcie przekonany swojej racji, kiedy to mówiłeś, więc wątpię, że zrobiłeś to tylko po to, żeby się uspokoił - naprawdę miałam dość tej rozmowy, bo z każdym słowem coraz bardziej miałam ochotę się rozpłakać.
-To naprawdę nie tak, uwierz mi, proszę - powiedział błagalnym tonem z każdym słowem zbliżając się do mnie. W końcu złapał mnie za dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. - Martwiłem się.
-To świetnie, ale jak widzisz, nic mi nie jest. Jestem tylko odrobinę zmęczona, bo Harry zorganizował niezwykłą randkę - w sekundzie wpadł mi do głowy genialny pomysł. Sprawdzę, czy rzeczywiście był zazdrosny, choć i tak będzie mi ciężko w to uwierzyć. - Było tak romantycznie, świece, kolacja, Tamiza, potem London Eye.
-O, znowu namówił Ryana, żeby go tam wpuścił? Lampiony też rozwiesił? - lekko mnie zatkało, to co powiedział. Więc nie byłam jedyną? Ałć, znowu.
-I tak było świetnie, nikt nie zrobił nigdy nic bardziej romantycznego dla mnie - Louis znowu zacisnął swoją pięść. Pomimo, że chyba chciał to zrobić niezauważalnie, niestety nie udało mu się.
-Cieszę się, że Ci się podobało, dobranoc Valerie.
-Dobrej nocy - pożegnałam go i położyłam się na łóżku. Trochę mi głupio, że wykorzystałam Harry'ego do sprawdzenia poziomu zazdrości Louisa. Nieistotne jest to, że nie byłam jedyną dziewczyną, dla której Styles urządził takie coś. Było naprawdę fajnie i zawsze będę pamiętać tę randkę.
***
Rano o dziwo nie obudził mnie Louis, który zazwyczaj wołał mnie na śniadanie. Kiedy zeszłam do kuchni nic nie było gotowe, a po ochroniarzu ani śladu. Znalazłam go w jego pokoju. Leżał na łóżku, miał słuchawki w uszach i wpatrywał się w sufit. Nie zauważył nawet jak weszłam.
-Cześć ranny ptaszku. Chodź na śniadanie - powiedziałam, wyciągając jedną ze słuchawek, żeby mógł mnie usłyszeć.
-Dziękuję, jadłem już - uśmiechnął się tylko i przyglądał mi się.
-Oh, rozumiem, pójdę coś sobie zrobić.
Cholera, co się stało, rzeczywiście był zazdrosny? Ale przecież to Louis, nie wiem czemu miałby być zazdrosny. Myślałam o tym przygotowując sobie naleśniki, kiedy nagle zadzwonił mój telefon. Byłam pewna, że to Harry, planujący kolejną randkę. Zdziwiłam się nieco, kiedy zobaczyłam, że to tata. Kiedy on do mnie dzwoni to zazwyczaj nie bez powodu.
-Hej tatusiu, co jest? - zapytałam zatroskana.
-To ja się pytam co jest?!
-Mógłbyś jaśniej - stwierdziłam skonsternowana.
-Co jest między Tobą a Louisem? - o nie, kolejna osoba, która chce kontynuować ten temat.
-Tato, wiesz dobrze że nic. Lou jest tylko i wyłącznie moim ochroniarzem. Jest też przyjacielem - myślę, że mogę tak powiedzieć, jednak ostatnio jakoś zaczynam w to sama wątpić.
-Steven twierdzi co innego.
-Że co proszę?! - wykrzyknęłam nieźle zszokowana.
-Pracuję z jego ojcem nad nowym filmem. Wpadł odwiedzić go na planie, a kiedy mnie spotkał, od razu opowiedział mi jak to obściskiwaliście się na premierze filmu.
-Tato, wiesz dobrze, że między nami nic nie ma. Steve chce się tylko zemścić na mnie, za to, że z nim zerwałam.
-Swoją drogą nie wiem czemu to zrobiłaś, to przecież dobry chłopak - o kolejny temat, który kocham. Żeby tylko on znał prawdę, byłoby mu łatwiej wytłumaczyć.
-Tato, nic do niego nie czułam, więc nie było sensu.
-Znam już to tłumaczenie.
-Kiedy to prawda! - uniosłam głos, ponieważ nie mogłam już dalej tego słuchać.
-Słuchaj, jeden ruch, który poświadczy mnie w przekonaniu, że coś Cię łączy z Louisem i zakończymy z nim współpracę. Muszę kończyć, kocham Cię, pa - rozłączył się szybciej niż miałam okazję cokolwiek powiedzieć.
-Cholera! - krzyknęłam głośno rzucając łyżką do zlewu. Nieistotne było nawet to że przypaliłam naleśniki. Czemu wszystko jest przeciwko mnie. Odetchnęłam głośno, starając się uspokoić. Tego dnia zamknęłam się w swoim pokoju i nie chciałam nikogo widzieć. O dziwo Louis zajrzał tylko raz upewnić się, że jestem w domu. Bardzo fajnie. Obejrzałam kilka filmów, jednak ciągle moje myśli zaprzątane były przez głupie pomysły. Musiałam wymyślić przecież, jak przekonać ojca, że nic mnie z Louisem nie łączy. Nie chciałam, żeby tracił pracę przez taką błahostkę, poza tym, naprawdę go lubiłam.
***
Następnego ranka, kiedy się obudziłam poczułam piękny zapach, jednak nie była to woń jedzenia, która bardzo często mnie rozbudzała. Przy moim łóżku stał ogromny bukiet kwiatów. Doczepiona była do niego karteczka:
"Doceniaj prawdziwe starania."
Przemyślałam dokładnie każde słowo napisane ma bileciku. To oczywiste, że to Harry. Prosi żebym doceniła to, że stara mi się zaimponować. Te kwiaty to bardzo w jego stylu. Coś czuję, że pogodził się z Louisem. No bo przecież, jak inaczej te kwiaty mogłyby znaleźć się w moim pokoju? Cieszę się, że nie kłócą się, przecież są przyjaciółmi, a ja jestem ostatnią osobą, która chciałaby ich nienawiści wobec siebie. Zbiegłam na dół i spotkałam Louisa, który siedział w kuchni i jak zazwyczaj czytał poranną gazetę, popijając ją kawą.
-Dzień dobry Louis - powiedziałam śpiewająco, wyciągając miskę do płatków z szafki.
-Hej, widzę, że jesteś w dobrym humorze - odparł na moje przywitanie.
-Owszem, cieszę się bardzo, że nie kłócicie się z Harrym - na jego twarzy zauważyłam niemałe zdziwienie.
-Jesteśmy przecież przyjaciółmi, ale czemu to jest powodem twojego szczęścia?
-No to, że w końcu się dogadaliście. Wiem, że to ty pomogłeś mu przynieść do mojego pokoju ten bukiet kwiatów - z jego miny ciężko mi było wyczytać jakąkolwiek emocję. Był tak strasznie zmieszany.
-Nie musisz udawać, domyśliłam się, że to wasza sprawka - powiedziałam wesoło, siadając naprzeciwko niego i zajadając się płatkami.
-T..tak, to dobrze, że się domyśliłaś, że to on. Harry miał taką nadzieję.
-Dokładnie, to było takie - przerwałam na chwilę przełykając kolejną łyżkę - no wiesz, w jego stylu.
-Tak, w jego stylu - powtórzył po mnie Louis wpatrując się w punkt przed sobą. - Muszę iść do góry zadzwonić do Lottie, wybacz na chwilę.
-Nie ma problemu, pozdrów ją ode mnie! - wykrzyknęłam jeszcze za Louisem wbiegającym po schodach. Dziwnie się zachowywał, jakby to nie był on. Od kilku dni go nie poznawałam.
*Louis POV*
Kiedy tylko wbiegłem do pokoju cisnąłem krzesłem o podłogę. Cholera jasna. Dlaczego ona to źle zrozumiała, teraz myśli, że to Harry jest tym romantycznym chłopakiem. Czy tak ciężko było zrozumieć to co chciałem jej przekazać?! Wybrałem numer mojego przyjaciela i czekałem aż się odezwie.
-Witam ranny ptaszku, czy ty kiedyś nauczysz się, że inni nie wstają tak szybko jak ty? - powiedział zaspanym głosem.
-Harry do cholery, jest prawie 11. Myślę, że to nie jest rano - rzekłem lekko zdenerwowany.
-Lou, czy coś się stało, masz taki spięty głos?
-W zasadzie to tak - starałem się trochę opanować emocje.
-Mów szybko co jest, bo zaczynam się martwić.
-W zasadzie nie masz o co. Chciałem cię tylko prosić o przysługę. Rano zostawiłem u Valerie w pokoju bukiet kwiatów, z karteczką, żeby doceniała prawdziwe starania.
-A w czym tkwi problem - odpowiedział neutralnym głosem, jednak wyczułem, że jest trochę sarkastyczny.
-Ona jest przekonana, że to od Ciebie. Po prostu kiedy będzie ci chciała podziękować nic nie mów, że to ode mnie.
-Czemu? Myślę, że powinna wiedzieć, że ty się tak postarałeś. Czekaj czekaj, ona Ci się podoba! - powiedział jakby byłą to najoczywistsza rzecz na świecie.
-Nawet jeśli, to już teraz nieistotne. Gdyby czuła coś do mnie, zrozumiałaby, że to ja zostawiłem jej te kwiaty, jednak ty byłeś pierwszą osobą o której ona pomyślała.
-Nie mówię, że mnie to nie cieszy - odpowiedział tonem, który wskazywał, że naprawdę się cieszył. Znałem go w końcu to mój przyjaciel.
-Myślę jednak, że powinna wiedzieć - dodał po chwili.
-Nie Harry, po prostu przytaknij, o tyle chciałbym Cię prosić.
-Jeśli tego naprawdę chcesz, lecz pamiętaj, kiedy zdecydujesz, że chcesz jej powiedzieć, nie będę miał nic przeciwko.
-Rozumiem. Chciałem Cię jeszcze przeprosić za ten niekontrolowany wybuch złości.
-Lou, stary, spokojnie. Rozumiem, też bym tak zareagował, gdyby dziewczyna mi się podobała.
-Ona mi się nie podoba - usłyszałem tylko jego zachrypnięty śmiech.
-Tak Louis, wmawiaj to sobie. Doceniam, że odstępujesz walki o nią. Ale cię nie rozumiem, bo jest o co walczyć.
-Kiedyś zrozumie jakim dupkiem jesteś a wtedy to ja będę się starał - odpowiedziałem tonem, którym zawsze żartuję, mając nadzieję, że to podłapie i nie zrozumie, że ja mówię to wszystko szczerze.
-Oo i wrócił Louis, którego kocham - zaśmiał się ponownie. Nagle do pokoju zapukała i po chwili weszła Valerie.
-Dobrze Lottie, pozdrów mamę, trzymaj się.
-Uwaga, Lerie w pokoju. - mówił wciąż się śmiejąc.- Trzymaj się stary. - rozłączyłem się i odwróciłem twarzą do niej.
-Coś się stało?
-Chciałam tylko Ci powiedzieć, że umówiłam się z Caroline na kawę i zakupy, bo dawno jej nie widziałam. Nie będzie mnie przez kilka godzin. Jeśli chcesz, możesz jechać odwiedzić siostry - uśmiechnęła się tylko uroczo i czekała na moją odpowiedź.
-Zobaczę jeszcze co będę robił, a ty jedź i baw się dobrze - oddałem uśmiech i obserwowałem jak wychodzi. Rzuciłem się na łóżko i zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem nie mówiąc jej, kto dał jej te kwiaty. Nagle zawibrował mój telefon, kiedy spojrzałem od kogo jest ta wiadomość, byłem pewien jej treści.
"Czas leci, a pieniążki same się nie zapłacą. Pozdrawiam gorąco, Dan."
Cóż, cholera.
Rozdział 8 - Misunderstandings
-Dziękuję za wszystko Harry, było naprawdę- przerwałam na chwilę szukając dobrego określenia - zjawiskowo - dodałam po chwili i szczerze się do niego uśmiechnęłam i puściłam jego dłoń, która całą drogę z samochodu do domu trzymała moją. Nigdy nie miałam nic przeciwko chodzeniu za rękę nawet z osobą, z którą nie byłam w związku, ponieważ według mnie nie było to nic zobowiązującego.
-O świetnie, że się w końcu pojawiliście - powiedział sarkastycznie Louis. - Styles, czy ty do cholery jesteś normalny?!
-O co ci chodzi Louis - zapytał mój towarzysz, jednak zanim zaczęła się prawdziwa kłótnia, postanowiłam się jeszcze wtrącić.
-Dziękuję jeszcze raz, naprawdę mi się podobało - mrugnęłam do niego i pocałowałam w policzek. Oddałam mu także jego marynarkę, która była przemoczona do suchej nitki.
-Dobranoc - podeszłam do Louisa ścisnęłam jego ramię, kiedy zauważyłam, że jego pięść jest ściśnięta i spojrzałam mu prosto w oczy. -Spokojnie proszę, porozmawiamy za chwilę jak się umyję - zdjęłam szpilki i jak najszybciej weszłam do góry. Obserwowałam ich jeszcze ze schodów, z miejsca, z którego mnie nie widzieli.
-Czy ty jesteś normalny, nie było was tyle czasu. Zdajesz sobie sprawę, że gdyby ojciec Valerie dzwonił do mnie a nie byłoby mnie przy niej to mielibyśmy niezłe kłopoty?!
-Ale nie dzwonił, a ze mną była bezpieczna.
-Nie obchodzi mnie to czy była bezpieczna z Tobą, czy bez Ciebie. Nie było mnie przy niej, co wiąże się z niewypełnieniem moich obowiązków.
-Czekaj czekaj, tu nie chodzi o pracę. Jesteś zazdrosny, prawda? - powiedział to i zaczął się śmiać. Zdziwiona mina Louisa przebijała wszystko.
-Popieprzyło Cię?! Dlaczego w ogóle tak mówisz? - zacisnął pięść jeszcze bardziej, nie chciałam, żeby uderzył Harry'ego. Czy rzeczywiście był o mnie zazdrosny?
-Bo znam Cię już długo i wiem, że nie chodzi o same obowiązki.
-Zrozum to, wyłącznie praca się dla mnie liczy - auć, zabolało. Naprawdę tak myślał? Naprawdę te wszystkie chwile były dla niego tylko obowiązkiem?
-Świetnie, pójdę już, bo przeszkadzam Ci w obowiązkach - sarkastycznie podkreślił ostatnie słowo, chcąc jeszcze bardziej wkurzyć Louisa. - Dobranoc - wyszedł a ja obserwowałam jeszcze przez chwilę mojego ochroniarza, który cięgle stał w miejscu. Jego dłoń była ciągle zaciśnięta, a ja bałam się, że coś rozniesie. Uciekłam do łazienki kiedy tylko w końcu ruszył się z miejsca. po szybkim prysznicu wyszłam z łazienki w szlafroku i z ręcznikiem na głowie. Louis siedział na krześle, i chyba na mnie czekał. Przecież powiedziałam, że porozmawiamy później, jednak po tym wszystkim co słyszałam, nie chciałam z nim gadać. Już dziś usłyszałam za dużo od niego.
-Valerie, przepraszam za mój wybuch - zaczął zdenerwowany. - Naprawdę się martwiłem.
-No tak, przecież praca jest najważniejsza - powiedziałam sarkastycznie, szukając w garderobie mojej piżamy. Kątem oka spojrzałam na niego, siedział ze spuszczoną głową, a łokcie opierał o swoje kolana. Kiedy tylko ją znalazłam udałam się do łazienki, żeby ubrać Onesie. Miałam nadzieję, że jak wyjdę już go nie będzie i nie będę musiała kontynuować z nim tej rozmowy.
-Rzeczywiście, praca jest ważna, ale martwiłem się o Ciebie. Harry czasem bywa nieodpowiedzialny.
-Proszę Cię, nie mów mi teraz takich rzeczy! Słyszałam dobrze, co powiedziałeś na dole Harry'emu. Czekaj chwilę, niech sobie przypomnę - przerwałam na chwilę, żeby zobaczyć jego reakcję. Patrzył na mnie wzrokiem, jakby naprawdę żałował, chociaż sama już nie wiem. Nic nie jest takie jakim się wydaje.
-Tylko praca jest najważniejsza - podkreśliłam dosadnie pierwsze słowo, by zrozumiał, jak odebrałam jego słowa.
-Valerie, powiedziałem to, żeby Harry nie wypominał mi tego.
-Byłeś święcie przekonany swojej racji, kiedy to mówiłeś, więc wątpię, że zrobiłeś to tylko po to, żeby się uspokoił - naprawdę miałam dość tej rozmowy, bo z każdym słowem coraz bardziej miałam ochotę się rozpłakać.
-To naprawdę nie tak, uwierz mi, proszę - powiedział błagalnym tonem z każdym słowem zbliżając się do mnie. W końcu złapał mnie za dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. - Martwiłem się.
-To świetnie, ale jak widzisz, nic mi nie jest. Jestem tylko odrobinę zmęczona, bo Harry zorganizował niezwykłą randkę - w sekundzie wpadł mi do głowy genialny pomysł. Sprawdzę, czy rzeczywiście był zazdrosny, choć i tak będzie mi ciężko w to uwierzyć. - Było tak romantycznie, świece, kolacja, Tamiza, potem London Eye.
-O, znowu namówił Ryana, żeby go tam wpuścił? Lampiony też rozwiesił? - lekko mnie zatkało, to co powiedział. Więc nie byłam jedyną? Ałć, znowu.
-I tak było świetnie, nikt nie zrobił nigdy nic bardziej romantycznego dla mnie - Louis znowu zacisnął swoją pięść. Pomimo, że chyba chciał to zrobić niezauważalnie, niestety nie udało mu się.
-Cieszę się, że Ci się podobało, dobranoc Valerie.
-Dobrej nocy - pożegnałam go i położyłam się na łóżku. Trochę mi głupio, że wykorzystałam Harry'ego do sprawdzenia poziomu zazdrości Louisa. Nieistotne jest to, że nie byłam jedyną dziewczyną, dla której Styles urządził takie coś. Było naprawdę fajnie i zawsze będę pamiętać tę randkę.
***
Rano o dziwo nie obudził mnie Louis, który zazwyczaj wołał mnie na śniadanie. Kiedy zeszłam do kuchni nic nie było gotowe, a po ochroniarzu ani śladu. Znalazłam go w jego pokoju. Leżał na łóżku, miał słuchawki w uszach i wpatrywał się w sufit. Nie zauważył nawet jak weszłam.
-Cześć ranny ptaszku. Chodź na śniadanie - powiedziałam, wyciągając jedną ze słuchawek, żeby mógł mnie usłyszeć.
-Dziękuję, jadłem już - uśmiechnął się tylko i przyglądał mi się.
-Oh, rozumiem, pójdę coś sobie zrobić.
Cholera, co się stało, rzeczywiście był zazdrosny? Ale przecież to Louis, nie wiem czemu miałby być zazdrosny. Myślałam o tym przygotowując sobie naleśniki, kiedy nagle zadzwonił mój telefon. Byłam pewna, że to Harry, planujący kolejną randkę. Zdziwiłam się nieco, kiedy zobaczyłam, że to tata. Kiedy on do mnie dzwoni to zazwyczaj nie bez powodu.
-Hej tatusiu, co jest? - zapytałam zatroskana.
-To ja się pytam co jest?!
-Mógłbyś jaśniej - stwierdziłam skonsternowana.
-Co jest między Tobą a Louisem? - o nie, kolejna osoba, która chce kontynuować ten temat.
-Tato, wiesz dobrze że nic. Lou jest tylko i wyłącznie moim ochroniarzem. Jest też przyjacielem - myślę, że mogę tak powiedzieć, jednak ostatnio jakoś zaczynam w to sama wątpić.
-Steven twierdzi co innego.
-Że co proszę?! - wykrzyknęłam nieźle zszokowana.
-Pracuję z jego ojcem nad nowym filmem. Wpadł odwiedzić go na planie, a kiedy mnie spotkał, od razu opowiedział mi jak to obściskiwaliście się na premierze filmu.
-Tato, wiesz dobrze, że między nami nic nie ma. Steve chce się tylko zemścić na mnie, za to, że z nim zerwałam.
-Swoją drogą nie wiem czemu to zrobiłaś, to przecież dobry chłopak - o kolejny temat, który kocham. Żeby tylko on znał prawdę, byłoby mu łatwiej wytłumaczyć.
-Tato, nic do niego nie czułam, więc nie było sensu.
-Znam już to tłumaczenie.
-Kiedy to prawda! - uniosłam głos, ponieważ nie mogłam już dalej tego słuchać.
-Słuchaj, jeden ruch, który poświadczy mnie w przekonaniu, że coś Cię łączy z Louisem i zakończymy z nim współpracę. Muszę kończyć, kocham Cię, pa - rozłączył się szybciej niż miałam okazję cokolwiek powiedzieć.
-Cholera! - krzyknęłam głośno rzucając łyżką do zlewu. Nieistotne było nawet to że przypaliłam naleśniki. Czemu wszystko jest przeciwko mnie. Odetchnęłam głośno, starając się uspokoić. Tego dnia zamknęłam się w swoim pokoju i nie chciałam nikogo widzieć. O dziwo Louis zajrzał tylko raz upewnić się, że jestem w domu. Bardzo fajnie. Obejrzałam kilka filmów, jednak ciągle moje myśli zaprzątane były przez głupie pomysły. Musiałam wymyślić przecież, jak przekonać ojca, że nic mnie z Louisem nie łączy. Nie chciałam, żeby tracił pracę przez taką błahostkę, poza tym, naprawdę go lubiłam.
***
Następnego ranka, kiedy się obudziłam poczułam piękny zapach, jednak nie była to woń jedzenia, która bardzo często mnie rozbudzała. Przy moim łóżku stał ogromny bukiet kwiatów. Doczepiona była do niego karteczka:
"Doceniaj prawdziwe starania."
Przemyślałam dokładnie każde słowo napisane ma bileciku. To oczywiste, że to Harry. Prosi żebym doceniła to, że stara mi się zaimponować. Te kwiaty to bardzo w jego stylu. Coś czuję, że pogodził się z Louisem. No bo przecież, jak inaczej te kwiaty mogłyby znaleźć się w moim pokoju? Cieszę się, że nie kłócą się, przecież są przyjaciółmi, a ja jestem ostatnią osobą, która chciałaby ich nienawiści wobec siebie. Zbiegłam na dół i spotkałam Louisa, który siedział w kuchni i jak zazwyczaj czytał poranną gazetę, popijając ją kawą.
-Dzień dobry Louis - powiedziałam śpiewająco, wyciągając miskę do płatków z szafki.
-Hej, widzę, że jesteś w dobrym humorze - odparł na moje przywitanie.
-Owszem, cieszę się bardzo, że nie kłócicie się z Harrym - na jego twarzy zauważyłam niemałe zdziwienie.
-Jesteśmy przecież przyjaciółmi, ale czemu to jest powodem twojego szczęścia?
-No to, że w końcu się dogadaliście. Wiem, że to ty pomogłeś mu przynieść do mojego pokoju ten bukiet kwiatów - z jego miny ciężko mi było wyczytać jakąkolwiek emocję. Był tak strasznie zmieszany.
-Nie musisz udawać, domyśliłam się, że to wasza sprawka - powiedziałam wesoło, siadając naprzeciwko niego i zajadając się płatkami.
-T..tak, to dobrze, że się domyśliłaś, że to on. Harry miał taką nadzieję.
-Dokładnie, to było takie - przerwałam na chwilę przełykając kolejną łyżkę - no wiesz, w jego stylu.
-Tak, w jego stylu - powtórzył po mnie Louis wpatrując się w punkt przed sobą. - Muszę iść do góry zadzwonić do Lottie, wybacz na chwilę.
-Nie ma problemu, pozdrów ją ode mnie! - wykrzyknęłam jeszcze za Louisem wbiegającym po schodach. Dziwnie się zachowywał, jakby to nie był on. Od kilku dni go nie poznawałam.
*Louis POV*
Kiedy tylko wbiegłem do pokoju cisnąłem krzesłem o podłogę. Cholera jasna. Dlaczego ona to źle zrozumiała, teraz myśli, że to Harry jest tym romantycznym chłopakiem. Czy tak ciężko było zrozumieć to co chciałem jej przekazać?! Wybrałem numer mojego przyjaciela i czekałem aż się odezwie.
-Witam ranny ptaszku, czy ty kiedyś nauczysz się, że inni nie wstają tak szybko jak ty? - powiedział zaspanym głosem.
-Harry do cholery, jest prawie 11. Myślę, że to nie jest rano - rzekłem lekko zdenerwowany.
-Lou, czy coś się stało, masz taki spięty głos?
-W zasadzie to tak - starałem się trochę opanować emocje.
-Mów szybko co jest, bo zaczynam się martwić.
-W zasadzie nie masz o co. Chciałem cię tylko prosić o przysługę. Rano zostawiłem u Valerie w pokoju bukiet kwiatów, z karteczką, żeby doceniała prawdziwe starania.
-A w czym tkwi problem - odpowiedział neutralnym głosem, jednak wyczułem, że jest trochę sarkastyczny.
-Ona jest przekonana, że to od Ciebie. Po prostu kiedy będzie ci chciała podziękować nic nie mów, że to ode mnie.
-Czemu? Myślę, że powinna wiedzieć, że ty się tak postarałeś. Czekaj czekaj, ona Ci się podoba! - powiedział jakby byłą to najoczywistsza rzecz na świecie.
-Nawet jeśli, to już teraz nieistotne. Gdyby czuła coś do mnie, zrozumiałaby, że to ja zostawiłem jej te kwiaty, jednak ty byłeś pierwszą osobą o której ona pomyślała.
-Nie mówię, że mnie to nie cieszy - odpowiedział tonem, który wskazywał, że naprawdę się cieszył. Znałem go w końcu to mój przyjaciel.
-Myślę jednak, że powinna wiedzieć - dodał po chwili.
-Nie Harry, po prostu przytaknij, o tyle chciałbym Cię prosić.
-Jeśli tego naprawdę chcesz, lecz pamiętaj, kiedy zdecydujesz, że chcesz jej powiedzieć, nie będę miał nic przeciwko.
-Rozumiem. Chciałem Cię jeszcze przeprosić za ten niekontrolowany wybuch złości.
-Lou, stary, spokojnie. Rozumiem, też bym tak zareagował, gdyby dziewczyna mi się podobała.
-Ona mi się nie podoba - usłyszałem tylko jego zachrypnięty śmiech.
-Tak Louis, wmawiaj to sobie. Doceniam, że odstępujesz walki o nią. Ale cię nie rozumiem, bo jest o co walczyć.
-Kiedyś zrozumie jakim dupkiem jesteś a wtedy to ja będę się starał - odpowiedziałem tonem, którym zawsze żartuję, mając nadzieję, że to podłapie i nie zrozumie, że ja mówię to wszystko szczerze.
-Oo i wrócił Louis, którego kocham - zaśmiał się ponownie. Nagle do pokoju zapukała i po chwili weszła Valerie.
-Dobrze Lottie, pozdrów mamę, trzymaj się.
-Uwaga, Lerie w pokoju. - mówił wciąż się śmiejąc.- Trzymaj się stary. - rozłączyłem się i odwróciłem twarzą do niej.
-Coś się stało?
-Chciałam tylko Ci powiedzieć, że umówiłam się z Caroline na kawę i zakupy, bo dawno jej nie widziałam. Nie będzie mnie przez kilka godzin. Jeśli chcesz, możesz jechać odwiedzić siostry - uśmiechnęła się tylko uroczo i czekała na moją odpowiedź.
-Zobaczę jeszcze co będę robił, a ty jedź i baw się dobrze - oddałem uśmiech i obserwowałem jak wychodzi. Rzuciłem się na łóżko i zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem nie mówiąc jej, kto dał jej te kwiaty. Nagle zawibrował mój telefon, kiedy spojrzałem od kogo jest ta wiadomość, byłem pewien jej treści.
"Czas leci, a pieniążki same się nie zapłacą. Pozdrawiam gorąco, Dan."
Cóż, cholera.
czwartek, 21 sierpnia 2014
Rozdział 7 - It's Always Complicated
Witam wszystkich ! Jako że zostały ostatnie dni wakacji, postaram się wstawiać rozdziały w odstępie 2-3 dni, ponieważ kiedy zacznie się szkoła, obawiam się, że mogę mieć miej czasu, co będzie skutkowało rzadszym pojawianiem się nowych postów :<. Co do dzisiaj, dziwi mnie, że opis randki najlepiej pisało mi się przy AC/DC a rozdział słodko/niebezpieczny (jeśli niebezpiecznym mogę nazwać tę scenę ha, niestety nie wiem jaki inny odpowiednik mu znaleźć :C). Interpunkcja zapewne będzie raziła, za co z góry przepraszam, jednak pisałam rozdział na szybkości i obiecuję, że jak tylko znajdę chwilę, to go poprawię. Dodam jeszcze, że wydarzenia w perspektywie Louisa dzieją się w tym samym czasie, co randka Harry'ego i Val ;) A tymczasem zapraszam do czytania kolejnego rozdziału!
Rozdział 7 - It's Always Complicated
-Więc gdzie jedziemy?
-To niespodzianka - uśmiechnął się pod nosem i ruszył z podjazdu. Zaparkował samochód niedaleko Tamizy. Jestem pewna, że zabiera mnie na romantyczną kolację przy świecach a potem jakiś spacer. Typowo. Pomógł mi wysiąść z jego samochodu, co znów przysporzyło mi niemało kłopotów. Uwielbiam wysiadać z Jeepów, szczególnie w szpilkach, całe szczęście mam w tym wprawę.
-W jakiej restauracji jemy? - zapytałam kiedy spacerowaliśmy wzdłuż rzeki
-Restauracji? Chciałem zaproponować coś oryginalnego, ale jeśli chcesz iść do restauracji to nie ma problemu, już dzwonię, żeby zarezerwować sto..
-Harry, uspokój się! - zganiłam go. - Myślałam, że idziemy na jakąś oklepaną kolację poprzedzoną typowym spacerem. Po prostu zróbmy to, co zaplanowałeś.
-Dobrze, mam nadzieję, że ci się spodoba.
-Postaraj się nie stresować, a na pewno będzie mi się podobać - spojrzałam mu prosto w oczy i uśmiechnęłam się do niego szczerze. Nagle Harry skręcił i pociągnął mnie za sobą. Doszliśmy do miejsca, gdzie wsiadało się na łódkę. Pomógł mi dostać się na pokład i powiedział człowiekowi za sterami, że możemy ruszać.
-Wow Harry, tu jest .. klimatycznie - stwierdziłam, podziwiając Londyn.
-To jeszcze nie wszystko, jesteś głodna?
-Tak właściwie to nastawiałam się, że będziemy jedli - spojrzałam na niego niepewnie. Bałam się, że znowu się zestresuje. Byłam pewna, że Harry jest bardzo pewny siebie a tu proszę, pozory mylą. Naprawdę jest uroczy kiedy tak się przejmuje.
-No i będziemy - odpowiedział spokojnie. Użyczył mi swojego ramienia niczym gentleman, a kiedy się go chwyciłam poprowadził mnie na drugą stronę łódki. Wszystko oświetlone było kolorowymi światłami, które biły od zawieszonych gdzie tylko się dało lampionów. Na środku pokładu znajdował się stolik a na nim świece. Na chwilę zatrzymałam się, bo naprawdę zaskoczył mnie tym.
-To wszystko dla Ciebie - odsunął mi krzesło jak przystało na gentlemana. Usiadł naprzeciwko mnie i zaczął wypytywać o różne rzeczy, był naprawdę kochany
-Harry nawet nie wiem jak Ci dziękować - powiedziałam, kiedy tylko zjedliśmy. Nikt nigdy dla mnie nie postarał się o coś takiego. Nie zauważyłam nawet jak szybko zleciał czas.
-Valerie, nie masz za co dziękować. W zasadzie to pewnie się powtórzę ale chciałem Cię przeprosić.
-Rozmawialiśmy już o tym, tak? Nie jestem zła - uśmiechnęłam się do niego szczerze i ścisnęłam jego rękę zaciśniętą na chusteczce, leżącej obok talerzy. Widocznie go to uspokoiło, bo spojrzał mi w oczy bez zakłopotania.
-Cieszę się, że się nie złościsz, co nie zmienia faktu, że zachowywałem się jak debil. Ciągle mam wyrzuty sumienia - znów odwrócił ode mnie wzrok. Był taki niepewny.
-Harry, było minęło. Świetnie się bawię i nie psujmy atmosfery - ponownie się uśmiechnęłam i obserwowałam jego reakcję.
-Naprawdę? Podoba Ci się? - zapytał z nadzieją w głosie.
-Tak! Nikt nigdy dla mnie nie postarał się o coś takiego.
-Bardzo się cieszę - pomógł mi wstać i zabrał mnie na dziób łódki. Powiedział również człowiekowi za sterami, żebyśmy dopłynęli do przystani. Podziwialiśmy Londyn nocą w kompletnej, jednak nie niezręcznej ciszy. Po pewnym czasie Harry zaczął mi się przyglądać.
-Coś się stało? - spytałam spoglądając na niego niepewnie.
-Mam jeszcze jedną niespodziankę - spojrzałam na Big Bena. Zegar wskazywał 9.15.
-Harry jest już późno, myślę, że powinnam iść niedługo.
-Proszę, odwiozę Cię zaraz po tym - chwycił mnie za dłonie i powiedział błagalnym głosem.
-No dobrze, nie dam się znowu prosić - uśmiechnęłam się do niego szczerze, na co odpowiedział mi tym samym, jednak nie pścił moich dłoni. Obrócił nas tylko przodem do Tamizy. Oparłam się głową o jego tors, a on ułożył podbródek na czubku mojej głowy. Nie powiem, to było słodkie. Kiedy tylko znaleźliśmy się na brzegu Harry pociągnął mnie za rękę w stronę London Eye.
-Chciałaś zrobić kiedykolwiek coś, czego inni nie mogą zrobić?
-Chyba każdy chciał - zaśmiałam się szczerze. - Harry powiedz mi co planujesz.
-Obejrzymy sobie panoramę Londynu nocą, prosto z London Eye.
-Zdajesz sobie chyba sprawę, że od 9 jest już zamknięte? Kiedyś planowałyśmy z Caroline to samo, jednak nie udało nam się.
-Tyle, że ty i Caroline nie macie znajomego, który mógłby wam to udostępnić. Jeśli jego szef się o tym dowie, będzie miał niemałe problemy.
-To może nie ryzykujmy - stwierdziłam z obawą, że naprawdę możemy przysporzyć komuś problemy.
-Teraz nie dam się zmylić. Nie przejmuj się tym i po prostu się pośpieszmy, umówiłem się z Ryanem na 9.30.
Kiedy znaleźliśmy się pod London Eye, upewniliśmy, że nikt nie widział jak wsiadamy. Kiedy znaleźliśmy się pod kapsułą Harry zasłonił mi oczy i wprowadził mnie ostrożnie. Zabrał dłonie, a ja zauważyłam, że dookoła (znowu) rozwieszone są kolorowe lampiony. To wszystko było naprawdę cudowne, ponieważ starania Harry'ego były spełnieniem marzeń każdej dziewczyny. Kiedy znaleźliśmy się na samej górze nie mogłam przestać podziwiać panoramy, która rozciągała się przede mną. Londyn nocą wyglądał przepięknie, jak na europejską stolicę przystało.
-Nie wiem jak Ci dziękować - powiedziałam podchodząc w końcu do organizatora dzisiejszej randki.
-Uśmiech na twojej twarzy i te iskierki w oczach są wystarczającym podziękowaniem. No w zasadzie mogłabyś jeszcze zagwarantować, że podobała Ci się randka i to byłoby wszystko czego potrzebowałbym w ramach zwykłego "dziękuję".
-Ale ja i tak zaryzykuję i powiem dziękuję - pocałowałam go w policzek, na co tylko przyciągnął mnie do siwbie i zamknął w swoich ramionach.
-Prawie zapomniałam - powiedziałam spoglądając na niego w górę. - Gwarantuję, że mi się podobało - jego głośny śmiech wypełnił pomieszczenie a ja czułam wibracje z jego klatki piersiowej, ponieważ wciąż trwałam w jego uścisku.
-Szkoda opuszczać to miejsce - powiedziałam, kiedy pożegnaliśmy już Ryana i udaliśmy się spacerem w stronę samochodu.
-Zabiorę Cię tu jeszcze kiedyś, jeśli będizesz chciała.
-Jak będize taka możliwość to bardzo chętnie - uśmiechnęłam się od niego szczerze. NAgle Harry sę zatrzymał i zaczął wpatrywać w moje oczy.
-Zapytam kolejny raz tego wieczora. Czy coś się stało?
-Nie, nic, nadal nie mogę uwierzyć, że się zgodziłaś.
-I tak zapewne nie robiłabym nic ciekawego w domu. Zapewne obejrzelibyśmy z Louisem jakiś film i tyle. Więc pomyślałam, czemu by nie wyjść.
-Och, rozumiem - odparł ze smutkiem.
-Nie, Harry, źle mnie zrozumiałeś. Nie to miałam na myśli. Ale nieważne jak to zinterpretowałeś, muszę Ci powiedzieć, że mi się bardzo podobało.
-W takim razie cieszę się - uśmiechnął się złabo i kontynuował spacer. Dogoniłam go i próbowałam wyrównać krok, jednak długie nogi Harry'ego mi tego nie ułatwiły.
-Harry, proszę nie bierz tego do siebie. Czasem powiem jakąś głupotę a potem jej żałuję, tak jak teraz.
-Nie jestem zły Valerie, chodźmy już, bo Louis będize się denerwował.
-Cholera, Louis! - wykrzyknęłam. Pierwsze krople wody spadły na moje ręce. - Na pewno odchodzi od zmysłów.
-Już Cię odwożę, spokojnie - nagle z nieba spadł bardzo obfity deszcz.
-Cholera - zaklęłam głośno. Wtedy Harry zdjął swoją marynarkę i okrył moją głowę, obejmując mnie ramieniem i prowadząc w stronę samochodu. Kiedy tylko znalazłam się w Jeepie wybuchnęłam śmiechem.
-Uroki Londynu - zawtórował mi śmiechem.
*Louis POV*
Kiedy tylko Valerie wyszła z domu z Harrym ocknąłem się z niemałego szoku. Myślałem, że ona nie leci na te jego teksty. Cisnąłem telefonem na kanapę i rozsiadłęm się w fotelu, włączając telewizor i próbując nie myśleć o tym, że ona jest właśnie na randce ze Stylesem. Nagle zadzwonił mój telefon a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Zayna.
-Co jest Stary?
-Dzwonię zapytać co u Ciebie.
-Korzystasz z okazji, że nie ma Valerie i chcesz się spotkać? - spytałem sarkastycznie.
-JAk to jej nie ma?! Stało sie coś?
-Myślałem, że Harry się chwalił - odparłem skonsternowany. Pochwalenie się wszystkim, że udało mu się zaprosić ją gdzieś byłoby bardzo w jego stylu.
-Mów o co chodzi.
-Są na randce. Harry i Valerie.
-O mój .. Jak to? Przecież ona nie była nim zainteresowana.
-Też tak myślałem, do dzisiaj.
-Dobra, słyszę, że nie jesteś w humorze. Do zobaczenia niedługo, trzymaj się - rozłączyłem się i próbowałem skupić na programie. Nie wiem nawet o cyzm był. Po krótkiej chwili zadzwonił mój telefon. Odebrałem automatycznie, nie patrząc nawet na wyświetlacz, byłem przekonany, że to Zayn.
-Zmieniłeś zdanie i idziemy na piwo?
-Tak to nie odbierasz telefonów, a nagle proponujesz piwo? - Cholera, znałem ten głos aż za dobrze. Miałem przecież nie odpowiadać na telefony od McHaley'a.
-Cholera - zakląłem głośno. - Jak już rozmawiamy, to czego chcesz.
-Krótkie spotkanie mnie usatysfakcjonuje - odpowiedział z tym akcentem, którego nienawidziłem. Brzmiał niczym psychopata, nieważne, że nim był. - Za 30 minut, tam gdzie zawsze. - Rozłączył się. Siedziałem tam jeszcze przez chwilę. Zdawało mi się jakby czas się zatrzymał. Jeszcze jedna sensacja, a przysięgam, że nie wytrzymam.
Chwyciłem w pośpiechu kurtkę i kluczyki i udałem się do pubu Collinsa. To tam zaczęły się wszystkie moje problemy, i mam nadzieję, że tam się skończą. Po 15 minutach dotarłem na miejsce i rozejrzałem się w poszukiwaniu Dana. Nikt nie odważył się jeszcze postawić mu się i odebrać mu miejsca. Siedział tam gdzie zawsze.
-Louis, stary przyjacielu - usłyszałem kiedy tylko usiadłem naprzeciw niego.
-Od dawna nie masz prawa mnie tak nazywać - odparłem z zaciśniętą szczęką.
-Cięty język, jak zawsze. Nic się nie zmieniłeś - spojrzałem na niego pogardliwym wzrokiem.
-Dowiem się czego chcesz? Może w końcu przestaniesz mnie nękać teleofnami.
-Przejdę do sedna. Ja i mój biznes potrzebujemy pieniędzy.
-Już od dawna nie jestem z "wami" związany - szczególnie podkreśliłem to słowo, na co tylko zaśmiał się głośno.
-Nie rozumiesz. Posłuchaj, biznes podupada od kiedy zostawiłeś nas na lodzie. Myślę, że przez opinię jaką zrobiłeś mojemu klubowi jesteś nam coś winien.
-Nie jestem wam winien nic a nic. To nie ja zacząłem prowadzić nielegalny biznes. Ludzie po prostu boją się teraz do was przychodzić. Po co im problemy, skoro mogą iść do klubu, który jest zgodny z prawem i bawić się równie dobrze? - odparłem jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Mnie to zbytnio nie obchodzi. To ty zniesławiłeś nasz klub, między innymi przed stałymi bywalcami i to przez Ciebie biznes upada. Mam nadzieję, że wyrażę się jasno. Do końca tygodnia chcę widzieć 15 000 funtów, albo coś złego stanie się tej pięknej panience, której ochroniarzem teraz jesteś - rzucił mi na stolik zdjęcia Valerie ze mną w centrum handlowym, a ja przysięgam, że moje serce na chwilę się zatrzymało.
-Skąd o niej wiecie - uderzyłem pięścią o blat stolika. Czułem, że za chwilę wybuchnę.
-Zawsze się orientuję w takich sprawach, szczególnie, że zapewnią mi zysk. Taki biznes. Więc jeśli ty nam nie zapłacisz, zrobi to ojciec tej Crossley, przecież śpi na pieniądzach, a czego to nie zrobi tatuś, żeby odzyskać ukochaną i jedyną córkę całą i zdrową?
-Nie mieszajcie jej w to - syknąłem.
-Uspokój się. Chciałbym Cię uświadomić tylko, że przy takiej opcji to twój kochany pracodawca dowie się ze to przez ciebie jego córeczka była zagrożona i na pewno tego tak nie zostawi, nie dość że stracisz prace, to może jeszcze doigrasz się większych kłopotów. Wybór należy do Ciebie - znowu ten psychopatyczny śmiech. Jeśli jeszcze raz go usłyszę to poprzestawiam mu tę jego zadufaną w sobie i pewną siebie twarzyczkę.
-Nie tkniecie Valerie, wam by zaszkodziło, bo gdybyście ją porwali, zainteresowałaby się wami policja - wstałem od stolika z zamiarem wyjścia stamtąd, bo przysięgam, jeszcze chwila i nie ręczyłbym za siebie.
-Dlatego tez ciesz się ze idę ci na rękę i daję szanse żebyś to ty nam płacił, pomimo tego, że z porwania Valerie i okupu za nią mielibyśmy dużo więcej pieniędzy. W końcu byliśmy kiedyś przyjaciółmi, a czego się nie robi, żeby przyjaciel był zadowolony, prawda Louis?
-Jak śmiesz w ogóle mówić takie rzeczy.
-A nie przyjaźniliśmy się? Nieważne, widzę, że śpieszy Ci się, żeby stąd wyjść. 15 000 funtów raz na jakiś czas to chyba nie dużo, przecież pracujesz teraz u milionera, dla którego pieniądze nie graja roli, szczególnie jeśli chodzi o jego córkę. Do końca tygodnia czekam na pieniądze. Do zobaczenia Louis.
Nie chciałem nawet na niego patrzeć. Z trzaskiem zamknąłem drzwi od samochodu kiedy tylko zająłem miejsce kierowcy. Uderzyłem kilka razy pięściami o kierownicę i ukryłem twarz w dłoniach. Cholera w co ja się wpakowałem. A teraz jeszcze grożą Valerie. Jeśli jej coś się stanie, nie wybaczę sobie tego. Właśnie Valerie! Spojrzałem na zegarek była 21, a jej wciąż nie było w domu. Usiadłem na kanapie i otworzyłem piwo. Musiałem się uspokoić. Zapomniałem, jak nieodpowiedzialny jest Harry. On nie rozumie, że powinienem być z Valerie 24 godziny, 7 dni w tygodniu, inaczej jej ojciec by mnie zabił. Szczególnie teraz kiedy groziło jej prawdziwe niebezpieczeństwo i to przeze mnie. Nawet nie dzwoniłem, wiem, że żadne z nich zapewne nie odebrałoby telefonu. Dwa piwa i niecałą godzinę później usłyszałem w hallu głośny śmiech Valerie połączony ze śmiechem Hazzy.
-Dziękuję za wszystko Harry, było naprawdę zjawiskowo - powiedziała szczerząc się do niego jak gdyby nigdy nic.
-O świetnie, że się w końcu pojawiliście - powiedziałem sarkastycznie, starając się być spokojny. - Styles czy ty do cholery jesteś normalny?!
Rozdział 7 - It's Always Complicated
-Więc gdzie jedziemy?
-To niespodzianka - uśmiechnął się pod nosem i ruszył z podjazdu. Zaparkował samochód niedaleko Tamizy. Jestem pewna, że zabiera mnie na romantyczną kolację przy świecach a potem jakiś spacer. Typowo. Pomógł mi wysiąść z jego samochodu, co znów przysporzyło mi niemało kłopotów. Uwielbiam wysiadać z Jeepów, szczególnie w szpilkach, całe szczęście mam w tym wprawę.
-W jakiej restauracji jemy? - zapytałam kiedy spacerowaliśmy wzdłuż rzeki
-Restauracji? Chciałem zaproponować coś oryginalnego, ale jeśli chcesz iść do restauracji to nie ma problemu, już dzwonię, żeby zarezerwować sto..
-Harry, uspokój się! - zganiłam go. - Myślałam, że idziemy na jakąś oklepaną kolację poprzedzoną typowym spacerem. Po prostu zróbmy to, co zaplanowałeś.
-Dobrze, mam nadzieję, że ci się spodoba.
-Postaraj się nie stresować, a na pewno będzie mi się podobać - spojrzałam mu prosto w oczy i uśmiechnęłam się do niego szczerze. Nagle Harry skręcił i pociągnął mnie za sobą. Doszliśmy do miejsca, gdzie wsiadało się na łódkę. Pomógł mi dostać się na pokład i powiedział człowiekowi za sterami, że możemy ruszać.
-Wow Harry, tu jest .. klimatycznie - stwierdziłam, podziwiając Londyn.
-To jeszcze nie wszystko, jesteś głodna?
-Tak właściwie to nastawiałam się, że będziemy jedli - spojrzałam na niego niepewnie. Bałam się, że znowu się zestresuje. Byłam pewna, że Harry jest bardzo pewny siebie a tu proszę, pozory mylą. Naprawdę jest uroczy kiedy tak się przejmuje.
-No i będziemy - odpowiedział spokojnie. Użyczył mi swojego ramienia niczym gentleman, a kiedy się go chwyciłam poprowadził mnie na drugą stronę łódki. Wszystko oświetlone było kolorowymi światłami, które biły od zawieszonych gdzie tylko się dało lampionów. Na środku pokładu znajdował się stolik a na nim świece. Na chwilę zatrzymałam się, bo naprawdę zaskoczył mnie tym.
-To wszystko dla Ciebie - odsunął mi krzesło jak przystało na gentlemana. Usiadł naprzeciwko mnie i zaczął wypytywać o różne rzeczy, był naprawdę kochany
-Harry nawet nie wiem jak Ci dziękować - powiedziałam, kiedy tylko zjedliśmy. Nikt nigdy dla mnie nie postarał się o coś takiego. Nie zauważyłam nawet jak szybko zleciał czas.
-Valerie, nie masz za co dziękować. W zasadzie to pewnie się powtórzę ale chciałem Cię przeprosić.
-Rozmawialiśmy już o tym, tak? Nie jestem zła - uśmiechnęłam się do niego szczerze i ścisnęłam jego rękę zaciśniętą na chusteczce, leżącej obok talerzy. Widocznie go to uspokoiło, bo spojrzał mi w oczy bez zakłopotania.
-Cieszę się, że się nie złościsz, co nie zmienia faktu, że zachowywałem się jak debil. Ciągle mam wyrzuty sumienia - znów odwrócił ode mnie wzrok. Był taki niepewny.
-Harry, było minęło. Świetnie się bawię i nie psujmy atmosfery - ponownie się uśmiechnęłam i obserwowałam jego reakcję.
-Naprawdę? Podoba Ci się? - zapytał z nadzieją w głosie.
-Tak! Nikt nigdy dla mnie nie postarał się o coś takiego.
-Bardzo się cieszę - pomógł mi wstać i zabrał mnie na dziób łódki. Powiedział również człowiekowi za sterami, żebyśmy dopłynęli do przystani. Podziwialiśmy Londyn nocą w kompletnej, jednak nie niezręcznej ciszy. Po pewnym czasie Harry zaczął mi się przyglądać.
-Coś się stało? - spytałam spoglądając na niego niepewnie.
-Mam jeszcze jedną niespodziankę - spojrzałam na Big Bena. Zegar wskazywał 9.15.
-Harry jest już późno, myślę, że powinnam iść niedługo.
-Proszę, odwiozę Cię zaraz po tym - chwycił mnie za dłonie i powiedział błagalnym głosem.
-No dobrze, nie dam się znowu prosić - uśmiechnęłam się do niego szczerze, na co odpowiedział mi tym samym, jednak nie pścił moich dłoni. Obrócił nas tylko przodem do Tamizy. Oparłam się głową o jego tors, a on ułożył podbródek na czubku mojej głowy. Nie powiem, to było słodkie. Kiedy tylko znaleźliśmy się na brzegu Harry pociągnął mnie za rękę w stronę London Eye.
-Chciałaś zrobić kiedykolwiek coś, czego inni nie mogą zrobić?
-Chyba każdy chciał - zaśmiałam się szczerze. - Harry powiedz mi co planujesz.
-Obejrzymy sobie panoramę Londynu nocą, prosto z London Eye.
-Zdajesz sobie chyba sprawę, że od 9 jest już zamknięte? Kiedyś planowałyśmy z Caroline to samo, jednak nie udało nam się.
-Tyle, że ty i Caroline nie macie znajomego, który mógłby wam to udostępnić. Jeśli jego szef się o tym dowie, będzie miał niemałe problemy.
-To może nie ryzykujmy - stwierdziłam z obawą, że naprawdę możemy przysporzyć komuś problemy.
-Teraz nie dam się zmylić. Nie przejmuj się tym i po prostu się pośpieszmy, umówiłem się z Ryanem na 9.30.
Kiedy znaleźliśmy się pod London Eye, upewniliśmy, że nikt nie widział jak wsiadamy. Kiedy znaleźliśmy się pod kapsułą Harry zasłonił mi oczy i wprowadził mnie ostrożnie. Zabrał dłonie, a ja zauważyłam, że dookoła (znowu) rozwieszone są kolorowe lampiony. To wszystko było naprawdę cudowne, ponieważ starania Harry'ego były spełnieniem marzeń każdej dziewczyny. Kiedy znaleźliśmy się na samej górze nie mogłam przestać podziwiać panoramy, która rozciągała się przede mną. Londyn nocą wyglądał przepięknie, jak na europejską stolicę przystało.
-Nie wiem jak Ci dziękować - powiedziałam podchodząc w końcu do organizatora dzisiejszej randki.
-Uśmiech na twojej twarzy i te iskierki w oczach są wystarczającym podziękowaniem. No w zasadzie mogłabyś jeszcze zagwarantować, że podobała Ci się randka i to byłoby wszystko czego potrzebowałbym w ramach zwykłego "dziękuję".
-Ale ja i tak zaryzykuję i powiem dziękuję - pocałowałam go w policzek, na co tylko przyciągnął mnie do siwbie i zamknął w swoich ramionach.
-Prawie zapomniałam - powiedziałam spoglądając na niego w górę. - Gwarantuję, że mi się podobało - jego głośny śmiech wypełnił pomieszczenie a ja czułam wibracje z jego klatki piersiowej, ponieważ wciąż trwałam w jego uścisku.
-Szkoda opuszczać to miejsce - powiedziałam, kiedy pożegnaliśmy już Ryana i udaliśmy się spacerem w stronę samochodu.
-Zabiorę Cię tu jeszcze kiedyś, jeśli będizesz chciała.
-Jak będize taka możliwość to bardzo chętnie - uśmiechnęłam się od niego szczerze. NAgle Harry sę zatrzymał i zaczął wpatrywać w moje oczy.
-Zapytam kolejny raz tego wieczora. Czy coś się stało?
-Nie, nic, nadal nie mogę uwierzyć, że się zgodziłaś.
-I tak zapewne nie robiłabym nic ciekawego w domu. Zapewne obejrzelibyśmy z Louisem jakiś film i tyle. Więc pomyślałam, czemu by nie wyjść.
-Och, rozumiem - odparł ze smutkiem.
-Nie, Harry, źle mnie zrozumiałeś. Nie to miałam na myśli. Ale nieważne jak to zinterpretowałeś, muszę Ci powiedzieć, że mi się bardzo podobało.
-W takim razie cieszę się - uśmiechnął się złabo i kontynuował spacer. Dogoniłam go i próbowałam wyrównać krok, jednak długie nogi Harry'ego mi tego nie ułatwiły.
-Harry, proszę nie bierz tego do siebie. Czasem powiem jakąś głupotę a potem jej żałuję, tak jak teraz.
-Nie jestem zły Valerie, chodźmy już, bo Louis będize się denerwował.
-Cholera, Louis! - wykrzyknęłam. Pierwsze krople wody spadły na moje ręce. - Na pewno odchodzi od zmysłów.
-Już Cię odwożę, spokojnie - nagle z nieba spadł bardzo obfity deszcz.
-Cholera - zaklęłam głośno. Wtedy Harry zdjął swoją marynarkę i okrył moją głowę, obejmując mnie ramieniem i prowadząc w stronę samochodu. Kiedy tylko znalazłam się w Jeepie wybuchnęłam śmiechem.
-Uroki Londynu - zawtórował mi śmiechem.
*Louis POV*
Kiedy tylko Valerie wyszła z domu z Harrym ocknąłem się z niemałego szoku. Myślałem, że ona nie leci na te jego teksty. Cisnąłem telefonem na kanapę i rozsiadłęm się w fotelu, włączając telewizor i próbując nie myśleć o tym, że ona jest właśnie na randce ze Stylesem. Nagle zadzwonił mój telefon a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Zayna.
-Co jest Stary?
-Dzwonię zapytać co u Ciebie.
-Korzystasz z okazji, że nie ma Valerie i chcesz się spotkać? - spytałem sarkastycznie.
-JAk to jej nie ma?! Stało sie coś?
-Myślałem, że Harry się chwalił - odparłem skonsternowany. Pochwalenie się wszystkim, że udało mu się zaprosić ją gdzieś byłoby bardzo w jego stylu.
-Mów o co chodzi.
-Są na randce. Harry i Valerie.
-O mój .. Jak to? Przecież ona nie była nim zainteresowana.
-Też tak myślałem, do dzisiaj.
-Dobra, słyszę, że nie jesteś w humorze. Do zobaczenia niedługo, trzymaj się - rozłączyłem się i próbowałem skupić na programie. Nie wiem nawet o cyzm był. Po krótkiej chwili zadzwonił mój telefon. Odebrałem automatycznie, nie patrząc nawet na wyświetlacz, byłem przekonany, że to Zayn.
-Zmieniłeś zdanie i idziemy na piwo?
-Tak to nie odbierasz telefonów, a nagle proponujesz piwo? - Cholera, znałem ten głos aż za dobrze. Miałem przecież nie odpowiadać na telefony od McHaley'a.
-Cholera - zakląłem głośno. - Jak już rozmawiamy, to czego chcesz.
-Krótkie spotkanie mnie usatysfakcjonuje - odpowiedział z tym akcentem, którego nienawidziłem. Brzmiał niczym psychopata, nieważne, że nim był. - Za 30 minut, tam gdzie zawsze. - Rozłączył się. Siedziałem tam jeszcze przez chwilę. Zdawało mi się jakby czas się zatrzymał. Jeszcze jedna sensacja, a przysięgam, że nie wytrzymam.
Chwyciłem w pośpiechu kurtkę i kluczyki i udałem się do pubu Collinsa. To tam zaczęły się wszystkie moje problemy, i mam nadzieję, że tam się skończą. Po 15 minutach dotarłem na miejsce i rozejrzałem się w poszukiwaniu Dana. Nikt nie odważył się jeszcze postawić mu się i odebrać mu miejsca. Siedział tam gdzie zawsze.
-Louis, stary przyjacielu - usłyszałem kiedy tylko usiadłem naprzeciw niego.
-Od dawna nie masz prawa mnie tak nazywać - odparłem z zaciśniętą szczęką.
-Cięty język, jak zawsze. Nic się nie zmieniłeś - spojrzałem na niego pogardliwym wzrokiem.
-Dowiem się czego chcesz? Może w końcu przestaniesz mnie nękać teleofnami.
-Przejdę do sedna. Ja i mój biznes potrzebujemy pieniędzy.
-Już od dawna nie jestem z "wami" związany - szczególnie podkreśliłem to słowo, na co tylko zaśmiał się głośno.
-Nie rozumiesz. Posłuchaj, biznes podupada od kiedy zostawiłeś nas na lodzie. Myślę, że przez opinię jaką zrobiłeś mojemu klubowi jesteś nam coś winien.
-Nie jestem wam winien nic a nic. To nie ja zacząłem prowadzić nielegalny biznes. Ludzie po prostu boją się teraz do was przychodzić. Po co im problemy, skoro mogą iść do klubu, który jest zgodny z prawem i bawić się równie dobrze? - odparłem jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Mnie to zbytnio nie obchodzi. To ty zniesławiłeś nasz klub, między innymi przed stałymi bywalcami i to przez Ciebie biznes upada. Mam nadzieję, że wyrażę się jasno. Do końca tygodnia chcę widzieć 15 000 funtów, albo coś złego stanie się tej pięknej panience, której ochroniarzem teraz jesteś - rzucił mi na stolik zdjęcia Valerie ze mną w centrum handlowym, a ja przysięgam, że moje serce na chwilę się zatrzymało.
-Skąd o niej wiecie - uderzyłem pięścią o blat stolika. Czułem, że za chwilę wybuchnę.
-Zawsze się orientuję w takich sprawach, szczególnie, że zapewnią mi zysk. Taki biznes. Więc jeśli ty nam nie zapłacisz, zrobi to ojciec tej Crossley, przecież śpi na pieniądzach, a czego to nie zrobi tatuś, żeby odzyskać ukochaną i jedyną córkę całą i zdrową?
-Nie mieszajcie jej w to - syknąłem.
-Uspokój się. Chciałbym Cię uświadomić tylko, że przy takiej opcji to twój kochany pracodawca dowie się ze to przez ciebie jego córeczka była zagrożona i na pewno tego tak nie zostawi, nie dość że stracisz prace, to może jeszcze doigrasz się większych kłopotów. Wybór należy do Ciebie - znowu ten psychopatyczny śmiech. Jeśli jeszcze raz go usłyszę to poprzestawiam mu tę jego zadufaną w sobie i pewną siebie twarzyczkę.
-Nie tkniecie Valerie, wam by zaszkodziło, bo gdybyście ją porwali, zainteresowałaby się wami policja - wstałem od stolika z zamiarem wyjścia stamtąd, bo przysięgam, jeszcze chwila i nie ręczyłbym za siebie.
-Dlatego tez ciesz się ze idę ci na rękę i daję szanse żebyś to ty nam płacił, pomimo tego, że z porwania Valerie i okupu za nią mielibyśmy dużo więcej pieniędzy. W końcu byliśmy kiedyś przyjaciółmi, a czego się nie robi, żeby przyjaciel był zadowolony, prawda Louis?
-Jak śmiesz w ogóle mówić takie rzeczy.
-A nie przyjaźniliśmy się? Nieważne, widzę, że śpieszy Ci się, żeby stąd wyjść. 15 000 funtów raz na jakiś czas to chyba nie dużo, przecież pracujesz teraz u milionera, dla którego pieniądze nie graja roli, szczególnie jeśli chodzi o jego córkę. Do końca tygodnia czekam na pieniądze. Do zobaczenia Louis.
Nie chciałem nawet na niego patrzeć. Z trzaskiem zamknąłem drzwi od samochodu kiedy tylko zająłem miejsce kierowcy. Uderzyłem kilka razy pięściami o kierownicę i ukryłem twarz w dłoniach. Cholera w co ja się wpakowałem. A teraz jeszcze grożą Valerie. Jeśli jej coś się stanie, nie wybaczę sobie tego. Właśnie Valerie! Spojrzałem na zegarek była 21, a jej wciąż nie było w domu. Usiadłem na kanapie i otworzyłem piwo. Musiałem się uspokoić. Zapomniałem, jak nieodpowiedzialny jest Harry. On nie rozumie, że powinienem być z Valerie 24 godziny, 7 dni w tygodniu, inaczej jej ojciec by mnie zabił. Szczególnie teraz kiedy groziło jej prawdziwe niebezpieczeństwo i to przeze mnie. Nawet nie dzwoniłem, wiem, że żadne z nich zapewne nie odebrałoby telefonu. Dwa piwa i niecałą godzinę później usłyszałem w hallu głośny śmiech Valerie połączony ze śmiechem Hazzy.
-Dziękuję za wszystko Harry, było naprawdę zjawiskowo - powiedziała szczerząc się do niego jak gdyby nigdy nic.
-O świetnie, że się w końcu pojawiliście - powiedziałem sarkastycznie, starając się być spokojny. - Styles czy ty do cholery jesteś normalny?!
niedziela, 17 sierpnia 2014
Rozdział 6 - It's Hard To Run Away From The Past
Nareszcie udało mi się znaleźć chwilę czasu i poprawić rozdział. Może nie jest tak długi, jak poprzedni jednak mam nadzieję, że się spodoba.
Dziękuję za nominację Ho ney, jednak odmówię :C
Chciałabym zauważyć również, że na blogu przekroczyliście 1 100 wyświetleń, co jest dla mnie niemałym wyróżnieniem, nie zdajecie sobie sprawy nawet jak jestem szczęśliwa. Choć jest mało komentarzy, cieszę się, że jednak ktoś czyta to, co piszę. Jest to dla mnie naprawdę niemałe wyróżnienie, dlatego jeszcze raz wielkie DZIĘKUJĘ. A tymczasem, życzę miłego czytania! ;)
Dziękuję za nominację Ho ney, jednak odmówię :C
Chciałabym zauważyć również, że na blogu przekroczyliście 1 100 wyświetleń, co jest dla mnie niemałym wyróżnieniem, nie zdajecie sobie sprawy nawet jak jestem szczęśliwa. Choć jest mało komentarzy, cieszę się, że jednak ktoś czyta to, co piszę. Jest to dla mnie naprawdę niemałe wyróżnienie, dlatego jeszcze raz wielkie DZIĘKUJĘ. A tymczasem, życzę miłego czytania! ;)
Rozdział 6 - It's Hard To Run Away From The Past
-Hej Louis, jak Ci się spało? - zapytałam zaspana wchodząc do kuchni. Siedział przy kuchennej wysepce i czytał gazetę, popijając kawę.
-Mi wyjątkowo dobrze, ale to ja powinienem zapytać o Twój sen, nie wyglądasz za dobrze.
-Och tak, dziękuję, przecież każda dziewczyna marzy żeby usłyszeć takie coś z samego rana - odparłam, wsypując płatki do miski. Chłopak był wyraźne rozbawiony. Może rzeczywiście powinnam się trochę ogarnąć zanim zeszłam na dół. Rozczochrane włosy i przewiązany niedbale szlafrok nie kojarzyły się raczej z dobrym samopoczuciem.
-Oj przestań, dowiem się w końcu jak Ci się spało?
-Nigdy nie spało mi się lepiej - odpowiedziałam sarkastycznie. To będzie ciężki dzień.
-Poddaję się - odłożył gazetę i uniósł ręce w geście obronnym, szczerząc się do mnie.
-Val, chciałem jeszcze raz podziękować za wczoraj. Myślę, że powinienem też przeprosić.
-Za co? - spytałam skonsternowana, wpychając w siebie kolejną łyżkę jedzenia.
-Za Harry'ego. Wiesz, on jest dość - przerwał na chwilę, jakby zastanawiając się nad czymś- specyficzny. O tak, specyficzny to jest dobre słowo.
-Przestań, pomimo jego "specyficzności" i tak go lubię. Mam nadzieję, że chłopacy będą częściej wpadać.
-Jeśli nie będziesz miała nic przeciwko. Zabiorę Cię kiedyś na bilard razem z nimi.
-Genialny pomysł - wykrzyknęłam rozentuzjazmowana. Nagle naszą rozmowę przerwał mój telefon.
-Halo?
-Cześć córeczko, dziś jest premiera mojego najnowszego filmu w kinie Odeon. Niestety nie uda mi się dojechać na czas, jak planowałem, a chciałem zrobić Ci niespodziankę.
-No dobrze, dlaczego mi o tym mówisz? - zapytałam znudzona, grzebiąc łyżką w reszcie mleka, które zostało w miseczce. Louis patrzył na mnie pytająco. Tata dzwoni powiedzieć, że nie przyjedzie, tylko po co. Cholera, chyba chce, żebym się bardziej denerwowała.
-Bo wiesz, pomyślałem, że jeśli nie masz co robić, to może poszłabyś na tę premierę za mnie? Byłaś już ze mną parę razy, wiesz jak się zachowywać.
-Jasne - odetchnęłam spokojnie i od razu się zgodziłam, bo chociaż raz pomyślał o mnie, co było dziwne, ale jednak cieszyłam się.
-Mogę kogoś zabrać ze sobą?
-Jasne, bierz kogo chcesz. Lerie, muszę kończyć, mam ważne spotkanie. Dobrej zabawy życzę!
-Pa tato, dziękuję - rozłączył się szybciej niż zdążyłam to powiedzieć. Denerwowało mnie to, jednak teraz byłam bardziej podniecona dzisiejszym wydarzeniem. Louis patrzył na mnie pytająco.
-Jedziemy na zakupy! - Pociągnęłam go za rękę na górę i wbiegłam do swojego pokoju ubrałam coś wygodnego, zrobiłam ma poczekaniu lekki makijaż.
-Po co te całe zakupy? - zapytał kiedy siedzieliśmy już w samochodzie.
-Wiesz, idziemy dziś na premierę filmu mojego taty. Będziesz moją osobą towarzyszącą - odpowiedziałam podekscytowana.
-A co na to Twój tata? Powinienem pójść tam jako ochroniarz, nie osoba do towarzystwa.
-A co on ma do tego? Powiedział, że mogę kogoś zabrać, a co ja mogę na to, że chcę Ciebie?
-Dobra, może trochę za bardzo dramatyzuję, lećmy szukać tej sukienki i jak najszybciej się zwijajmy. Wiesz co robią zakupy z facetami - zaśmiał się wdzięcznie, na co mu tylko zawtórowałam i ruszyłam przed siebie znaleźć tę idealną kreację.
***
Ubrana w długą miętową sukienkę i gotowa do wyjścia czekałam na Louisa. Sprawdziłam jeszcze raz swój wygląd w lustrze i chwyciłam torebkę. Nagle do pokoju wszedł Lou. Wyglądał bardzo dobrze. Marynarka idealnie na nim leżała, a jego grzywka była lekko podkręcona do góry. Moim zdaniem, miał jakąś fobię na punkcie swoich włosów, ponieważ zawsze muszą być perfekcyjnie ułożone.
-Wyglądasz nieziemsko - powiedział obracając mnie.
-To samo mogłabym powiedzieć o Tobie - udałam, że dokładnie lustruję jego wygląd, a na koniec cmoknęłam ustami i pokręciłam z aprobatą głową, na co wspólnie wybuchliśmy śmiechem
-Gotowy?
-Jasne, jak zawsze - zaprowadził mnie do samochodu i jak na dżentelmena przystało otworzył mi drzwi i pomógł mi wsiąść.
-Czemu chciałaś zabrać akurat mnie, a nie na przykład Caroline?
-Bo to właśnie ty jesteś na mnie skazany, a Caroline zapewne zbyt by się wczuła w wystąpienie na czerwonym dywanie. Pomyślałaby jeszcze, że jest gwiazdą czy coś - powiedziałam wywracając teatralnie oczami. Uśmiechnął się pod nosem nie odrywając wzroku od jezdni. Kiedy dojechaliśmy na miejsce Louis zaparkował niedaleko wejścia i udaliśmy się na czerwony dywan. Już kiedyś tu byłam, tylko, że z ojcem, a tym razem jestem z chłopakiem, który jest tylko moim ochroniarzem, ale jestem pewna, że media się o tym rozpiszą. Chwyciłam go pod rękę i ruszyliśmy w stronę wejścia. Jednak on odsunął się ode mnie o krok i stwierdził, że tak będzie lepiej wyglądało, ponieważ jest "tylko ochroniarzem". Po krótkiej sprzeczce dał się w końcu namówić, żeby iść przy moim boku, jak normalny człowiek.
-Nie mówiłaś, że paparazzi będą nas fotografować - szepnął mi do ucha kiedy pozowaliśmy do kolejnych zdjęć. -Poprawiłbym włosy, czy coś, przygotował się jakoś.
-Bo myślałam, że to oczywiste - odpowiedziałam mu starając się powstrzymać śmiech co do jego wcześniejszej uwagi o swojej fryzurze.
-Sądziłem, że będą ich interesować tylko ważniejsze osoby.
-Jestem córką reżysera, jestem ważna - ustawiliśmy się do ostatnich zdjęć i weszliśmy do głównego hallu kina, gdzie tabloidy nie miały wstępu. Przywitałam się z kilkoma ludźmi, którzy znali mnie dzięki mojemu ojcu. Nagle podszedł do mnie Steve, czyli chłopak z którym umawiałam się jeszcze niecały rok temu. Steven jest synem scenarzysty, i poznałam go przez znajomości taty. Ojciec nadal chciałby, żebym się z nim spotykała, bo uważa, że do siebie pasujemy, jednak nie wie jaki tak naprawdę jest. Podczas gdy był ze mną, wyrywał inne dziewczyny na jego pieniądze, samochody i gadżety. Jak teraz o tym myślę to po prostu chce mi się rzygać takimi ludźmi. Już nawet podryw Harry'ego był bardziej znośny. Cholera, czemu myślę o Harrym? Ciekawszym pytaniem jest czemu na myśl o tym uśmiechnęłam się pod nosem.
-Hej kochanie - podszedł i chciał mnie cmoknąć, ale szybko się odsunęłam.
-Valerie nie chce z Tobą rozmawiać, przykro mi - mieliśmy już odchodzić, kiedy Steve zawołał za nami.
-No przestań skarbie, porozmawiaj ze mną chwilę.
-Czego chcesz? - zapytałam z zaciśniętą szczęką. Nie rozstaliśmy się w dobrych stosunkach.
-Od naszego zerwania nie odezwałaś się do mnie.
-Bo nie mamy o czym rozmawiać, zrozum to.
-Lerie, nie wygłupiaj się - powiedział lekko ściszonym tonem zbliżając się do mnie. - Nie przekreślaj tego wszystkiego co nas łączyło.
-Valerie nie chce z Tobą rozmawiać, czy nie wyraziła się jasno? - zapytał bardzo opanowany Louis, jednak zauważyłam, że jego prawa pięść jest ściśnięta.
-Kto to jest? Twój nowy kochaś? To teraz z nim się pieprzysz? - wraz z każdym kolejnym jego słowem coś się we mnie gotowało, i już wymierzałam mu policzek, jednak Lou był całkiem opanowany, objął mnie ramieniem i spojrzał wzrokiem mordercy na mojego byłego chłopaka.
-Dla Twojej informacji nie sypiamy ze sobą, a ja jestem tylko jej ochroniarzem. Nie wiem czemu ci to mówię, ponieważ nie powinno Cię to obchodzić, zrozum, że to naprawdę nie jest Twoja sprawa. Chodź Val - ścisnęłam w dłoniach torebkę i wtuliłam się w jego bok. Wyszeptałam ciche dziękuję, na co odpowiedział mi buziakiem w czubek głowy.
-Od tego tu jestem - od razu udaliśmy się do sali, w której wyświetlany był film. Nie miałam ochoty spotykać nikogo więcej ani z nikim rozmawiać. Oparłam głowę o ramię Louisa i nagle poczułam, jak bardzo jestem zmęczona. Czemu ten film musi tyle trwać? Po jakimś czasie, stwierdziłam, że jest o dziwo nudny, kolejny hollywoodzki romans, który zakończy się happy endem. Szepnęłam Louisowi na ucho, że bardzo chciałabym być już w domu, a on zabrał mnie stamtąd jeszcze przed końcem seansu. Podróż minęła w ciszy ponieważ prawie przysypiałam na fotelu. Jak tylko znaleźliśmy się pod domem podbiegł do drzwi pasażera i pomógł mi wysiąść. Wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju, układając mnie delikatnie na łóżku. Kiedy wyszedł przebrałam się w luźną koszulkę, która leżała obok mojego łóżka i starałam się zasnąć, jednak nie udało mi się to.
*Louis POV*
Odłożyłem Valerie na łóżku najdelikatniej jak tylko się dało i po cichu udałem się do mojego pokoju. Ubrany wyłącznie w bokserki położyłem się na łóżku i wpatrywałem w sufit. Jak zwykle nie mogłem zasnąć. Co chwila sprawdzałem telefon z nadzieją, że dziś nie dostanę kolejnej wiadomości, która pogrąży moje nadzieje, że w końcu uwolnię się od poprzedniej pracy. Przed snem zawsze lubiłem rozmyślać o wszystkim, co dzieje się w moim życiu. Dokładnie pamiętam jak pierwszego dnia przeszedłem załamanie. Kiedy tylko ją zobaczyłem, wiedziałem, że będę miał problemy. Często wdawałem się w przelotne flirty a tym razem nie byłem pewien, czy uda mi się tak po prostu z nią pracować wiedząc, że nie będzie mi dane jej poderwać. Jest taka śliczna, a jedyne co mogę zrobić to siedzieć z nią całe dni i być dla niej miły. Musiałem podołać nie lada wyzwaniu i oddzielić życie prywatne od służbowego. Moje rozmyślania przerwała dziewczyna, która weszła do mojego pokoju.
-Nie śpisz? - zapytała cicho obserwując mnie. W odpowiedzi pokręciłem głową i poklepałem miejsce koło mnie.
-To samo pytanie mógłbym zadać Tobie - odpowiedziałem zdziwiony. Przed chwilą dosłownie zasypiała mi na rękach a nagle przychodzi do mnie do pokoju.
-Nie mogę spać. Za dużo myślę - położyła głowę na moim ramieniu i objęła mnie ręką. Na jej gest lekko się wzdrygnąłem, zaskoczyła mnie. Chyba wyczuła moje zdziwienie bo uniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy jakby oczekiwała aż coś jej powiem. Jednak po chwili wróciła do tej pozycji, w jakiej leżała przed chwilą.
-Chciałbym móc ci pomóc, ale nie Jestem w tym dobry - nie odpowiedziała nic. Leżała skulona obok mnie i wybijała nieskładny rytm palcami na moim brzuchu.
-Czemu moje życie tak się komplikuje? Jestem przecież taka młoda, a tyle się już wydarzyło.
-Chociaż nie narzekasz na nudę.
-To chyba jedyny plus, bo oprócz tego mam zawsze tylko jakieś problemy.
-Mówisz o tym kretynie dziś w kinie?
-Mówię o wszystkim. O śmierci mamy, o pracoholizmie taty, o odejściu Paula, o fałszywych przyjaciółkach, z których została mi tylko Caroline, czy nawet o moim byłym, który według mojego taty jest idealnym materiałem na chłopaka.
-Nie przejmuj się, moje życie też nie było usłane różami, a do wszystkiego co mam teraz musiałem dojść sam.
-Co masz na myśli?
-Jak byłem młody i głupi i pilnie potrzebowałem pieniędzy wplątałem się w pewne interesy. Nielegalne oczywiście. Przyjaciel poprosił, żebym pomógł mu pilnować porządku w jego klubie. Zgodziłem się bez wahania, jednak dopiero kiedy dowiedziałem się, że to nielegalny rynek zrezygnowałem. Musiałem chronić bliskich, bo groziło im niebezpieczeństwo ze strony wszystkich tych przestępców, którzy tam mieli swój azyl.
- Nie wiem, co mogłabym Ci na to odpowiedzieć, ale cieszę się, że mi to opowiedziałeś. Mogłabym mieć do Ciebie prośbę?
-Jasne, co tylko chcesz - odpowiedziałem troskliwie, poruszony jeszcze odrobinę wspomnieniami, których nie zaliczam do tych kolorowych.
-Zaśpiewasz mi jeszcze raz?- zapytała zaspanym głosem, kończąc tym samym temat. Swoją drogą nie chciałem go kontynuować więc prawie natychmiast z moich ust wydobywały się kolejne słowa piosenki zespołu The Fray. Czułem, że powoli zasypia. Po chwili uspokoił się jej puls i rozluźniła swoje ciało. Przełożyłem ją delikatnie tak, że leżała koło mnie. Czułem ją obok. Poprawiając się przez sen otuliła moją klatkę piersiową w mocnym uścisku. W tym momencie coś mnie ruszyło. Wiedziałem, że nie mogę tego tak zostawić. Jeszcze zaangażowałbym się za bardzo. Udało mi się wyplątać z jej ramion i delikatnie zaniosłem ją, po raz kolejny tego dnia, do jej pokoju i otuliłem kocem. Stałem jeszcze chwilę i obserwowałem jak spokojnie śpi. Po chwili wróciłem do mojego pokoju i ponownie pogrążyłem się w rozmyślaniu. Teraz muszę skupić się tylko na jednym. Nie mogę pozwolić na to, żeby jakiekolwiek uczucia silniejsze od przyjaźni pojawiły się w moim życiu w stosunku do Valerie. Nie teraz. Ale kiedyś zawalczę, obiecuję.
Obudziłam się wcześnie rano i rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w swoim pokoju, co oznaczać mogło tylko, że albo przyśniło mi się, że do niego poszłam, albo przeniósł mnie tu kiedy zasnęłam. Jeśli rzeczywiście go odwiedziłam, byłam mu wdzięczna za troskę ale z drugiej strony zastanowiło mnie, czemu nie zostawił mnie u siebie. Za wszelką cenę starałam się zasnąć, niestety nie udało mi się, przewracałam się tylko z boku na bok i dręczona myślami nie mogłam spokojnie odpłynąć. Po jakiejś godzinie nieudolnych prób, nagle zadzwonił mój telefon. Nie patrząc nawet kto dzwoni automatycznie odebrałam. Sądziłam, że to mój tata, jednak wielce się zdziwiłam.
-Halo - powiedziałam zaspanym głosem.
-Valerie, przepraszam jeśli cię obudziłem - moje oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. Harry Styles we własnej osobie.
-Nie, w sumie i tak nie mogłam zasnąć, coś się stało?
-Tak - zdziwiona poderwałam się na łóżku i czekałam na to co mi powie. - Chociaż w zasadzie to nie. Bo ja .. ja chciałem tylko zapytać czy masz dziś czas.
-Wiesz, nie widziałam się jeszcze dziś z Louisem więc nie wiem jak z jego planami, ale ja żadnych nie mam. Chcecie wpaść z chłopakami?
-Nie, Valerie, źle mnie zrozumiałaś - co do cholery? On chyba nie mówi o .. - Chciałem zapytać czy wyszłabyś ze mną do restauracji, może na jakiś film do kina? Nie daj się prosić.
-Sama nie wiem, Harry.
-Obiecuję, że Ci się spodoba, a jeśli nie po prostu dam sobie spokój, dobrze?
-Niech Ci będzie, zgadzam się - w słuchawce usłyszałam głębokie odetchnięcie i dźwięczny śmiech Harry'ego.
-Miałem nadzieję, że się zgodzisz, będę o 7, do zobaczenia! - powiedział dziwnie szczęśliwy.
-Do zobaczenia - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Po chwili zeszłam na dół zjeść śniadanie, bo czułam, że już dziś nie zasnę. Zajrzałam do salonu, gdzie siedział rozwalony na kanapie Louis i oglądał powtórkę XFactora.
-Długo tu siedzisz? - zapytałam na co spojrzał zdziwiony.
-Już wstałaś? Nie za wcześnie?
-Daruj sobie ten sarkazm, nie wyspałam się - odpowiedziałam siadając obok niego.
-Ja wręcz przeciwnie - czy to była jakaś sugestia, że beze mnie mu się lepiej spało? Czas mu dopiec.
-Słuchaj, wychodzę dziś wieczorem. Możesz sobie zaplanować jakoś, masz wolne - oznajmiłam przechodząc do kuchni. Po chwili, kiedy już jadłam dołączył do mnie Louis.
-Mam Cię zawieźć do Paula potem?
-Nie, nie trzeba. Nie jadę do niego - otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak po chwili po prostu wyszedł, chyba uświadamiając sobie, że to nie jego sprawa.
Koło godziny 19 rozległ się dzwonek do drzwi. Byłam już gotowa do wyjścia. Kiedy byłam w połowie drogi, zauważyłam Louisa, który uprzedził mnie i wpuścił Harry'ego. Obserwowałam wszystko ze schodów.
-Hej Stary, co ty tu robisz? Już się stęskniłeś? - zapytał śmiejąc się wdzięcznie. - Dobrze się składa, że wpadłeś bo Valerie dziś wychodzi.
-W zasadzie Lou, to ona wychodzi ze mną - Harry zakłopotany, wolną ręką przeczesał ręką swoje włosy, ponieważ w drugiej trzymał ogromny bukiet kwiatów. Tomlinson tylko patrzył na niego jakby zszokowany.
-Ale .. ale jak to? - zapytał zmieszany.
-Cześć Harry - czułam, że to moment, w którym powinnam "wkroczyć". - Gotowy do wyjścia?
-Tak Valerie, proszę, to dla Ciebie - odebrałam piękne kwiaty i zaniosłam je szybko do kuchni.
-Lou, nie powinnam wrócić bardzo późno, zajmij się czymś pożytecznym - wysłałam mu buziaka w powietrzu i wyszłam przed dom, czekając na mojego towarzysza.
-Do zobaczenia niedługo - powiedział Harry do oniemiałego jeszcze Louisa i zamknął za nami drzwi.
-Valerie, cieszę się, że się zgodziłaś - pomógł mi wsiąść do samochodu, a ja obserwowałam go jak zajmował swoje miejsce.
-Więc gdzie jedziemy.
-To niespodzianka - uśmiechnął się pod nosem i ruszył z podjazdu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)